• Wypożyczalnie samochodów zmagają się z agresywną polityką cenową Tesli i problemami z kosztami i czasem napraw uszkodzonych pojazdów
  • Podaż samochodów elektrycznych wzrosła – także przez rosnącą i coraz ciekawszą ofertę aut z Chin
  • Szybki postęp technologiczny sprawia, że ceny używanych aut elektrycznych spadają szybciej niż ceny aut spalinowych
  • Dla wypożyczalni posiadanie we flotach aut elektrycznych może oznaczać trudne do skalkulowania ryzyko

Jeszcze niedawno wypożyczalnie samochodów – zarówno te małe, jak i rynkowi giganci – z wielkim entuzjazmem podchodziły do aut elektrycznych. Podaż takich samochodów była na rynku niewielka, a moda na nie coraz bardziej się rozkręcała. Wielu klientów wypożyczało samochody elektryczne nawet nie z realnej potrzeby jazdy nimi, a z ciekawości i chęci poznania nowej technologii. Wypożyczenie auta było zwykle prostsze niż umówienie się na jazdę próbną. Warto jednak wiedzieć, że większość wypożyczalni samochodów ma taki model biznesowy, że pozyskują auta z dużymi upustami flotowymi, zarabiają przez jakiś czas na ich wynajmie, a następnie – zanim w auta trzeba będzie cokolwiek zainwestować, odsprzedają je dalej, nawet za cenę wyższą, niż wynosił koszt zakupu flotowego.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Tesla zrzuca ryzyko na nabywców

Wypożyczalnie często pozyskują auta w ramach kontraktów z zagwarantowanym wykupem aut przez producenta czy importera – po określonym czasie, za z góry ustaloną cenę, bez ryzyka dla firmy. Tyle że akurat Tesla na takie warunki umowy nie idzie, zrzucając ryzyko na nabywców.

Na popularne modele aut z wypożyczalni klientów nie brakuje. Dla zwykłego konsumenta, który nie może liczyć na nadzwyczajne zniżki w salonach, cena takiego niemal nowego auta jest na tyle atrakcyjna, że pozwala przeboleć to, że auto było użytkowane przez wielu kierowców.

To m.in. ze względu na oczekiwania dużych flot producenci oferują auta z bardzo długimi interwałami między przeglądami czy wymianami oleju, dla wypożyczalni samochodów optymalnym rozwiązaniem bywa sprzedaż auta, nawet zanim po raz pierwszy planowo będzie ono musiało trafić do serwisu.

Na używanych Teslach można było zarobić. Teraz dużo łatwiej stracić

Przez dłuższy czas auta marki Tesla wydawały się wręcz stworzone do takiego modelu biznesowego. Po pierwsze: Tesle co do zasady nie mają wyznaczonych interwałów międzyprzeglądowych, serwisuje się je tylko w razie potrzeby. Po drugie: auta tej marki były długo niemal towarem spekulacyjnym. Z zakupem od ręki bywało trudno, więc samochody używane sprzedawano po cenach aut nowych, a w związku z m.in. kryzysem na rynku półprzewodników ceny te co chwilę rosły! Ostatnio jednak sytuacja ta się diametralnie zmieniła. Podaż samochodów elektrycznych rośnie w niesamowitym tempie – nie tylko za sprawą uznanych koncernów motoryzacyjnych, ale też przez rosnącą i coraz ciekawszą ofertę takich aut z Chin.

Gigafactory Tesli w Grünheide pod Berlinem Foto: AP/Associated Press/East News
Gigafactory Tesli w Grünheide pod Berlinem

Sama Tesla w niezwykłym tempie rozwija swoje możliwości produkcyjne, a jednocześnie obniża ceny. Kilka lat temu w takie przeceny, szczególnie w przypadku modeli, z których zbytem i tak nie było problemów, nikt by nie uwierzył. Ceny Tesli są już nie tylko porównywalne, ale czasem wręcz niższe od cen spalinowych konkurentów, a co chwilę pojawiają się kolejne, często zadziwiające promocje. Klienci się cieszą, że ustrzelili okazję, ale często po kilku dniach czy tygodniach ich nastrój się pogarsza, kiedy widzą, że gdyby jeszcze trochę odczekali, wydaliby znacznie mniej. Taka polityka pozwala zdobywać udziały na rynku kosztem konkurentów, ale też niszczy tzw. wartość rezydualną aut. Zresztą, czynników, które sprawiają, że ceny używanych at elektrycznych spadają szybciej niż ceny aut spalinowych, jest więcej. To m.in. szybki postęp technologiczny – z roku na rok auta elektryczne mają coraz lepsze zasięgi, coraz bardziej dopracowane napędy, więc starsze modele sprzedają się tylko po znacznie obniżonych cenach. Tu akurat Tesla wypada nieźle, bo wprowadza zupełnie nowe modele rzadko, a starsze egzemplarze na bieżąco aktualizuje zdalnie.

Ceny aut elektrycznych spadają. To zła wiadomość dla tych, którzy już takie auta mają

Kolejny problem to działające w wielu krajach systemy dopłat do zakupu aut elektrycznych. Jeśli – tak jak w Polsce – można je dostać tylko przy zakupie nowych aut, to automatycznie obniżają atrakcyjność aut na rynku wtórnym.

