• Na polskim rynku paliw dochodzi do absurdalnych sytuacji
  • Paliwo w hurcie zaczyna brakować, nie opłaca się jego sprzedaż po oficjalnych cenach
  • Przyczyną braku paliw ma być zaniżanie cen hurtowych w polskich rafineriach
  • Rodzi się ryzyko, że po wyborach zapłacimy za paliwo znacznie więcej, tak jak dziś więcej płacą Węgrzy, w swoim czasie korzystający ze sztucznie powstrzymywanych podwyżek

"Cuda przy dystrybutorze" to ostatnio specjalność na polskim rynku paliw zmonopolizowanym przez jeden koncern. Jak donoszą hurtowi odbiorcy paliw oraz rolnicy, którzy zamawiają po kilka tysięcy litrów paliwa na własne potrzeby, paliwa w hurcie zaczyna brakować za sprawą sztucznego zaniżania cen. To byłby nie pierwszy przypadek, gdy paliwo na stacji benzynowej można kupić taniej niż bezpośrednio w rafinerii czy u importera.

Przypomnijmy, że nietypowa sytuacja, gdy najtańsze paliwo w dużych ilościach dostępne było na wybranych stacjach benzynowych, miała już miejsce. Stało tak niedługo po ataku Rosji na Ukrainę. Wówczas hurtowe ceny paliw rosły w tak szybkim tempie, że z dużym zapasem wyprzedzały ceny detaliczne – zwłaszcza ceny na stacjach państwowych koncernów. Wówczas Orlen wprowadził limity tankowania – nieistotne z punktu widzenia przeciętnego kierowcy, ale uniemożliwiające hurtownikom kupowanie większej ilości paliwa bezpośrednio z pompy na stacji. Ograniczeń nie wprowadziły jednak stacje Lotos i stąd niezwykłe obrazki na stacjach tej sieci: pod dystrybutory z olejem napędowym podjeżdżały furgony wyposażone w 1000-litrowe zbiorniki umieszczone w przedziale towarowym. Kierowcy tankowali je do pełna, płacili i odjeżdżali. Takie kursy, jak łatwo się domyślić, realizowali nawet kilka razy dziennie.

Tankowanie do "mauzera" na stacji Lotos Foto: Piotr Szypulski / Auto Świat
Tankowanie do "mauzera" na stacji Lotos

Inne "cuda przy dystrybutorze" to np. stabilne ceny w hurcie i na stacjach pomimo podniesienia z początkiem 2023 r. VAT-u na paliwo z 8 do 23 proc.

Brakuje paliwa, bo jest zbyt tanie?

Jeśli wierzyć doniesieniom izb rolniczych i organizacji zrzeszających przewoźników, właśnie na rynku paliw tworzy się analogiczna sytuacja, jednak mająca całkiem inne tło. Otóż niedobór paliw ma wynikać z zaniżonych cen hurtowych w polskich rafineriach. Paliwo jest tak tanie, że... nie opłaca się sprzedawać go więcej, niż wynika ze "sztywnych" kontraktów. Jednocześnie importerzy paliw (ok. 35 proc. gotowych paliw sprzedawanych w Polsce pochodzi z importu) nie są w stanie zaoferować paliwa w cenach hurtowych choćby zbliżonych do oficjalnych cen w polskich rafineriach – paliwo z importu jest nawet o kilkadziesiąt groszy na litrze droższe od krajowego. Każdy wolałby w tej sytuacji krajowy olej napędowy, ale ten nie jest dostępny dla każdego.

O co chodzi? Podobno (przecież nikt tego oficjalnie nie przyzna) o wybory, które mają odbyć się w połowie października. Do tego czasu paliwa przeznaczone dla odbiorców indywidualnych mają być tak tanie, jak to tylko możliwe. I znów: najwięcej stacji w Polsce (ponad 1900) ma Orlen i to ta sieć w dużej mierze dyktuje ceny na rynku. Mniejsze sieci i prywatne stacje muszą się mniej-więcej dostosować do cen na "orlenach", co jednocześnie oznacza, że to największa sieć decyduje o wysokości marż i zarobku na detalicznej sprzedaży paliwa u mniejszej konkurencji. Obecnie marże drastycznie spadają, a jeśli ktoś nie ma dostępu do hurtowych dostaw paliw w cenach objętych wysokimi rabatami, może nawet dokładać do interesu.

Polski absurd paliwowy: paliwo drożeje, bo tanieje?

