Przede wszystkim od startu jechaliśmy tuż za wszystkimi motocyklami. Ja wiedziałem już od kilku miesięcy, że nie będzie prologu i zamiast niego będziemy startować według numerów startowych.

Dla nas quadowców to strasznie trudne. Z tego względu, że te pierwsze odcinki w Argentynie są wąskie lub bardzo wąskie. W takim przypadku quady jadą za motocyklami jak nie ma prologu, a to oznacza, że przed pierwszym quadowcem jest około 200 motocyklistów (w tym roku około 180), z czego połowa jest wolniejsza od nas. To oznacza, że musimy wyprzedzać.

I to jest wiele manewrów wyprzedzania w takich bardzo ryzykownych warunkach. Trzeba bardzo, bardzo, bardzo uważać. Ja dzisiaj przynajmniej trzy razy zobaczyłem zakręt jak już w nim byłem i to w takiej dużej prędkości, gdyż motocykliści jechali w takim kurzu, że się po prostu po nich nic nie widziało.

Ja musiałem z kolei wyprzedzać, gdyż był to pojazd dużo wolniejszy od mojego. Gdybym ich dzisiaj nie wyprzedził, to jutro byłoby jeszcze trudniej, bo odcinek z Cordoby do La Riochy jest jeszcze węższy. To jest już ścieżka momentami, bo jedziemy trasą, którą jechaliśmy w ubiegłym roku, tylko w drugą stronę.

Ja tutaj nie widziałem nigdzie w tej części Argentyny szerokich dróg, czy szerokich tras. Tutaj są wąskie, lub bardzo wąskie odcinki, co oznacza, że trzeba było dzisiaj wyprzedzić jak najwięcej motocyklistów, bo od jutra startujemy już na wspólnej, połączonej trasie.

Powinienem mieć teoretycznie około 70-80 motocyklistów przed sobą, ale nie wszystkich, którzy jadą wolniej udało mi się dzisiaj wyprzedzić, bo warunki były po prostu zbyt niebezpiecznie i nie można było ani siebie ani kogoś narażać na niebezpieczeństwo.

Było wiele takich sytuacji, gdy na odcinku jechałem za kimś przez długi czas i dopiero szukałem możliwości wyprzedzenia w bezpiecznym miejscu. To oznacza jakieś niewielkie straty czasu, ale zawsze starty.

Odcinek był zgodnie z opisem bardzo zróżnicowany. Od startu jechaliśmy bardzo szybko, nie pamiętam, ale około 140 – 150 km/h jechałem najszybciej. Później były fragmenty bardzo techniczne, potem znowu bardzo szybkie i znowu techniczne. Także wymagający odcinek.Kilka razy spore błoto, kilka razy przejeżdżaliśmy rzeki. Woda była praktycznie wszędzie.

Sprawdzamy teraz pompę paliwową, czy jej nie zalało. Działała, ale pewności nie mam czy nie została zalana, a ona jest akurat bardzo czułym elementem w tym quadzie.

Znakomicie dobraliśmy opony. W prawdzie miałem problemy, bo 320-330 kilometrów dojazdówki sprawiło, że na odcinek specjalny wjeżdżałem z mocno zużytymi już z oponami tylnymi, a one są na takim odcinku bardzo ważne. Natomiast kapitalnie wypadł ich dobór. Na szczęście te opony wytrzymały, tireballsy w tych oponach wytrzymały, co też mnie pozytywnie zaskakuje, bo w ubiegłym roku miałem z nimi poważne problemy (wibracje, awarie).

Najfajniejsze jest to, że wzięliśmy opony Maxxis Razr 2 na przód i to okazało się genialnym rozwiązaniem, gdyż te opony bardzo precyzyjnie prowadzą się w zakrętach. Można quada w zakrętach ustawiać tak, jak samochód rajdowy. To znaczy, że właściwie tylnymi kołami pokonuje się zakręty. Przednie koła tylko inicjują zakręt w pierwszej fazie, natomiast cała reszta to jest rozłożenie masy i odpowiednie manewrowanie tylnymi podnóżkami i kołami. To jest bardzo efektywne. Można dzięki temu szybko jechać, szybko pokonywać nawet ostre zakręty.

Trudno się nie cieszyć z takiego dnia i z takiego odcinka. Byłbym chyba niewdzięcznikiem. Machaczek miał przez chwilę pewien problem techniczny. Zacięła mu się chyba pompa paliwowa, ale puknął w nią i pojechał dalej. Muszę przyznać, że chyba wygrałby odcinek. Nie mogłem go dogonić, jechałem za nim na drugiej pozycji. Wyprzedziłem go wtedy, kiedy musiał przystanąć.

Natomiast Patronelli dał się wyprzedzić zaraz po starcie i późnej wiedziałem, że muszę mu jak najszybciej odjechać. On ma chyba ciut wolniejszy silnik, bo to jest jednocylindrowa 700-tka. Myślę, że on musi bardziej agresywnie dojeżdżać do zakrętów, dohamowywać bardzo późno.

Mam wrażenie, że dzięki mój quad pozwala troszeczkę szybciej wychodzić z zakrętów. To jest oczywiście o wiele bezpieczniejsze, bo za szybkie wejście w zakręt grozi problemami. Dlatego staram się bardzo ostrożnie dojeżdżać do zakrętów, żeby mnie nie wyrzuciło. Chociaż ze dwa razy mi się to zdarzyło, nie zauważyłem, że jest zakręt, myślałem, że to prosta i musiałem się nieźle nagimnastykować.

Doświadczenie i wniosek z dzisiejszego dnia, to jechać wolniej. Być może jechałem trochę za szybko.

Ściskam, pozdrawiam wszystkich i zabieram się za malowanie roadbooka.

Rafał Sonik- Cordoba

Fot. Jacek Bonecki