Przedstawiciele firmy Hertz, tłumacząc decyzję o zmniejszeniu liczby aut elektrycznych we flocie, argumentowali to też problemami z kosztami i czasem napraw takich pojazdów. Z tym rzeczywiście bywa w przypadku aut elektrycznych źle i nie jest to najmocniejszą stroną Tesli, która w przeciwieństwie do wielu innych koncernów motoryzacyjnych, nie ma rozwiniętej sieci serwisów czy nawet centrów logistycznych pozwalających zapewnić na bieżąco dostęp do części zamiennych. A optymalizacja produkcji, polegająca m.in. na składaniu aut z dużych modułów z reguły nie idzie też w parze z optymalizacją napraw, szczególnie tych powypadkowych.

Koronny argument zwolenników aut elektrycznych – czyli to, że ładowanie jest z reguły tańsze (o ile nie robi się tego na szybkich, komercyjnych ładowarkach) od tankowania – dla wypożyczalni jest tak naprawdę bez znaczenia, bo za paliwo płacą klienci. Znacznie ważniejsze jest to, że przywrócenie auta elektrycznego zwróconego z rozładowanym akumulatorem do stanu gotowości do kolejnego wynajęcia trwa znacznie dłużej niż w przypadku auta z pustym bakiem.

To, że wypożyczalnie pozbywają się elektryków, nie znaczy, że dla "normalnych" użytkowników takie auta są złym wyborem!

W USA Tesle z wypożyczalni sieci Hertz sprzedawane są w atrakcyjnych cenach – za egzemplarze z roku 2021 i 2022 trzeba zapłacić ok. 20-24 tys. dolarów, co stanowi nieco ponad połowę ceny nowego auta. Co ciekawe, auta oferowane przez sieć Hertz mają z reguły spore przebiegi, rzędu 60-100 tys. mil (jedna mila to ok. 1,6 km), co znaczy, że zainteresowanie klientów tymi autami było duże. Tyle że sprowadzenie auta z USA też swoje kosztuje.

Tesle z wypożyczalni Hertz Foto: Zrzut ekranu/Hertz
Tesle z wypożyczalni Hertz

A co z Teslami, których pozbywa się niemiecka sieć Sixt? Na stronie sieci wystawionych jest aktualnie (31.01.2024) 59 egzemplarzy aut tej marki, głównie Tesle Model 3 w wersji AWD Long Range i Tesla Model Y, jest też pojedyncza sztuka modelu S.

Ceny zaczynają się od 37 880 Euro za Teslę Model 3 AWD Long Range z grudnia 2022, z przebiegiem 34.178 km. Najdroższa jest Tesla Model S ze standardowym akumulatorem, rocznik 1/2020, z przebiegiem 46.700 km, za 50 440 Euro. Najtańszy egzemplarz Tesli Model Y, jaki znaleźliśmy w ofercie wyprzedażowej Sixt, kosztuje 41 880 Euro i jest to samochód z września 2022 o przebiegu 33 665 km. Większość aut wyceniono na ok. 25-27 proc. poniżej ceny cennikowej nowych egzemplarzy na rynku niemieckim.

Tesla z wypożyczalni Sixt Foto: Zrzut ekranu/Sixt
Tesla z wypożyczalni Sixt

Wszystkie te auta są do odebrania z Monachium. Dla porównania, co do skali wyprzedaży Tesli – Sixt w Niemczech wyprzedaje teraz też m.in. 9 Mercedesów, 34 Volkswageny, 31 Opli, 18 Fordów, ale też 94 egzemplarze aut marki BMW, spośród których tylko 5 to auta elektryczne.

Czy zakup Tesli z niemieckiej wypożyczalni ma sens? Dobra wiadomość jest taka, że auta elektryczne są zwolnione z akcyzy, a zła – że w Polsce na auto używane nie dostaniemy dopłaty (w Niemczech dopłat do elektryków od niedawna nie ma już wcale).

Najtańsza z wystawionych Tesli, wspomniany wcześniej, nieco ponad roczny egzemplarz TM3 kosztuje w przeliczeniu ok. 165 tys. zł. Najtańszą nową Teslą w Polsce jest teraz model Y w wersji z napędem na tył i standardowym akumulatorem, za 194 tys. zł – to tylko o 12 tys. zł więcej, niż najtańsza używana Tesla Model Y z aktualnej oferty Sixta, choć ta z wypożyczalni ma napęd AWD i większy akumulator.

Tesla Model Y to model, który wkrótce ma się doczekać liftingu, dlatego jego cena jest atrakcyjniejsza, niż pozycjonowanego niżej, ale niedawno odświeżonego TM 3 (od 205 990 zł). Za odświeżoną Teslę Model 3 w wersji Long Range trzeba teraz zapłacić 240 990 zł. Od tych cen można jeszcze odjąć rządową dopłatę wynoszącą od 18 750 zł do 27 000 zł, więc korzyść ze sprowadzenia używanego auta maleje. Czy to się opłaca? No cóż, da się trochę zaoszczędzić, ale nie ma co liczyć na to, że roczne auto kupimy za połowę ceny nowego.