W latach 90., aby w niedzielny poranek dojechać na giełdę samochodową w Słomczynie, mieszkańcy Warszawy wstawali długo przed świtem. Giełda budziła się wcześnie, trzeba było się spieszyć, by uniknąć gigantycznych korków na drogach dojazdowych.
Warto jednak było nastawić budzik na wczesną godzinę, by stać się posiadaczem wymarzonych czterech kółek. Tym bardziej że innych alternatyw zakupu auta nie było wiele. Możliwości były bardzo ograniczone — jeśli akurat nie sprzedawał samochodu znajomy czy członek rodziny, poza giełdą można było szukać ogłoszeń w prasie, ewentualnie telegazecie.
Pokolenie Z miałoby zapewne problem ze zrozumieniem, jak skomplikowany był obrót samochodami osobowymi w Polsce w czasach "przedinternetowych".
W PRL-u statystyczny Kowalski chcąc kupić auto, miał kilka możliwości: oficjalną sprzedaż prowadzoną przez Przedsiębiorstwo Państwowe Polmozbyt, tzw. eksport wewnętrzny lub zakup z drugiej ręki.
Samochód z drugiej ręki najłatwiej było kupić na giełdzie samochodowej. Jak szacuje Andrzej Krzysztof Wróblewski w książce "Polska na kółkach" 80 proc. transakcji, których przedmiotem były auta używane, dokonywano właśnie tam. To właśnie giełdy pozostały do końca lat 80. sercem polskiego rynku motoryzacyjnego – liczba dokonywanych na nich transakcji oscylowała wokół 150 tys. rocznie.
U progu lat 80. w Polsce było ich 12, w 1985 roku już 39, a w 1987 roku działały aż 52 giełdy. Największe mieściły się w Warszawie, Poznaniu, Katowicach i Wrocławiu. Osoby chcące kupić tam samochód wybierały spośród 2-3 tysięcy pojazdów.
Podaż większa od popytu
Na giełdy samochodowe przychodziło się jednak nie tylko po to, by sprzedać czy kupić samochód, ale też w celach rekreacyjnych. Było to miejsce zwyczajowych niedzielnych spacerów czy spotkań ze znajomymi.
W październiku 1985 roku w "Motorze" porównano giełdy do "festynów, na które nie wypada nie przyjść", podkreślając również, że nabywców było mało, a większość ludzi pojawiała się na giełdach w charakterze widzów i motoryzacyjnych "marzycieli".
Dlaczego marzycieli? Ponieważ samochód był w tamtych czasach dobrem absolutnie luksusowym. W 1981 roku średnie wynagrodzenie wynosiło 7689 zł, co oznaczało, że chcąc kupić oficjalną drogą polskiego Fiata 126 p, należało odłożyć niemal 167 miesięcznych pensji! Samochody używane kosztowały krocie, a ówczesna średnia pensja w przeliczeniu na "czarnorynkowego" dolara wynosiła ok. 30 USD. Nic więc dziwnego, że na giełdzie podaż była zawsze większa od popytu.
Od 1989 roku do boomu na rynku używanych aut
Marzenia Polaków o posiadaniu własnego samochodu zaczęły na większą skalę spełniać się po 1989 roku. Mimo że na polskich drogach nadal dominowały Fiaty 125p i 126p, wielu naszych rodaków wyjeżdżało za granicę, aby sprowadzić wymarzony, zachodni pojazd. W 1990 roku cło na import samochodów zostało obniżone do 10 proc., co przyspieszyło rozwój handlu. Jeszcze szybciej przybywało handlarzy samochodami używanymi.
Państwo próbowało regulować import używanych samochodów, podnosząc cło, ale handlarze znajdowali sposoby na obejście przepisów. Na przykład sprowadzali niekompletne samochody, które traktowano jako części, a cło było znacznie niższe. Z tych części montowano samochody zaraz po przekroczeniu granicy. Sprowadzano także samochody po ciężkich wypadkach, które sprzedawano po gruntownej naprawie. Zawsze znajdował się na nie kupiec. W rezultacie do 2000 roku wg szacunków GUS na polskich drogach pojawiło się blisko 5 milionów używanych samochodów. Nie wiadomo jednak, ile z nich było naprawdę bezpiecznych i zdatnych do użytku.
Czarno-białe zdjęcie wielkości znaczka pocztowego
Uzupełnieniem sprzedaży giełdowej były ogłoszenia prasowe, lokalne i ogólnopolskie. Aby zamieścić ogłoszenie, trzeba było jednak osobiście pojawić się w biurze (punkty zbierania ogłoszeń znajdowały się także na giełdach). Opis auta musiał zmieścić się w kilku mikrolinijkach tekstu, ewentualnie można było wzbogacić ogłoszenie o niewielkie zdjęcie. Monopolista w tematyce "informacji o motoryzacji" – tygodnik "Motor" – oferował zaledwie …kilkanaście ogłoszeń w każdym wydaniu.
