- Przy przeglądaniu ogłoszeń motoryzacyjnych lepiej się kierować zasadą ograniczonego zaufania
- Sprzedawcy chętnie korzystają z utartych formułek, które na pierwszy rzut oka wyglądają niegroźnie, ale mogą oznaczać poważna problemy
- Nie każde ogłoszenie z podejrzanym opisem to próba oszustwa, ale lepiej mieć się na baczności
- Klimatyzacja do nabicia
- Silnik wymaga regulacji
- Instalacja LPG do regulacji
- Do poprawek lakierniczych
- Lakier do korekty
- Blacharsko jak widać na zdjęciach
- Bez widocznej korozji
- Opony wystarczą spokojnie na jeden sezon
- Samochód do opłat
- Jeździ, skręca, hamuje
- Do dopieszczenia/poprawek
- Stan oceniam jak na wiek na bardzo dobry
- Z najlepszym silnikiem/z najlepszą skrzynią
- Wiele nowych części
- Nowa instalacja gazowa
- Wnętrze z normalnymi śladami użytkowania
Niech was nie zmyli, że sprzedający występuje w ogłoszeniu jako osoba prywatna. Przy odrobinie wprawy łatwo można wychwycić, która oferta rzeczywiście pochodzi od osoby prywatnej, a która od zawodowca, nawet jeśli działa on w szarej strefie. To absolutnie nie znaczy, że ogłoszeniom prywatnym można w ciemno zaufać, a ogłoszenia od handlarzy na pewno nie są zgodne z prawdą, ale... zawodowcy wiedzą, że najważniejsze jest, żeby zwabić klienta na miejsce, a później, przy odrobinie wprawy i talentu uda się dobić targu. A że w tym celu trzeba czasem nieco podkolorować rzeczywistość albo pewne kwestie przedstawić "oszczędnie gospodarując prawdą"? To taki biznes, tym bardziej że często klienci sami zachowują się tak, jakby chcieli być oszukani, bo "nakręcili się" na zakup nowego-używanego auta.
– "Kiedyś pisałem samą prawdę w ogłoszeniach, ale ludzie nie są do tego przyzwyczajeni. Jak napiszę, że auto po stłuczce, to każdy myśli, że to złom po poważnym wypadku, więc wolę napisać, że bezwypadkowe, a później na miejscu pokazuję, co było robione" – tak kiedyś tłumaczył mi się sprzedawca, kiedy na miejscu się okazało, że samochód nie do końca jest zgodny z ogłoszeniem.
Poniżej lista wciąż popularnych "handlarskich klasyków" używanych w ogłoszeniach, które dla niewtajemniczonych brzmią niegroźnie, ale które w rzeczywistości zapowiadają zwykle katastrofę, albo przynajmniej poważne wydatki.
Klimatyzacja do nabicia
Absolutna klasyka gatunku. W skrócie: samochód ma klimatyzację, na pierwszy rzuty oka nie brakuje żadnych ważnych części układu, ale klimatyzacja nie chłodzi. W rzeczywistości sytuacja jest prawdopodobnie dramatyczna – skoro sprzedający wie, że ważny dla nabywców dodatek nie działa, to pewnie już podjął próbę jego zreanimowania. Skoro nadal jest "do nabicia", to znaczy, że czynnik opuszcza układ w takim tempie, że szkoda nawet wydać 50 zł na gaz ze sklepu internetowego, służący do nabijania klimy "po januszowemu". Zresztą, po ostatnich podwyżkach, samo uczciwe napełnienie klimatyzacji to wydatek rzędu kilkuset złotych. Jeśli trzeba wymienić jakiekolwiek elementy, to naprawy zwykle idą w tysiące. I nie dajcie się oszukać, że np. wystarczy wymienić parownik za 300 zł, bo może się okazać, że nawet jeśli to prawda, to za rozebranie połowy auta, żeby do uszkodzonej części się dostać, trzeba też zapłacić majątek.
Silnik wymaga regulacji
Takie farmazony można było opowiadać w czasach, kiedy silniki miały jeszcze gaźniki i klasyczne aparaty zapłonowe – tam rzeczywiście majster uzbrojony w śrubokręt, stroboskop, albo po prostu talent, wiedzę i wyczucie, regulacją poszczególnych elementów mógł osiągnąć cuda. Dzisiejsze silniki, o ile są sprawne, regulują się same. Jeśli silnik chodzi nierówno, przerywa, nie ma mocy, wypadają zapłony, szarpie – to jest zepsuty. I to być może poważnie – np. objawy "rozregulowania" występują nie tylko przy względnie tanich do usunięcia awariach czujników, czy droższych usterkach np. wtrysku, ale też wtedy, kiedy ktoś popełni błąd przy wymianie rozrządu, albo gdy silnik zostanie źle złożony po awarii rozrządu i nadaje się w zasadzie na złom.
Instalacja LPG do regulacji
Owszem, instalacje LPG podlegają regulacji, ale jeśli chodzi tylko o zaadaptowanie sprawnej instalacji do poprawnie działającego silnika, to nie jest to coś, czego handlarz nie zrobiłby za drobne pieniądze przed sprzedażą. Bardziej prawdopodobne jest to, że instalacja po prostu "się nie przyjęła" i mimo korekt wszystkich możliwych parametrów, po prostu nie współpracuje z silnikiem, albo sam silnik jest już w takim stanie, że założenie do niego gazu było gwoździem do trumny.
