• Na koniec testu długodystansowego zabrałem naszą Skodę Enyaq 80 iV na 9-dniowy urlop do Danii, by sprawdzić, czy "elektryk" nadaje się do zagranicznych podróży
  • Enyaq iV nie dostał taryfy ulgowej – z wyładowanym po brzegi bagażnikiem musiał pokonać jednego dnia tysiąc kilometrów, utrzymując prawdziwie autostradowe tempo przejazdu (z włączoną klimatyzacją i grającym radiem!)
  • Gdy dotarłem do domu, sam nie wierzyłem, że to się udało. Nie obyło się bez przygód, zawiodły mnie bowiem dwie ładowarki na trasie. Jedna z powodu dużej kolejki, a druga z powodu wstrzymanego ładowania
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Powroty z zagranicznych wakacji nigdy nie są proste. Urlopowicze zwykle starają się pokonać całą drogę do domu za jednym zamachem, by jak najbardziej wydłużyć swój pobyt na miejscu wypoczynku. Naturalnie, planowałem zrobić tak samo, choć w tym roku na urlop wybrałem się "elektrykiem". Przed naszą Skodą Enyaq 80 iV stanęło ambitne zadanie – musiała w jeden dzień pokonać ponad tysiąc kilometrów, z czego większość po autostradach. Czy to może się udać w aucie, które wymaga ładowania na trasie?

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Powrót "elektrykiem" z wakacji – po pierwsze, infrastruktura

Mając świadomość ryzyka, które podejmuję, postanowiłem wyruszyć z Danii o 7.00 rano. Niestety, już na wstępie wyzwanie stało się jeszcze trudniejsze – wyjechałem dopiero po 8.30, bo o tej porze można było zapłacić w recepcji kempingu za nocleg. "Nic to! Przecież Skoda Enyaq 80 iV ładuje się nawet z mocą 125 kW. Na wieczór będziemy!" – pomyślałem optymistycznie.

Punkt startowy: Broager Strand Camping w Danii Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Punkt startowy: Broager Strand Camping w Danii

W momencie wyjazdu samochód był naładowany do ok. 60 proc., co według komputera pokładowego miało pozwolić na przejechanie 236 km bez postoju. Z dużym zapasem zrobiłem go jednak już po 127 km (półtorej godziny jazdy) w pobliżu niemieckiego miasta Neumünster, by skorzystać z szybkiej ładowarki IONITY (350 kW!) przy autostradzie. Nie musiałem czekać na wolną wtyczkę CCS, bo stacja ma cztery punkty, a na tym samym parkingu dostępne były jeszcze trzy kable CCS operatora E.ON (dwa ładujące z mocą 175 kW i jeden o mocy 50 kW).

Ładowanie do pełna? Niepotrzebne, w Niemczech bowiem takie ładowarki najczęściej ustawione są dosłownie co kilkadziesiąt kilometrów, więc nie trzeba pobierać energii na zapas. Do tego lepiej stawać częściej i ładować krócej, niż marnować czas na wolniejsze doładowanie ostatnich 20 proc. W tym miejscu zaplanowałem sobie jednak śniadanie (letni duński przysmak – koldskål, czyli maślanka z ciasteczkami), więc i tak w ciągu 45 minut, pomimo włączonego ogrzewania, miałem pełny akumulator. Jedziemy dalej!

Proste śniadanie na trasie. Koldskål, czyli duński chłodnik z maślanki Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Proste śniadanie na trasie. Koldskål, czyli duński chłodnik z maślanki

"Elektryk" daje radę na autostradzie

Niemieckie autostrady klasycznie zachęcają do wciśnięcia "gazu" w podłogę na odcinkach bez ograniczeń prędkości, ale często są one krótkie przez liczne remonty (zwężenie i ograniczenie do 80 km/h) i miejsca z dozwoloną prędkością 120 km/h. Tam, gdzie było to legalne, sprawdziłem potencjał 204-konnego Enyaqa, rozpędzając go maksymalnie do 164 km/h. Więcej fabryka nie dała!

Kątem oka dostrzegłem jednak drastycznie spadający zasięg, więc po spełnieniu dziennikarskiego obowiązku trzymałem się już raczej 140 km/h, co łagodniej obchodziło się z możliwym do pokonania dystansem i zdecydowanie nie czyniło ze mnie zawalidrogi. W dodatku podróż była relaksująca – w ciszy (nie licząc delikatnego szmeru powietrza opływającego nadwozie przy tej prędkości) i z dostępnym na zawołanie przyspieszeniem, gdy potrzebowałem kogoś sprawnie wyprzedzić.

Przed przekroczeniem granicy z Polską potrzebne mi było jeszcze jedno ładowanie, dlatego wytyczyłem trasę do oddalonej o 243 km ładowarki IONITY (znów o mocy 350 kW). Po drodze – kilkukilometrowy korek na autostradzie z powodu wypadku i ok. 20-kilometrowy objazd drogami lokalnymi (całość opóźniła przejazd o jakieś 45 minut). Na miejscu – norweska biesiada, czyli dzieci grające w piłkę nożną na kostce brukowej i dorośli piknikujący na trawie za ładowarkami.

Goniąc zabytkowego Astona. W Niemczech na chwilę się rozpogodziło Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Goniąc zabytkowego Astona. W Niemczech na chwilę się rozpogodziło

Obrazek może i sielankowy, ale cztery samochody elektryczne z Norwegii zajęły wszystkie punkty ładowania. Szybki rzut oka do aplikacji Shell Recharge i już mam następny cel – dopiero zaświeciła się rezerwa (czyt. poziom naładowania akumulatora spadł do 20 proc.), więc dodatkowe 38 km nie wydawało się problemem.