Alternatywą do prasowych ogłoszeń były kartki przylepiane do szyby samochodu, informujące o chęci sprzedaży danego modelu.
Internetowa rewolucja w handlu samochodami
Kopernikański przewrót w handlu samochodami spowodował internet. Jego początki w Polsce sięgają 1991 roku. W 1999 roku pojawiły się pierwsze platformy typu marketplace. Internet jednak był powolny, a korzystanie z niego dość drogie. Przełomem okazał się rok 2004, gdy liczba użytkowników sieci www wzrosła w Polsce do 8 milionów (dane Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska). To efekt wejścia naszego kraju do UE i inwestycji w rozwój infrastruktury internetowej.
To właśnie wtedy do sieci wkroczyła platforma, która zmieniła na zawsze polski rynek autohandlu – OTOMOTO. Na "dzień dobry" zaoferowała Polakom 5 tys. ogłoszeń, czyli 50 razy więcej niż mieścił w tym czasie przeciętny, prasowy dział ogłoszeniowy.
Już w 2006 roku stała się liderem rynku ogłoszeń motoryzacyjnych. W ciągu 20 lat obecności na polskim rynku za jej pośrednictwem opublikowano ponad 300 milionów ogłoszeń! Tylko w lipcu tego roku OTOMOTO odwiedziło 23 miliony użytkowników (dane z raportu OTOMOTO Insights), a średnia dzienna liczba aktywnych ogłoszeń wyniosła prawie 260 tysięcy.
Jak OTOMOTO zmieniło sposób zakupu samochodów w Polsce
Internetowe platformy motoryzacyjne przyczyniły się przede wszystkim do profesjonalizacji rynku automotive w Polsce. Ten bowiem zmieniał się tak, jak świat wokół nas. Rosły oczekiwania kupujących i sprzedających, a także ich siła nabywcza. Rosła podaż — jeszcze w 2000 roku przeciętny Kowalski miał do wyboru 216 modeli aut osobowych, obecnie jest ich aż 369.
Aby odnaleźć się w tym gąszczu ofert, potrzebny był zaufany przewodnik po internetowym handlu samochodami. Przez ostatnie 20 lat następowało bowiem — zapoczątkowane przez OTOMOTO — stopniowe przenoszenie handlu z fizycznych giełd do cyfrowego świata.
Zmieniła się cała ścieżka zakupu samochodów. To w internecie szukamy dziś informacji o wybranym modelu i porównujemy go z innymi propozycjami, aby finalnie w ostatnim etapie obejrzeć osobiście samochód przed zakupem – często od profesjonalnego sprzedającego, który wystawia ofertę samochodów dostępnych w jego komisie albo salonie dealerskim w internecie.
W efekcie aż 83 proc. konsumentów potwierdza, że pierwszy kontakt z zakupionym samochodem miał miejsce online – wynika z raportu Google Gearshift, przygotowanego przez firmę Kantar dla Google.
OTOMOTO od lat stawia na transparentność oraz wyrównywanie asymetrii wiedzy pomiędzy sprzedającymi a kupującymi. Platforma zbudowała cały ekosystem, który pozwala na podejmowanie bardziej świadomych decyzji zakupowych w internecie.
Wspiera klientów już w pierwszym kroku ścieżki zakupowej, dostarczając im m.in. profesjonalne testy nowych i używanych modeli samochodów na kanale Youtubowym OTOMOTO TV, na portalu Motopedia i Akademia Części można z kolei znaleźć treści pomocne zarówno w podejmowaniu decyzji zakupowych, jak i codziennego użytkowania pojazdu. Zdalna inspekcja OTOMOTO to szansa na sprawdzenie auta w odległej lokalizacji przez niezależnego eksperta, a OTOMOTO PAY to usługa, która pomoże w szybkim i wygodnym pozyskaniu finansowania na zakup auta.
Dalsza część tekstu pod materiałem video
Rozwiązaniem, które zwiększa pewność zakupu na platformie, jest obowiązkowy numer VIN w ogłoszeniu, po którym można zweryfikować historię auta w usłudze Historia Pojazdu w CEPIK-u.
To wszystko minimalizuje ryzyko zakupu auta obarczonego utajonymi wadami, wymagającego nieplanowanych wydatków i przekłada się na demokratyzację "sprzedażowej wiedzy". Kiedyś było bowiem tak, że to sprzedawca miał większą wiedzę o samochodzie, niż kupujący – OTOMOTO cały czas te dysproporcje wyrównuje.
Choć przez ostatnie 20 lat sposób, w jaki kupujemy samochody, radykalnie się przemodelował, jedno się nie zmieniło: oprócz emocji przy podejmowaniu decyzji zakupowych kierujemy się rozsądkiem. Szukamy aut od wiarygodnych sprzedających, oczekujemy wygody, bezpieczeństwa, transparentności i dużego wyboru samochodów w jednym miejscu. Nic dziwnego, że dla milionów Polaków pierwszym, intuicyjnym miejscem poszukiwania samochodu jest OTOMOTO.