Najtańszy sposób na bas w samochodzie? W latach 90 najpopularniejszym rozwiązaniem była tuba basowa. Tania i zazwyczaj byle jaka. I do tego z kiepskim brzmieniem. Niemniej basowy łomot był na wagę złota, więc nawet w maluchu można było spotkać tubę basową. Zwykle na siedzeniu pasażera z tyłu. Z czasem jednak tuba stała się synonimem kiepskiej jakości i niemal o niej zapomniano. Niemal. Po latach tuba triumfalnie wraca do łask. I to za sprawą marki, która od lat była ikoną wysokiej jakości: japońskiego Alpine.

Alpine i tuba basowa

Tuba basowa od Alpine? Aż trudno uwierzyć. To nie żart. Czego jednak się nie robi dla dobrego klienta? Na życzenie rosyjskiego importera Alpine przygotowało odpowiedni model: SWT-12S4. Rosyjski rynek rządzi się szczególnymi prawami. Przed laty w samej Moskwie Alpine sprzedawał więcej najdroższych radioodtwarzaczy F#1 Status (cena ponad 10 000 zł) niż w całej Europie.

Nowa tuba to klasyka. W cylindryczną obudowę (brak informacji o materiale z którego ją wykonano) wciśnięto 30 cm głośnik, który ma znosić obciążenie do 300W RMS. Alpine podaje nawet nieco zapomnianą już moc szczytową (tzw. Peak), która ma się nijak do rzeczywistości: 1000W. Pasmo przenoszenia: 28Hz – 200 Hz, czyli całkiem nieźle. Więcej danych technicznych niestety póki co nie ma.

Ile kosztuje tuba?Tubę można już kupić. Ale nie w Polsce. Póki co jest dostępna dla klientów w Rosjia także m.in.na Litwie. W litewskich sklepach internetowych tubę można już zamawiać. Cena: 86 euro. Jest ktoś chętny na powrót do przeszłości?