I rzeczywiście, po 24 minutach normalnej jazdy autostradą byłem już podpięty do jednego z czterech złączy CCS na stacji Total w miejscowości Neuruppin (moc: 475 kW!). Tu ładowanie było symboliczne – spędziliśmy 25 minut w towarzystwie Volkswagena ID.4 i z zasięgiem przekraczającym 300 km skierowaliśmy się do Polski.

Szybki powrót "elektrykiem" vs polska infrastruktura

A w Polsce... miłe złego początki. Osoby wjeżdżające od strony Berlina na autostradę A2 wita stacja IONITY w Świecku. Całkiem przyzwoita, bo z dwoma wtyczkami CCS ładującymi z mocą 175 kW (na parkingu widać plany rozbudowy o następne dwa słupki, czyli dodatkowe cztery punkty) i stacją paliw z bufetem. Nasza Skoda Enyaq 80 iV "rozpędziła" się na niej aż do 129 kW (przebiła katalog!). Było to jednak chwilowe – w trakcie całego procesu moc oscylowała wokół 100 kW, a pod koniec mocno spadła (mniej niż 40 kW; celowe działanie mające wydłużyć żywotność 82-kWh akumulatora).

Moc ładowania osiągnięta przez Enyaqa na innej ładowarce IONITY Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Moc ładowania osiągnięta przez Enyaqa na innej ładowarce IONITY

Chociaż nie musiałem, bo w oddalonym o 140 km Niepruszewie była kolejna "stosiedemdziesiątkapiątka" (w założeniu miałem nie tracić czasu na słabszych ładowarkach), spędziłem w Świecku 50 minut, ładując akumulator niemal do pełna. To dlatego, że spontanicznie pojawił się plan zjedzenia późnego obiadu w pobliżu węzła Poznań Komorniki w popularnej restauracji z dwoma złotymi łukami i wykonania próby pokonania reszty trasy "na raz".

W pobliżu fast foodu znajdowała się ładowarka sieci GreenWay (akurat tylko 50 kW), na której miała "pożywić" się Skoda, by pozwolić mi dojechać do domu bez kolejnego ładowania. Nie wyszło. Najadłem się tylko ja, bo przy 56 proc. błąd wstrzymał ładowanie, o czym dowiedziałem się dopiero po powrocie do Enyaqa. Rozpocząłem ponownie proces ładowania, a tu informacja "Jeszcze ład. 45 minut"... Dziękuję, ale chyba nie. Łaskawie dałem "elektrykowi" 15 minut i pojechałem dalej.

Błąd w trakcie ładowania w Poznaniu Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Błąd w trakcie ładowania w Poznaniu

Komputer pokładowy wskazał zasięg 280 km, stało się więc jasne, że nie dotrę do domu bez jeszcze jednego, piątego już postoju na ładowanie (pozostały dystans: 318 km). Trzymając się dozwolonej prędkości na autostradzie w Polsce, bez problemu dojechałem do stacji IONITY za Strykowem (211 km z Poznania) i stanąłem tam na 20 minut, by znów w szybkim tempie wtłoczyć do akumulatora elektrony, które dowiozą mnie już do Warszawy.

Rogatki miasta przekroczyłem ok. 23.30, czyli po 15 godzinach od wyjazdu z Danii. W domu byłem chwilę po północy, bo zatrzymałem się jeszcze, żeby umyć auto przed oddaniem następnego dnia. I nawet został mi do wykorzystania zasięg na poranne zakupy (110 km!).

Ostatnie, nocne już ładowanie Enyaqa za Strykowem Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Ostatnie, nocne już ładowanie Enyaqa za Strykowem

Długa trasa "elektrykiem" – podsumowanie

Trasę, która zdaniem nawigacji miała zająć mi 10 godzin i 50 minut, pokonałem w sumie w 15 godzin, czyli o ponad cztery godziny dłużej. I to jest... naprawdę dobry wynik! Dlaczego? Już tłumaczę. Dodatkowy czas spędzony w podróży to nie tylko wina ładowania, ale też rzecz naturalna, wynikająca z konieczności robienia sobie odpoczynków.

Podróżując "elektrykiem" o realnym zasięgu 300-330 km na autostradzie (a tyle właśnie przejeżdżał "ciśnięty" Enyaq 80 iV), samochód trzeba ładować mniej więcej wtedy, kiedy wypadałoby już sobie zrobić przerwę za kierownicą. Ale tak – będzie ona trwała dłużej, niż ta klasyczna "na papierosa i kawkę", bo nawet szybkie ładowanie, które pozwoli nam jechać dalej, zajmuje od 20 do 50 minut.

Statystyki z powrotu z zagranicznych wakacji "elektrykiem" Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Statystyki z powrotu z zagranicznych wakacji "elektrykiem"

W prognozowanym czasie przejazdu Google nie uwzględnił 45-minutowego objazdu wypadku na niemieckiej autostradzie. Odejmując go od nadprogramowych czterech godzin i 10 minut, zostają dodatkowe trzy godziny i 25 minut. No i obiad, czyli kolejne 45 minut do wycięcia z podsumowania. Mamy więc dwie godziny i 40 minut, z których należałoby odjąć przynajmniej trzy standardowe, 15-minutowe przerwy.

Wynik końcowy? Niespełna dwie godziny dłużej niż "normalnym" samochodem na ponad 1000-kilometrowej trasie. Chyba nie tak źle! Sprawdziłem na własnej skórze, że podróżowanie autem elektrycznym dziś nie "boli" już nawet na długim dystansie, ale chciałbym, żeby mapa szybkich ładowarek w Polsce była tak kolorowa, jak te, które widziałem, jadąc przez Danię i Niemcy. Dobra infrastruktura to podstawa zadowolenia z "elektryka"!