Wprawdzie XXI wiek zaczął się w 2001 roku, ale taką magiczną datą, która symbolizuje wejście w niemal nową erę dla wielu osób jest rok 2000. Nie dziwi zatem, że IBRM Samar właśnie od tego czasu prześledził zmiany, jakie zaszły w polskim rynku samochodów osobowych do dzisiaj.

W tym okresie przybywało marek samochodowych (SsangYong), były i takie, które zniknęły na jakiś czas, aby powrócić ze zdwojoną siłą i odnoszą teraz sukcesy w Polsce (np. Mazda). Na nasz rynek powróciła również znana z czasów komunistycznych Dacia. Oczywiście nowe modele (Logan, Sandero czy Duster) nie miały nic wspólnego z tymi oferowanymi przed 1989 rokiem.

Rok 2000 – 35 marek, rok 2020 – 49 marek

Ostatnie dwadzieścia lat to również czas, gdy zakończono produkcję Malucha (2000 r.) oraz wysłużonego Poloneza (2002 r.). W efekcie tych zmian liczba marek samochodowych zwiększyła się z 35 w 2000 r. do 49 w 2020 r. Więcej jest teraz także modeli aut osobowych sprzedawanych na naszym rynku – obecnie jest ich 369, podczas gdy 20 lat temu było 216.

Przy takiej wzrostowej tendencji nie dziwi, że obecnie więcej jest rejestrowanych nowych samochodów – w roku 2000 do ewidencji wprowadzono 361 146 egzemplarzy, a w obecnym ma ich być około 420 tys. sztuk (prognoza).

Jesteśmy bardziej wymagający, a najwięcej kupują firmy

Na przestrzeni 20 lat zmienił się również rodzaj klienta decydującego się na zakup nowego samochodu. W 2000 roku różnego rodzaju firmy stanowiły zaledwie 4,6 proc. nabywców, a obecnie to indywidualni klienci są w mniejszości, bowiem zakupy firmowe stanowią aż 70,3 proc. kupionych pojazdów.

Analiza Samaru pokazuje, że dzisiejsi nabywcy nowych samochodów są bardziej wymagający niż ci sprzed dwudziestu lat. W efekcie udział aut segmentu premium wzrósł z 1,3 proc. do 17,8 proc. W ślad za tym powiększyła się średnia cena kupowanego samochodu. Dwadzieścia lat temu płaciliśmy przeciętnie 40 097 zł, a obecnie – 121 804 zł. To oczywiście nie tylko dowód na wybór bogato wyposażonych modeli, lecz także na stopniowy wzrost cen aut we wszystkich klasach. Przecież nadal niewielu może pozwolić sobie na marki premium.

Dziś wydajemy na auto więcej średnich pensji

Wyższe ceny samochodów, wybór lepiej wyposażonych wersji, a do tego nadal zbyt duży rozdźwięk pomiędzy cenami, a zarobkami sprawiają, że obecnie klient indywidualny przeznacza na zakup samochodu więcej pensji niż 20 lat temu. Wówczas auto kupowało się przeciętnie za 20,8 średnich wynagrodzeń, a obecnie za 22,6 pensji.

Z raportu wynika, że staliśmy się bardziej wymagający nie tylko pod względem bogatszego wyposażenia, lecz także mocy kupowanych aut. Dwadzieścia lat temu nowy pojazd miał średnio 73,1 KM, a dziś – 146,2 KM. Inna sprawa, że teraz sprzedawane samochody mają wyższą moc niż 20 lat temu, bo już nawet silniki małych aut przekraczają 100 KM.

Wzrosła nie tylko moc, lecz także przeciętna pojemność silników. Jest to ciekawa tendencja w dobie downsizigu. Niby pojemność się zmniejsza i rośnie znaczenie silników doładowanych, a tymczasem 20 lat temu średnia pojemność wynosiła 1,31 l, a dziś jest to przeciętnie 1,58 l.

20 lat temu prawie nie było SUV-ów

Na koniec zmiana, która w dobie mody na wszelkiego rodzaju SUV-y czy crossovery nie powinna dziwić. Sedany, kombi, hatchbacki, a przede wszystkim vany straciły na znaczeniu, a pseudoterenowe modele zyskują coraz bardziej. W efekcie aż 40,8 proc. rynku nowych samochodów stanowią dzisiaj właśnie SUV-y, podczas gdy 20 lat temu było to tylko 0,8 proc. Oczywiście nie można zapominać, jak niewiele firm oferowało wówczas auta tego typu. Tymczasem dzisiaj każda szanująca się marka ma po kilka takich modeli w różnych klasach.

Ładowanie formularza...