Było więc proste, wytrzymałe oraz niezawodne. Początkowo stosowano słabe silniki i skromne wyposażenie. Jednak z czasem klasa G zmieniła się nie do poznania, pomimo że zachowała charakterystyczne, kanciaste nadwozie. Dobrym przykładem jest opisywana wersja G 400 CDI.400 CDI łączy luksus ze swobodą poruszaniaDebiutowała w 2000 roku i poza nadwoziem niewiele przypomina starą G-klasę. Model należy do produkowanej od 1990 roku serii 463 przeznaczonej dla bardzo wyrafinowanego klienta, który owszem nie stroni od jazdy w terenie, ale potrzebuje też auta z prestiżem do podkreślenia swojego statusu (od 1992 roku produkowano model 461, który ma czysto roboczy charakter). Cechą szczególną serii 463 jest bogate wyposażenie, obejmujące prawie wszystkie udogodnienia dostępne w luksusowych autach osobowych. Niestety, na G-klasę 400 CDI stać tylko nielicznych. Nawet za najstarsze egzemplarze trzeba zapłacić ponad 100 tys. zł. Co oferują w zamian? Prestiż, dobre osiągi, dużo luksusu, poczucie bezpieczeństwa i swobodę poruszania się nawet w trudnym terenie.Już na pierwszy rzut oka ten olbrzym robi wrażenie. Wersja Long ma prawie 2 m wysokości, blisko 4,7 m długości i waży 2,5 tony. Oprócz niej powstawało również nadwozie trzydrzwiowe, także w wersji otwartej. Oczywiście, odpowiednio do gabarytów zastosowano mocne silniki. Ciekawą propozycją jest nowoczesny 8-cylindrowy turbodiesel o pojemności 4,0 l. Rozwija moc 250 KM i gigantyczny moment obrotowy - 560 Nm! Auto jest zarówno "silne", jak i szybkie. Do "setki" rozpędza się w 10,3 s. Dostępna jest tylko automatyczna skrzynia biegów. Samochód zachował dobre właściwości terenowe. Ma stały napęd wszystkich kół, reduktor i elektrycznie włączane blokady (również międzyosiową). Nadwozie wspiera się na solidnej ramie, do której przymocowano proste zawieszenie ze sztywnymi mostami. Auto wyposażone w terenowe opony dobrze radzi sobie w warunkach polowych, ale taplanie się nim w błocie wydaje się trochę nie na miejscu. Ten model jest zbyt luksusowy, jego wnętrze przypomina bardziej limuzynę niż terenówkę, do której wskakuje ubłocony miłośnik bezdroży. Do tego celu polecamy lżejsze i prostsze serie 460 i 461.Niezbędne są częste fachowe przeglądyMercedes klasy G to pojazd kosztowny w eksploatacji. Części są drogie, sporo też trzeba wydawać na rutynowe przeglądy (zalecane co 10 tys. km), gdyż ich zakres jest bardzo szeroki. Usunięcie nawet prostych awarii wiąże się z dużymi kosztami. Poza tym trudno o doświadczonego mechanika, który ma pojęcie o naprawie modelu. Jest to o tyle ważne, że zastosowano tu np. smarowanie łożyska zwrotnicy koła (notoryczne zaniedbanie tej czynności gwarantuje duże wydatki). Często szwankuje elektronika, a kierowca jest wręcz nękany alarmami o błędach - starsze modele były znacznie mniej awaryjne pod tym względem. Zdarzają się uszkodzenia automatycznej skrzyni biegów (koszt naprawy często przekracza 6 tys. zł). Przy przebiegu powyżej 100 tys. km może zawieść przepływomierz powietrza oraz turbina.Zdaniem fachowca- Mercedes G może być autem bardzo trwałymi niezawodnym, jednak wymaga częstych i fachowych przeglądów. Niestety, jest rzadki i niewielu mechaników potrafi o niego prawidłowo zadbać. Niektóre niezbędne procedury są zupełnie pomijane, co w konsekwencji prowadzi do awarii. Dotyczy to głównie zawieszenia.Jarosław Wrzodak,szef niezależnego serwisu MercedesaNasz werdyktNa pewno to auto z charakterem. Zapewnia duży prestiż, ale i sporo przyjemności z jazdy. Dobrze radzi sobie w terenie, chociaż trzeba zauważyć, że wersja 400 CDI Long nie jest do tego najlepsza. Jest ciężka i zbyt wyrafinowana jak na "taplanie się w błocie". Jeśli już ktoś chce używać serii 463 do częstej jazdy terenowej, to lepiej kupić starsze, ale prostsze auto z lat 90., np. z bardzo niezawodnym turbodieslem 3.0 TD/177 KM. Koszty eksploatacji i części są wysokie, ale raczej do zaakceptowania przez kogoś, kogo stać na wydanie 130 tys. zł za 7-letnie auto.
Terenówka dla prezesa
Pierwszy model G oznaczony symbolem 460 został zaprezentowany w 1979 r. Auto skonstruowano tak, by spełniało wymagania armii, która miała być głównym jego odbiorcą.