- Nowy elektryczny Ford Capri to już nie coupé, a SUV, w dodatku dostępny tylko w wersji elektrycznej
- Pod względem technicznym to bliźniak pokazanego niedawno Forda Explorera
- Model powstał na opracowanej przez Volkswagena platformie MEB i dzieli z elektrycznymi volkswagenami większość rozwiązań technicznych
- W przeciwieństwie do układu napędowego, nadwozie i zawieszenie to konstrukcja Forda
- Samochód był użyczony przez importera, a po teście został zwrócony
Złośliwi będą mówić, że nowy Ford Capri, to ani Ford, ani Capri – ale to przesada. Wytykać Fordowi Capri, że nie jest tak zgrabny, jak w 1986 r., po prostu nie wypada. Kto z nas, pamiętających jeszcze czasy, gdy "to prawdziwe" Capri było jeszcze częstym widokiem na drogach, nie był wtedy szczuplejszy niż dziś, niech pierwszy rzuci kamieniem. Oczywiście, jako miłośnik klasycznej motoryzacji mam z tym problem, że marki rozmieniają na drobne legendy sprzed lat, niekiedy "paląc" nazwy, dla których w przyszłości można by pewnie znaleźć bardziej pasujące zastosowania. Ale specjaliści od marketingu w koncernach motoryzacyjnych przecież wiedzą lepiej...
Ile jest Capri w nowym Fordzie Capri?
Tak jak Mini nie jest już dawno takie mini, jak kiedyś, ani np. Renault Espace nie jest już przestronnym vanem, a Mitsubishi Eclipse, zyskując dopisek "Cross" w nazwie, ze zgrabnego coupé stało się ociężałym SUV-em, tak i Ford Capri ze swoim pierwowzorem, poza nazwą, ma już niewiele wspólnego. Oczywiście, specjaliści od komunikacji marketingowej w nowym modelu jakieś nawiązania do legendy na siłę znaleźli. Doceńmy ich trud, bo łatwo nie mieli!
Z punktu widzenia historii marki, bardziej spójnym rozwiązaniem w przypadku tego modelu byłoby nazwanie go Sierrą – bo w końcu Sierra była przestronnym i praktycznym autem rodzinnym, w podstawowej wersji, tak jak nowe Capri, miała napęd na tył, występowała też z napędem 4x4. Ze znalezieniem nawiązań byłoby łatwiej, ale jak widać, ktoś uznał, że Sierra nie brzmi tak dobrze, jak Capri.
Zostawmy jednak te historyczne i filozoficzne rozważania i zajmijmy się teraźniejszością, w której nowy model – choć jest SUV-em/crossoverem – nie będzie miał wcale łatwo. Dlaczego? O ile na całym świecie popyt na auta elektryczne dynamicznie rośnie, to w Europie rynek elektryków dostał ostatnio zadyszki. Czy to wina elektrycznych aut? Niekoniecznie, bo te są z roku na rok coraz lepsze – problemem są dziś przede wszystkim wysokie ceny energii elektrycznej oraz niestety wciąż jakość i dostępność infrastruktury, choć w tej dziedzinie postęp jest olbrzymi.
Co ma do zaoferowania elektryczny Ford Capri?
Przede wszystkim, choć to nowy model, to pod względem technicznym jest to już dojrzała i sprawdzona konstrukcja. Aktualne Capri powstało bowiem na platformie MEB Volkswagena – tej samej, na której zbudowane są m.in. modele Volkswagen ID. (3,4,5,6,7, Buzz) , ale też Cupra Born i Tavascan, Audi Q4 i Q5 e-tron, Skody Enyaq i Elroq oraz zaprezentowany nieco wcześniej nowy Ford Explorer. Pierwsze auta oparte na tej platformie trafiły na rynek w 2019 r. (VW ID.3) i mimo miliardowych nakładów Volkswagena na jej rozwój, nie miały wcale udanego startu, bo chorób wieku dziecięcego nie brakowało. Po ponad pięciu latach trzeba przyznać, że Volkswagen platformę MEB dopracował, a Ford może skorzystać z tego, że bazuje na dopracowanych rozwiązaniach.
