Podczas przejazdu ulicami Skoków policjanci z lokalnego komisariatu zauważyli, że jadący z naprzeciwka samochód daje im wyraźne sygnały, używając świateł drogowych. Po chwili z auta wysiadł starszy mężczyzna, który poprosił funkcjonariuszy o zawiezienie jego synowej i jej trzyletniego syna do szpitala. Mężczyzna miał problem z prowadzeniem auta, ponieważ — jak wyjaśnił — w pośpiechu przed wyjazdem uderzył głową o drzwi. Po zabraniu matki i dziecka do radiowozu rozpoczął się wyścig z czasem.

"Walka trwała kilkanaście minut"

— Kobieta w trakcie przejazdu mówiła, że syn nagle stracił przytomność, nie było z nim żadnego kontaktu, zamykał oczy. Z ust jego wyciekała biała substancja-piana. Tłumaczyła, że wezwała karetkę pogotowia do domu, lecz długo nie przyjeżdżała — tłumaczył mł. asp. Dominik Zieliński z Komendy Powiatowej Policji w Wągrowcu.

To nie był zwykły przejazd do szpitala — kobieta usiadła z tyłu, a dziecko trzymał policjant siedzący na miejscu pasażera. Przez całą drogę wybudzał go z omdleń, a w tym samym czasie dyżurny policjant kontaktował się ze szpitalem w Wągrowcu, by przyspieszyć akcję ratunkową. — Walka o stan malca trwała przez kilkanaście minut — dodał policjant.

Próba wcześniejszego kontaktu ze szpitalem opłaciła się, bo trzylatek natychmiast otrzymał niezbędną pomoc. Po kilku godzinach policjanci otrzymali informację od dziadka, że jego wnuk w znacznie lepszym stanie trafił do szpitala dziecięcego w Poznaniu.