Do poprawek lakierniczych
To komunikat, który świadczy o tym, że z nadwoziem jest źle i żadne tanie próby maskowania problemu tego nie zmienią. Poprawki lakiernicze to w wolnym tłumaczeniu z handlarskiego na polski "kompleksowy remont blacharsko-lakierniczy", czyli coś, co spokojnie może kosztować kilkanaście tysięcy złotych, jeśli efekt ma wystarczyć na lata, a nie miesiące.
Lakier do korekty
To znaczy, że "nasi już tu byli", ale poprzedni lakiernik spartolił robotę i w zasadzie wypadałoby polakierować auto od nowa. Inna możliwość: lakier jest matowy, porysowany, wypłowiały, nie trzyma się podłoża – i to w takim stopniu, że handlarz boi się użyć polerki i pasty.
Blacharsko jak widać na zdjęciach
Jest tak źle, że sprzedający nie chce nawet koloryzować opisu, licząc na to, że zaślepiony wizją "okazji" potencjalny nabywca przymknie oko na dramatycznie zły stan auta. Taki dopisek w ogłoszeniu chroni przed podejrzeniem, że ktoś celowo zatajał wady pojazdu.
Bez widocznej korozji
To nie znaczy, że samochód nie jest zardzewiały – to znaczy, że na pierwszy rzut oka, najlepiej taki z 20-30 metrów, rdzy jeszcze, albo już, nie widać, bo np. ktoś ją zapaćkał biteksem, smołą, albo innym mazidłem, albo po ostatnim lakierowaniu jeszcze nie przebiła się przez lakier i szpachlę. W niektórych przypadkach to znaczy też, że korozji nie widać z góry, ale lepiej nie zaglądać pod auto.
Opony wystarczą spokojnie na jeden sezon
W skrócie: to "spokojnie" oznacza tu, że trzeba by jeździć bardzo spokojnie, żeby do końca sezonu dojeździć. Opony są łyse albo sparciałe i nadają się do wyrzucenia. "Opony w dobrym stanie" albo "opony mają jeszcze wysoki bieżnik" to z kolei komunikat, po przeczytaniu którego warto sprawdzić ich wiek – prawdopodobnie są tak stare, że handlarz sam się dziwi, że jeszcze nie są całkiem łyse.
Samochód do opłat
Poza nielicznymi wyjątkami to zwykle auto, które zostało sprowadzone z umową "na niemca", czyli podpisaną przez sprzedającego in-blanco, albo po prostu sfałszowaną. Sprzedawca umywa ręce, nie chce występować jako strona transakcji, a jak coś będzie nie tak, to reklamacje do pana Klausa, Muhammada, czy do pani Helgi, która was w życiu na oczy nie widziała i nawet nie wie, że sprzedała wam kiedyś samochód. Zakup auta na takich warunkach to świetny sposób, żeby narobić sobie problemów.
Jeździ, skręca, hamuje
Auto o własnych siłach stoczyło się z lawety, być może też odjedzie w ten sposób z placu, ale nie ma co liczyć na to, że jest w akceptowalnym stanie technicznym albo że diagnosta nie wyśmieje nas na badaniu technicznym. Dla nabywców o absolutnie minimalnych oczekiwaniach. Raczej dla majsterkowicza.
Do dopieszczenia/poprawek
W skrócie: wrak. Na dopieszczaniu i poprawkach handlarze znają się jak mało kto. Albo auto jest warte tak mało, że im się nie chce lub nie opłaca, albo się nie da, bo stan jest tragiczny.
Stan oceniam jak na wiek na bardzo dobry
Już samo "stan oceniam na bardzo dobry", to komunikat co najmniej niepokojący – żyjemy w wolnym kraju, każdemu wolno oceniać coś tak, jak ma na to ochotę. No kto zabroni nazywać złom perełką? Ale już z dopiskiem "jak na wiek", to sygnał, żeby nie brnąć w temat dalej, szczególnie w przypadku aut, które już mają kilka lat. Bo może skoro inne auta w tym wieku już dawno są na złomie, to sam fakt, że dany egzemplarz dotrwał do dziś, czyni go "bardzo dobrym".
Z najlepszym silnikiem/z najlepszą skrzynią
Handlarz wie, że danym model ma zaszarganą opinię na rynku i próbuje w ten sposób uatrakcyjnić nieco ofertę. Taki dopisek można spotkać i przy stellantisowych 1.2 Purtechach i przy 1.6 THP czy przy silnikach BMW N47 czy skrzyniach Multitronic. Z drugiej strony, bywa w tym ziarnko prawdy, bo... wiele fatalnych silników ma na swoim koncie np tytuły silnika roku.
Wiele nowych części
Samochód był wrakiem, ktoś próbował go ratować, ale po wydaniu gigantycznych pieniędzy auto nadal się psuje albo jeździ byle jak i jedynym ratunkiem jest pozbycie się go. Być może nadal nie wiadomo, co tak naprawdę autu dolega. Mało kto sprzedaje doinwestowane auto.
Nowa instalacja gazowa
Ktoś włożył instalację gazową, wydał kilka tysięcy i nie czekając, aż się zwróci, sprzedaje auto? Bardzo logiczne... Poza nielicznymi wyjątkami od reguły możliwości są dwie – albo paliwożerne auto wrastało od dawna w plac handlarza i na siłę postanowił on nieco poprawić ofertę, montując najtańszą instalację gazową, albo auto po zamontowaniu gazu zaczęło sprawiać problemy, a poprzedni właściciel miał dosyć przepychanek z między gazownikami a mechanikiem, kto jest temu winien.
Wnętrze z normalnymi śladami użytkowania
Czytaj: jest tak zniszczone, że mycie, pranie i plakowanie tego nie ukryje. Auto w takim stanie nadaje się do wożenia ekipy budowlanej albo psów.