Bez obaw, Capri to nie jest po prostu Volkswagen ID.5 ze znaczkiem Forda na masce, chociaż nie ukrywam, że trochę się tego spodziewałem. Owszem, wsiadając do tego auta, od razu widzę wspólne z Volkswagenami elementy, np. volkswagenowski panel przycisków do sterowania światłami, za którym nie przepadam, czy panel do sterowania elektrycznymi szybami, w którym zamiast czterech przycisków, po jednym dla każdych drzwi, zostawiono trzy przyciski, z czego jeden, z napisem "Rear" odpowiada za przełączanie funkcji dwóch pozostałych, między sterowaniem szybami z przodu i z tyłu. Nie znam nikogo, komu by się to spodobało.
Ekrany i wskaźniki, na pierwszy rzut oka mają układ podobny jak w elektrycznych Volkswagenach: niewielki ekranik za kierownicą, za to olbrzymi "telewizor" na konsoli środkowej. Na tym podobieństwa się kończą, bo do środkowego wyświetlacza designerzy Forda przyłożyli się bardziej, niż ich koledzy z Volkswagena.
Ekran z tajnym schowkiem
Ekran ma 14,6 cala, zapewnia wysoką jakość wyświetlanego obrazu, dobrze reaguje na dotyk, ale nie to go wyróżnia. Położenie ekranu można regulować (góra-dół, przy czym porusza się on nie w pionie, a po pochylonej linii konsoli środkowej), co nie tylko poprawia ergonomię obsługi, ale też pozwoliło wygospodarować pod ekranem schowek, który nie dość, że staje się niewidoczny po opuszczeniu ekranu, to jeszcze jest ryglowany po zamknięciu auta.
W funkcję antykradzieżową takiego schowka nie wierzę, kosztowności bym tam nie umieszczał. Obawiam się, że wkrótce wśród złodziei się rozniesie (może nie w bezpiecznej Polsce, ale np. na Południu Europy), że po włamaniu się do wnętrza Capri warto wyrwać ekran, żeby zobaczyć, czy ktoś czegoś pod nim nie schował.
Na ilość miejsca w kabinie nie ma co narzekać, bo nie dość, że zmieszczą się w niej wygodnie 4 osoby, to jeszcze mogą zabrać ze sobą sporo bagaży. Bagażnik ma pojemność 572 l.
Tak jeździ elektryczny Ford Capri
Miałem okazję przejechać się wersją z akumulatorem o pojemności 84 kWh (77 kWh netto) i mocy 340 KM. Uprzedzając pytania, Capri nie jeździ wcale dokładnie tak, jak Volkswagen – bo akurat zestrojenie zawieszenia i układu kierowniczego to autorskie dzieło inżynierów Forda, którzy w tej dziedzinie uchodzą za ekspertów.
Banalna formułka o udanym kompromisie między komfortem a dobrym prowadzeniem jest tu jak najbardziej na miejscu. Reakcja na ruchy kierownicą jest szybka i przewidywalna, samochód pewnie pokonuje zakręty, a przy tym naprawdę dobrze resoruje, a zawieszenie nie wydaje nieprzyjemnych dźwięków. Nawet za dopłatą nie dostaniemy tu zawieszenia adaptacyjnego, jakie występuje w siostrzanych modelach VW, ale podczas jazd testowych, które prowadziły nie tylko po drogach z dobrymi nawierzchniami, jakoś za nim nie tęskniłem.
Co ciekawe, Capri prowadzi się nie tylko bardzo przyjemnie, pewnie i lekko, ale też bardziej komfortowo od pozycjonowanego przecież wyżej Forda Mustanga Mach-E. Dobre zestrojenie zawieszenia w aucie elektrycznym to trudna sztuka, choćby z racji wysokiej masy akumulatorów.
