Na temat naszego kraju i zachowań Polaków powstało już wiele żartów. Czy teraz ta gama poszerzy się o kolejne docinki, tym razem dotyczące - delikatnie mówiąc - idiotyzmów naszej motoryzacji? To całkiem możliwe, jednak nam nie jest do śmiechu. Żyjemy w takiej rzeczywistości, w której nie wiadomo czego można się spodziewać. Kolejne ujawniane absurdy nasuwają pytanie - czy śmiać się czy płakać? Niestety tych głupot "made in Poland" jest sporo, zaczynając od polskich dróg, zielonych strzałek, akcyzy na gaz, a kończąc na marnotrawstwie naszych pieniędzy z opłaty recyklingowej.

Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. Przede wszystkim nasze niedoskonałe prawo, które jest na siłę naginane. Przykłady mnożą się w przypadku sieci polskich dróg i inwestycji z nią związanych. Gdzie te absurdy? Chociażby prawo dotyczące przetargów, którego nowelizację rozpoczęto dopiero wtedy, gdy jasne stało się, że nie zdążymy z budową dróg na Euro 2012. Brak wcześniejszego zaangażowania w doskonalenie prawa i wypełnianie luk, poskutkowało takimi idiotyzmami jak odrzucenie oferty na budowę mostu w ciągu Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, spowodowane pomyłką na 47 zł, co kosztowało masę czasu i pieniędzy. Wydaje się jednak, że może być znacznie gorzej. Istnieje ryzyko, że kolejny absurd może całkiem zablokować budowę dróg. Chodzi o niezgodność naszego prawa dotyczącego środowiska, z unijnymi dyrektywami. Gdyby urzędnicy nic nie zrobili w tej sprawie, niemożliwe byłoby terminowe wybudowanie finansowanych przez Unię dróg.

Kolejnym powodem do zmartwień są nie zawsze przemyślane i dopasowane do naszej rzeczywistości pomysły urzędników. Wystarczy przytoczyć sprawę zielonych strzałek, warunkowo zezwalających na skręt w prawo. W 2003 roku zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Infrastruktury, ze względu na bezpieczeństwo kierowców, w praktyce z większości skrzyżowań usunięto wspomniane strzałki (w tym samym czasie na zachodzie zaczęto je wprowadzać). Wtedy wydano sporo pieniędzy na ich zdemontowanie czy zakrycie. Dopiero po pięciu latach stwierdzono, że decyzja ta nie wpłynęła jednak na poziom bezpieczeństwa, natomiast zwiększyły korki. Ostatecznie strzałki wróciły do łask, a pieniądze z kieszeni podatników zostały wydane na ponowne zamontowanie sygnalizatorów. Jak widać niektóre, nawet zaszczytne idee nie trwają zbyt długo. Tak prawdopodobnie stanie się także z kontrowersyjną jazdą z włączonymi światłami przez cały rok. Kwestia ta jest dyskusyjna, jednak ciężko komukolwiek przyznać rację. Włączone światła miały zwiększyć bezpieczeństwo i ograniczyć liczbę wypadków. W ciągu roku niestety ta druga wartość wzrosła, chociaż zmalała liczba samych zderzeń czołowych. Ogólnie rzecz biorąc powoływanie się na statystyki z tak krótkiego okresu nie ma sensu, gdyż trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników, także spory przyrost nowych aut na drogach. Pojawiły się jednak pierwsze próby zrezygnowania z tego zapisu. Najgorsze jest to, że koszty tych wszystkich decyzji ponoszą zwykli ludzie.

Koszty wprowadzenia jakiegoś pomysłu w życie czy rezygnacja z niego to jedno, natomiast niegospodarność władz to inna kwestia. Polscy kierowcy płacą słono za poruszanie się po drogach. Akcyza w paliwie, podatki, winiety dla ciężarówek itd. Pieniądze te według zapowiedzi miały zasilić budżet i pozwolić na budowę nowych dróg. Tych na razie nie widać zbyt wiele, a jak już coś się buduje to większość pieniędzy pochodzi z Unii Europejskiej. Co zatem dzieje się z naszymi pieniędzmi? Dobrym przykładem obrazującym marnotrawstwo jest opłata recyklingowa, którą w wysokości 500 zł płacą właściciele samochodów rejestrowanych po raz pierwszy w Polsce. Pieniądze te miały trafiać na dofinansowanie firm zajmujących się utylizacją wraków samochodów. Okazuje się jednak, że zbierana od 2006 roku okrągła sumka zostanie dosłownie zagarnięta i przeznaczona na organizację XIV Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu, na którą nie zapewniono w budżecie funduszy.

Cały świat dąży do tego, żeby motoryzacja była nieco bardziej ekologiczna, ale w Polsce jak widać wszystko dzieje się nieco na opak. Na zachodzie pojawia się coraz więcej hybryd, zmniejszane jest zużycie paliwa, a u nas? My niedługo być może w ogóle przestaniemy jeździć. Jedna z najwyższych w Unii Europejskiej stawka podatku VAT na paliwo to dobry sposób na ograniczenie jego zużycia. Niezrozumiałe jest jednak planowane podwyższenie akcyzy na LPG. Pojazdy zasilane gazem emitują dużo mniej szkodliwych związków niż tradycyjne. W przypadku zwiększenia ceny LPG, rynek instalacji gazowych może szybko się załamać, gdyż ich montaż nie będzie dłużej opłacalny.

Z podatkiem VAT wiąże się jeszcze jeden polski absurd - od aut służbowych można go odliczyć, zatem przedsiębiorcy starają się naginać ten przepis, aby na tym skorzystać. Kiedyś było to łatwe, VAT od zakupu samochodu i paliwa można było odliczyć jeśli auto posiadało kratkę i homologacje na samochód ciężarowy. Dochodziło do takich sytuacji, że po drogach jeździły "ciężarówki" szybsze od osobówek (np. Porsche z kratką zaraz za zagłówkami). Później postanowiono zdefiniować pojęcie samochód ciężarowy za pomocą wzoru Lisaka, ustalającego ładowność auta, powyżej której można odliczyć VAT. To rozwiązanie także nie przetrwało zbyt długo. Teraz o tym, kto może starać się o odliczenie podatku, decyduje spełnienie wymogów ustawy, przy czym pełną kwotę można odliczyć m.in. od aut powyżej 3,5 tony, od samochodów dostawczych (w przypadku jednego rzędu siedzeń, a jeśli są dwa lub więcej, to długość przestrzeni bagażowej musi być większa od połowy długości wnętrza), pickupów i samochodów specjalnych. Problem w tym, że nie każda osoba prowadząca działalność gospodarczą (np. informatyk) potrzebuje samochód dostawczy. Zawsze można jednak jeździć trochę taniej.

Do czego doprowadzą te wszystkie decyzje? Chcemy iść na przód, ale istnieje ryzyko, że zaczniemy się cofać. Wysokie koszty paliwa, to wzrost cen pozostałych produktów i usług. To także wzrost cen (i tak już wysokich) usług budowlanych, czyli także budowy dróg. Z kolei brak rozwiniętej sieci drogowej to paraliż komunikacyjny. Nie możemy sobie pozwolić na takie konsekwencje. Przyszedł chyba czas na to, żeby wprowadzić nieco normalności w tym kraju. Dopiero wtedy może dziać się coś dobrego, kiedy poszczególne decyzje będą podejmować eksperci, a nie osoby z przypadku. W przeciwnym wypadku te absurdy będą się za nami ciągnąć i powodować frustracje.