ESP dopiero czwarte

Hiszpański automobilklub RACC, który należy do największych tego typu podmiotów motoryzacyjnych w Europie przeprowadził w ostatnich miesiącach badania na temat tego jakie nowoczesne systemy aktywnego i biernego bezpieczeństwa byłyby najchętniej widziane przez kierowców w wyposażeniu standardowym ich pojazdów. Raport sporządzony przez RACC uwzględnia preferencje kierowców z dwunastu krajów, posiadającymi jednocześnie członkostwo w Unii Europejskiej i stanowi część międzynarodowego programu serii "Euro Test".

Co ciekawe wyniki opublikowane przez hiszpański automobilklub pod częściową wątpliwość poddają plany wprowadzenia przez polityków UE systemu ESP jako wyposażenia standardowego w nowo wyprodukowanych samochodach osobowych. Otóż według danych zebranych przez RACC "lista życzeń" kierowców pomija standardowy montaż ESP na trzech pierwszych miejscach najbardziej oczekiwanych systemów. Ku zaskoczeniu numerem jeden okazał się system eCall, który dzięki wykorzystaniu łączności satelitarnej miałby możliwość powiadamiania najbliższego punktu pomocy o wypadku. Powszechne wprowadzenie tego systemu w życie uzależnione jest oczywiście od kompletnego działania systemu nawigacji satelitarnej Galileo jednak eksperci unijni twierdzą, że jego start mógłby nastąpić już w roku 2010, a więc rok wcześniej niż przewidziany w projekcie seryjny montaż systemu ESP. Na drugiej pozycji ankietowani kierowcy wskazali urządzenie ostrzegające użytkownika przed wystąpieniem wypadku lub innych utrudnień na dalszym odcinku trasy. Trzecim najbardziej oczekiwanym systemem okazał się natomiast asystent wspomagający hamowanie w nagłych przypadkach.

Unia sobie, kierowcy sobie

W powyższym zestawieniu honorowany przez Unię Europejską i liczne moto-instytucje (FIA, NHTSA, NASVA czy EuroNCAP) system ESP zajął "dopiero" czwarte miejsce. Nieco ponad 60% kierowców uznała jednocześnie, że owszem ESP byłoby mile widziane w ich samochodach ale tylko wtedy jeśli istniałaby możliwość jego całkowitego odłączenia "na życzenie". Wbrew tym opiniom przy swoim stanowisku mocno upiera się jednak UE, która przede wszystkim podpiera się statystykami wypadków i analizami, które wskazują, że dzięki systemowi ESP można byłoby zniwelować liczbę wypadków rocznie o około 20%, zaś na śliskich nawierzchniach nawet o 40%. Z jednej strony można więc zrozumieć kierowców, którzy mimo wszelakich norm prawnych chcieliby zachować odrobinę niezależności w doborze systemów w swoich autach i płacenia za te technologie, które uważają za niezbędne, z drugiej, globalny przekrój możliwości ochrony kilkuset tysięcy istnień ludzkich, na którym zależy UE. Czy indywidualizm zwycięży nad dobrem ogółu? Chyba nie.

Co na to producenci?

Nie bez znaczenia w tej kwestii pozostaje zdanie producentów samochodowych dla których każde z proponowanych do tej pory rozwiązań, czy to jeśli chodzi o ochronę środowiska czy też poprawę bezpieczeństwa na drogach, oznaczało tylko jedno - wzrost kosztów, drogie inwestycje w nowe technologie. Koncerny grzmiały przy planach ograniczenia norm emisji spalin "Euro …" czy też wymuszaniu zastosowania nowych systemów bezpieczeństwa (propozycja standardowego montażu systemu ABS początkowo było również krytykowana przez firmy samochodowe). Nie inaczej sprawa wygląda w przypadku systemu ESP, który jak twierdzą producenci może znacznie podnieść bazowe ceny aut. Mimo, że w przekroju całej wartości samochodu nawet z najtańszego segmentu koszt wyprodukowania systemu ESP jest identyczny jak w przypadku modeli klasy premium (wynosi zaledwie! 100 euro), gdzie ESP jest już w zasadzie standardem może się okazać, że producenci ponownie będą mięli pretekst do podniesienia cen na najtańsze, najczęściej nabywane samochody. Suma sumarum, za całość zapłaci klient. Dla przykładu w Polsce cena samochodu z segmentu B po standaryzacji ESP może być wyższa nawet o 3000-4500 zł.

Specjaliści z branży motoryzacyjnej twierdzą co prawda, że w celu zwiększenia popularności ESP i systemów pokrewnych, rządy krajów Unii powinny stosować ulgi podatkowe lub podobne zabiegi jednak ani państwa ani tym bardziej koncerny samochodowe raczej nie zrezygnują z odpowiednich wpływów płynących od podatników/klientów.

Co tak naprawdę potrzebne…

Tym czasem jak wynika dalej z badań RACC klienci w Europie mając nawet świadomość wzrostu kosztów aut, za podobną cenę widziałaby w swoich "czterokołowcach" zupełnie inne nowinki technologiczne. W przyszłości kierowcy samochodów chętniej korzystaliby z rozwiązań jakie niesie ze sobą elektroniczna wymiana i wykorzystanie informacji w infrastrukturze drogowej. Blisko 90% ankietowanych uznało, że bardziej od seryjnie montowanych systemów bezpieczeństwa ucieszyłaby ich możliwość korzystania z informacji o tworzących się korkach czy innych utrudnieniach na trasie. Zaskakujące mogą wydawać się kolejne pozycje, które przeznaczone zostały dla "planerów" podróży oraz dla nawigacji satelitarnej z możliwością aktualizacji transmisji danych w czasie rzeczywistym.

Nie oznacza to jednak, że do lamusa miałyby odejść pomysły z wykorzystaniem typowych systemów bezpieczeństwa, takich właśnie jak elektroniczna stabilizacji toru jazdy ESP. Ci sami ankietowani  w liczbie 47% z ogółu wskazali, że gdyby przyszło im zapłacić za wyżej wymienione systemy ostrzegawczo-informacyjne zdecydowaliby się w pierwszej kolejności na aktywne lub bierne systemy bezpieczeństwa. Problem jednak pozostaje. Za te systemy także trzeba zapłacić. Koło się zamyka.