Wśród instalatorów i sędziów car audio krąży dowcip o systemach Bose: „ło boze”. Kpiono z jakości nagłośnienia i strojenia całego systemu audio. I narzekano na jakość dźwięku. Niezależnie jednak od drwin i żartów jedno trzeba przyznać, że Bose konsekwentnie stosowało unikalne rozwiązania. By podnieść poziom efektywności, czyli uzyskać głośniejsze granie Bose stosuje głośniki i wzmacniacze dostosowane do obniżonej impedancji (2 Omy zamiast 4). W przypadku awarii jednego głośnika trudno było znaleźć zamiennik: jeszcze dekadę temu. Nawet w katalogu dobrych firm car audio. Ale natura nie znosi próżni. Od kilku lat wreszcie można dobrać inne głośniki w miejsce uszkodzonych. I zachować wymagany poziom impedancji.
Na szczęście w testowanym Oplu Insignia nikt jeszcze nie musi martwić się wymianą głośników. Testowany zestaw jest nowy: żaden z testujących nie zdołał go jeszcze uszkodzić. Oczywiste? Niekoniecznie. W parku prasowym różnych firm już kilka razy trafiłem na samochody w których głośniki nadawały się już do wymiany.
W Insignii jest niewiele głośników. Ale wbrew pozorom wystarczy. W desce rozdzielczej 1 mały centralny o średnicy 8 cm, w przednich drzwiach komplet 4 głośników (woofery 165 mm i tweetery 25 mm), w tylnych jedna para 13 cm szerokopasmowych oraz 13 cm subwoofer w bagażniku. W sumie: 8 przetworników. Na kabinę Insignii w sam raz. Trudno bowiem narzekać na poziom głośności. A na jakość brzmienia? Cóż, tym razem Bose stanęło na wysokości zadania. Statystyczny klient Opla usłyszy w salonie prawdziwe zapewnienie: będzie Pan zadowolony. I zapewne mało który pokusi się o wizytę w serwisie car audio by zmienić sprzęt na inny.
Bose w Insignii gra całkiem dobrze. A co to znaczy dobrze? Przede wszystkim głośniki zestrojono tak, by żaden nie wybijał się ponad pozostałe. A to oznacza zrównoważone brzmienie. I masz na nie niewielki wpływ. Korekcja dźwięku to podstawowa regulacja trzech zakresów tonów: niskich, średnich i wysokich. O korekcji subwoofera zapomnij. Co najwyżej możesz zmienić poziom tonów niskich dla wszystkich głośników. Wcale się nie zdziwię, gdy się okaże że w większości Insignii z Bose wszystkie tony będą „podkręcone” do maksimum. Bo tak gra „lepiej”.
Jest dynamicznie, żywiołowo i przyjemnie do ucha. Subwoofer wypełnia kabinę przyjemnym, solidnym i relatywnie mocnym basem. Dobrze zgrywa się z głośnikami w drzwiach. Modele wysokotonowe nie zabiją słuchu: są dość delikatne, dzięki czemu nawet przy kiepsko nagranych MP3 dźwięk będzie znośny. Jeśli użyjesz dobrze nagranej muzyki docenisz korekcję tonów średnich. I bawiąc się regulacją uzyskasz optymalny efekt dla siebie. Słuchanie wokalistów jest na tyle przyjemne, że nawet masz szansę zostać w samochodzie dłużej nic zwykle.
Bose trzeba pochwalić za sensowną instalację subwoofera. Zaprojektował płaską plastikową skrzynkę o pojemności 12,4 l, którą umocowano tuż za tylnym siedziskiem: pod wykładziną bagażnika. By nie uszkodzić tworzywa zabezpieczono je masywną płytą MDF: przyklejoną do konstrukcji. Otwór bass refleks skierowano w stronę wnęki na koło zapasowe: dobry pomysł. Nic specjalnie nie dusi subwoofera. Subwoofer w bagażniku to model pasywny. Zasila go niewielki wzmacniacz cyfrowy (klasa D) ukryty w bocznej ściance bagażnika. Ten sam wzmacniacz „napędza” także pozostałe głośniki. Na brak mocy w Oplu trudno narzekać.
Proste pytanie. Prosta odpowiedź. Czy warto zainwestować 1900 zł w zestaw Bose w Oplu Insignia? Tak. Po prostu tak.