Ford Capri: osiągi więcej niż wystarczające
Mimo wysokiej mocy maksymalnej auto jest niezwykle łatwe w prowadzeniu – mocy jest pod dostatkiem, ale nie jest to samochód z gatunku tych, w których jazda jest ciągłą walką. Topowa wersja rozpędza się do setki w 5,3 s, co obiektywnie rzecz biorąc, jest wartością więcej niż wystarczającą, ale są na rynku elektryki, które potrafią wbić w fotel bardziej. Powstaje tylko pytanie, po co, bo takie ekscesy sprawiają, że zasięg spada w zastraszającym tempie. Prędkość maksymalna, nawet w topowej wersji, została ograniczona do 180 km/h. Malkontentom, według których "kiedyś to były czasy", przypominamy nieśmiało, że to "prawdziwe Capri" w podstawowej wersji miało niegdyś silnik o pojemności 1.3 i mocy niewiele ponad 50 KM. Dziś w kwestii napędu nabywcy mają oczywiście wybór, bo poza testowaną, mocną, wersją z napędem na obie osie jest też wersja z napędem na tył, mniejszą baterią (55/52 kWh) i mocą 170 KM, odmiana z większą baterią (82/77 kWh) i napędem na tył oraz mocą 286 KM. W przypadku wersji AWD deklarowany zasięg a wynosić do 566 km, a wersja z większą baterią i napędem na jedną oś powinna w optymalnych warunkach pokonać do 627 km. Oczywiście, nie w trasie i nie w warunkach zimowych, ale to i tak wyniki plasujące nowy model w czołówce aut tego segmentu. Ładowanie może odbywać się z mocą do 185 kW w przypadku topowej wersji, odmiana z mocniejszym silnikiem, ale z napędem wyłącznie na tył przyjmuje do 135 kW z racji nieco innych parametrów baterii.
W zależności od wersji nowy Ford Capri może ciągnąć przyczepy o masie do 1200 kg, co w przypadku aut elektrycznych nie jest wcale takie oczywiste – w wielu elektrykach hak holowniczy, o ile da się go zamontować, może służyć najwyżej jako mocowanie bagażnika na rowery.
Ceny Forda Capri: na dzień dobry z rabatem, długą gwarancją i wallboxem
Wprowadzając auto na rynek, Ford zaczyna od promocji, która ma obowiązywać przynajmniej w pierwszym kwartale 2025 r. Cennik, szczególnie na tle wcześniejszych zapowiedzi, prezentuje się "bojowo".
- Ford Capri 52 kWh RWD 125 kW/170 KM: 179 990 zł zamiast 207 770 zł lub 189 770 zł zamiast 224 770 zł za wersję Premium z bogatszym wyposażeniem
- Ford Capri 77 kWh RWD 286 KM, 200 770 zł (cena bez promocji 227 770 zł), w wersji Premium: 209 770 zł zamiast 244 770 zł.
- Ford Capri 79 kWh AWD 340 KM, Capri: 220 770 zł (247 770 zł bez promocji), a w przypadku wersji Premium cena wynosi 229 770 zł zamiast cennikowych 264 770 zł.
Mowa tu o cenach bez dopłat, na które (z wyjątkiem topowej wersji w programie "Mój elektryk" dla osób fizycznych) nowy model powinien się łapać, kiedy w końcu kolejna edycja tego programu wystartuje.
Poza promocyjnymi cenami Ford do każdego sprzedanego Capri dokłada gratis wallbox marki Autel, o mocy 11 kW (za jego instalację klient będzie musiał zapłacić sam), ale jeszcze większą korzyścią może się okazać pakiet 8 lat ochrony obejmujący ochronę gwarancyjną i pogwarancyjną do 8 lat i 160 tys. km oraz Kontrakt Serwisowy, czyli bezpłatne przeglądy serwisowe co 2 lata do 8. roku eksploatacji. Na podobne korzyści mogą liczyć też nabywcy pozycjonowanego wyżej Mustanga Mach-E, który jest wprawdzie nieco większy na zewnątrz, ale wcale nie jest bardziej praktyczny czy przyjemniejszy do jazdy. Zapewne nie bez przyczyny Ford, obniżył ostatnio ceny również tego modelu i to drastycznie – w przypadku topowej wersji rabat, bez żadnych negocjacji, wynosi ponad 60 tys. zł, ale i tak Capri jest zauważalnie tańsze, bo za Mustanga Mach-E, w zależności od wersji, trzeba zapłacić od ok. 209 do 308 tys. zł. Biorąc pod uwagę doniesienia o tym, ile Ford dokłada do każdego sprzedanego elektrycznego Mustanga, nie zdziwiłbym się, gdybyśmy niebawem wrócili do sytuacji z lat 70. i 80., kiedy Capri było modelem głównie na rynki europejskie, a Mustanga w tutejszych cennikach nie było wcale.