O tym że rynek motoryzacyjny w Europie jest wybredny jak żaden inny, wie niemal każdy producent (także ten z regionu). Jeszcze nie tak dawno temu do świadomości Europejczyków z trudnością przebijały się produkty z Korei. Teraz z podobnym problemem muszą poradzić sobie o dziwo także modele amerykańskich producentów takich jak Dodge, Chrysler czy Cadillac. Kilkadziesiąt lat temu nawet ambitnym Japończykom długo nie udawało się podbić starokontynentalnych serc.

Czy to już moda?

Po tym jak marka TATA zaprezentowała na rodzimych targach samochodowych w Indiach swój najmniejszy, a zarazem najtańszy model na świecie o nazwie Nano, wart w przybliżeniu około 1 700 euro, swoje ambicje do budowy podobnych aut wyraził także Hyundai. Wcześniej podobne deklaracje składała Toyota, ale też europejscy producenci, jak chociażby jak Ford i Fiat.

Inny z indyjskich producentów, firma Bajaj, kilka tygodniu temu przedstawiła swoją koncepcję taniego auta. Wąski i mocno przycięty z przodu i z tyłu model Hamara, którego debiut sprzedażowy przewidziano na rok 2009 ma kosztować blisko 2 000 euro. Do jego kupna zachęcać ma nie tylko cena ale także to, że wiele jego podzespołów pochodzi od koncernu Renault-Nissan, zaopatrującego w części także Dacię Logan. Do taniego koszyka swoje przysłowiowe trzy grosze chce dorzucić Suzuki. Wspólnie z kooperantem joint venture, firmą Maruti, Japończycy chcą skonstruować samochód osobowy, którego cena także zamykać się ma się w granicach 2 000 euro.

Europa? Nie, dziękujemy.

Marki, które chcą wprowadzić do Europy takie samochody muszą liczyć się jednak z twardymi faktami i regułami panującymi na tutejszym rynku. Wbrew pozorom największą przeszkodą w dotarciu do portfeli klientów może okazać się ich teoretycznie największy atut. Cena. Produceni zdają się rozumieć problem dlatego zgodnie twierdzą, że głównym targetem na sprzedaż tanich aut będą kraje rozwijające się. Być może część aut przyjmie się w niektórych państwach Europy Wschodniej jednak i to jest w chwili obecnej mało realne. Dlaczego? Otóż powodów jest kilka.

Po pierwsze w dłuższej perspektywie na tanich samochodach nie zaoszczędzi się pieniędzy. Tak przynajmniej wynika z raportu sporządzonego około dwa miesiące temu przez gazetę Financial Times we współpracy z instytutem gospodarki samochodowej w niemieckim Nuertingen.  Większa konkurencja w kreującej się nowej klasie tanich aut będzie musiała przełożyć się na jeszcze bardziej znaczące obniżenie cen przez marki. Żeby rywalizować o klientów w przyszłości firmy będą musiały sukcesywnie obniżać ich ceny, do momentu kiedy ich koszty produkcji zaczną przewyższać cenę rynkową. Wówczas interes okaże się nierentowny.

O ile w rozwijających się krajach Azji Środkowej czy kilku krajach Europy Wschodniej popyt na nowe samochody przeżywa prawdziwy boom dając tanim autom szansę na zaistnienie, o tyle napęczniałe podwórko w Europie Zachodniej okaże się za mało atrakcyjne dla takich konstrukcji.

Ci producenci, którzy z kolei wiążą nadzieję ze środkową i zachodnią częścią Europy decydują się na inną strategię. Zamiast samochodów pokroju TATA Nano chcą zaproponować klientom modele małe ale lepiej wykonane. Tak postępuje na przykład Volkswagen. Koncern z Wolfsburga chce zapunktować autem cenowo kilkakrotnie droższym ale za to nieco większym i lepiej wyposażonym, wykorzystującym nowoczesne zdobycze techniki. Nowy samochód VW, dostępny w kwocie od 9 000 euro ma pojawić się w sprzedaży pod koniec bieżącego roku. Niemiecka marka nie rezygnuje jednak z dochodów w krajach rozwijających się i dla tych regionów przygotuje "odchudzoną" wersję, której cenę oszacowano na 7 000 euro.

I to jest kolejny argument przemawiający za słusznością tezy o utrudnionym dostępie do rynku Europy Środkowiej i Zachodnich dla ultra-tanich pojazdów. Z reguły bazują one na przestarzał technologiach, do ich produkcji wykorzystywane są tańsze odmiany materiałów, a ponadto ustępują droższym ale nadal korzystnym samochodom w kwestii walorów jezdnych, wyposażenia, komfortu i bezpieczeństwa. Tym samym reprezentują poziom, który znajduje się poniżej właściwości wymaganych przez znaczną część Europejczyków. W europejskiej historii motoryzacji takich przykładów jest kilka. Jednym z nich jest model skonstruowany przez BMW o nazwie Isetta lub Goggomobil. Oba auta pojawiły się na rynku co prawda dość dawno temu, bo w latach pięćdziesiątych XX w., jednak mimo bardzo atrakcyjnej ceny nie zaskarbiły uznania wśród kierowców.

Rywalizacją o najtańszy samochód na świecie nie są więc w większości zainteresowane europejskie marki. Między innymi dlatego iż jak wskazują badania niemieckiego instytutu motoryzacyjnego IFA dla zachodnich producentów liczy się także imidż marki, który klientom ma kojarzyć się z wysoką jakością i niezawodnością.

Nie należy się więc spodziewać, że Europa utonie pod falą aut, których cena będzie drastycznie niższa od staro kontynentalnego lidera "taniego segmentu" - Dacii Logan.