"Szanowny Panie Premierze – pisze w liście otwartym Maciej Wroński, prezes związku pracodawców Transport i Logistyka Polska – W ostatnich tygodniach członkowie związku pracodawców Transport i Logistyka Polska odnotowują bardzo poważne zaburzenia na rynku paliw, związane z brakiem możliwości hurtowego zakupu niezakontraktowanego oleju napędowego. Na dodatek nieuwzględnianie przez PKN Orlen notowań giełdowych produktów gotowych, jakim jest między innymi olej napędowy, zahamowało import paliw do Polski przez innych dostawców i podniosło cenę, dostępnego jeszcze na rynku hurtowym oleju napędowego o ponad 60 groszy na litrze"

Dalej w liście czytamy, że na rynku pojawiają się ujemne marże, konieczność zrywania kontraktów, itp. I konkluzja:

Skąd się biorą ceny paliw w hurcie i na stacjach?

Warto wyjaśnić, że wiele dużych firm kontraktuje zakup paliw z wyprzedzeniem i zapewnia sobie w miarę możliwości stabilność cen. Wielu pośredników i odbiorców większej ilości paliw na własny użytek kupuje jednak paliwa po cenach spot – są to ceny hurtowe ogłaszane codziennie albo prawie codziennie. Nie są to jednak ceny sztywne – niektórzy odbiorcy (np. stacje "państwowej" sieci) mogą liczyć na wysokie rabaty, inni na niższe. Ostatnio jednak rabaty, zwłaszcza dla podmiotów z zewnątrz, bardzo się zmniejszają. Ale za to na stacjach jest tanio. Jak tanio? Punktem odniesienia muszą być kraje należące do EU. Okazuje się, że w Polsce jest obecnie prawie najtaniej – taniej na stacjach paliw jest w Bułgarii, ale drożej jest w Czechach, na Słowacji, na Litwie. Szczególnie drogo jest na Węgrzech, gdzie po długim okresie "korzystnego dla kierowców" manipulowania cenami paliw obecnie litr oleju napędowego w przeliczeniu na złote kosztuje aż 7,55 zł.

Cysterna Foto: Roman Babakin / Shutterstock
Cysterna

Na specyficzną sytuację na europejskim rynku paliw (wszędzie drożeje, w Polsce nie drożeje) zwrócili ostatnio uwagę m.in. analitycy Goldman Sachs.

Podstawowy problem polega jednak nie na tym, że w Polsce jest za tanio, tylko na tym, że pojawiają się doniesienia o problemach z kupnem większej ilości paliwa. Problemy mają m.in. rolnicy, o czym donosi np. Wielkopolska Izba Rolnicza:

A na stacjach paliwa nie zabraknie i do połowy października będzie tanio

Tymczasem oficjalnie ogłaszane ceny hurtowe paliw pochodzących z polskich rafinerii... maleją. Paliwa staniały także z czwartku 31 sierpnia na piątek 1 września. Olej napędowy kosztował w hurcie (cena netto za 1000 l) 5182 zł, a kosztuje 5109 zł. Benzyna 95 kosztowała 5391 zł, kosztuje 5356 zł za 1000 l. Po dodaniu podatku VAT (litr benzyny wyjdzie – 6,59 zł, ON – 6,28 zł) okazuje się jednak, że ceny na stacjach są tylko nieznacznie wyższe, albo nawet równe hurtowym. Cuda.

Warto dodać, że w przeszłości, na pytania, czemu służą bardzo wysokie marże na paliwa, przedstawiciele PKN Orlen odpowiadali, iż nie można obniżać cen paliw, bo obniżka spowodowałaby braki paliwa na rynku. Teraz marże są wyjątkowo niskie i... paliwa zaczyna brakować.

Czy po wyborach paliwo zdrożeje?

Co do tego, że po 15 października ceny na stacjach wystrzelą, można nie mieć wątpliwości. Przed podwyżkami mogłyby ochronić polskich kierowców jedynie spadające ceny ropy i paliw na świecie, ale nic nie wskazuje na to, aby miały one rzeczywiście spadać. Raczej trzeba zakładać, że włączony zostanie "program ratowania marży" – to, co jest darowane dziś, musi być odebrane, bo firmy muszą zarabiać. Jesienne podwyżki mogą być szczególnie dotkliwe dla kierowców diesli – na koniec "okresu ochronnego" nałoży się sezonowa zwyżka ceny tego paliwa.

Wątpliwości budzą jedynie szczegóły rozwoju sytuacji: co będzie, jeśli wcześniej znacząco wzrosną ceny ropy i gotowych paliw za granicą? W jakim zakresie ceny na stacjach mogą liczyć na ochronę "przedwyborczą? Zobaczymy, niemniej koniec tej gry może nie być dla kierowców przyjemny.

Zapytaliśmy biuro prasowe Orlen, co jest przyczyną specyficznej sytuacji na polskim rynku paliw – po otrzymaniu odpowiedzi, opublikujemy ją poniżej.

A oto odpowiedź koncernu Orlen nadesłany do redakcji: