Pasek w tedeiku. Paserati. Pastuch. Jeśli popularność VW Passata z silnikiem diesla mierzyć na podstawie ilości żartobliwych pseudonimów, jakie nadali mu fani (i antyfani zresztą też!), to szybko dojdziemy do wniosku, że to samochód z punktu widzenia Polaków bardzo wyjątkowy. Nic dziwnego, był taki okres, w którym lawety ciągnące samochody z zachodu załadowane były głównie Passatami B5, a klienci bili się o nie jeszcze zanim handlarz zdążył zaparkować lorę na swoim placu.
Volkswagen Passat B5 1.9 TDI
Dziś gwiazda tego modelu nieco już przybladła, m.in. ze względu na to, że znakomita większość egzemplarzy została zajeżdżona do granic możliwości, a przebiegi liczone w milionach kilometrów nie są niczym dziwnym. Swoje zrobiła rdza, nie jest to już też tak "prestiżowy" samochód, jak jeszcze 10-15 lat temu. Lecz jeśli ktoś nadal czuje miętę do "Paska w tedeiku", ten może za 45 tys. zł kupić sobie niemal nowy egzemplarz Volkswagena Passata B5 1.9 TDI. Zaraz pewnie zapytacie – ale po co?! Cóż...
Volkswagen Passat B5 1.9 TDI na Giełdzie Klasyków
Auto zostało wystawione na sprzedaż na portalu Giełda Klasyków i stoi we Wrocławiu. Jak czytamy w treści ogłoszenia, samochód pochodzi z polskiego salonu (produkcja – 2003 r., rejestracja – kwiecień 2004 r.) i zdążył do tej pory przejechać jedynie 25 451. km. Według sprzedającego Volkswagen Passat B5 1.9 TDI był garażowany, nie jeździł zimą i nigdy nie uczestniczył w wypadku ani kolizji – fabryczny lakier. Wnętrze faktycznie wygląda niemal jak nowe, na aucie są też jeszcze oryginalne opony, jednak ewentualny kupujący otrzyma komplet nowych "gum" wraz z autem. Cena obejmuje także m.in. przegląd wraz z wymianą oleju i filtra oraz paska rozrządu – gdyby ktoś chciał z tej usługi zrezygnować, cena będzie niższa.
Volkswagen Passat B5 1.9 TDI – dla kogo?
Wypada więc zapytać – dla kogo takie auto? Wydaje się, że klienta nie będzie łatwo znaleźć, bo obiektywnie rzecz biorąc, poza względnie małym przebiegiem i dobrym stanem, jest to nadal zwykły Volkswagen Passat B5 1.9 TDI. Czyli samochód, który trudno nazwać białym krukiem. Nie jest to też wersja W8, ani jakoś specjalnie dobrze wyposażona. Tyle tylko, że teoria to jedno, a praktyka – drugie. Jesteśmy niemal pewni, że ten nietypowy samochód długo w ogłoszeniu nie powisi. Na pewno znajdzie się jakiś sentymentalny amator, ktoś, kto będzie potrafił czerpać frajdę z jazdy niezardzewiałą "B5-ką", w której nie tłucze się przednie zawieszenie, fotele nie są zapadnięte po podłogę, a na wszystkich przyciskach i pokrętłach znajduje się jeszcze fabryczna "farbka"!