- W 1982 roku Mercedesa klasy S W126 przebudowano w Japonii na kombi
- Po 30 latach auto wróciło do Niemiec i przeszło renowację
Czy to jest sztuka? No cóż, w pewnym sensie na pewno: błękitne W126 otrzymało dużą tylną klapę na zlecenie światowej sławy japońskiej rzeźbiarki Yayoi Kusamy. W 1981 roku zamówiła ona zwykłą klasę S – 500 SEL. Auto w ciemnoniebieskim kolorze (kod lakieru: 904) z jasnoszarym wnętrzem zostało dostarczone do Düsseldorfu. W zasadzie samochód ten świetnie nadawałby się dla statecznego biznesmena, ale dla rzeźbiarki?
W 1982 roku Japonka zdecydowała się zabrać auto do swojej ojczyzny. I tam się zaczęło! Na przełomie 1984 i 1985 roku znalazła bowiem firmę karoseryjną i zleciła przebudowanie sedana na kombi. Dlaczego? Tego nie udało się ustalić. Faktem jest jednak, że nieskładana tylna kanapa i wysoki próg załadunku sprawiają, że nie jest to najbardziej funkcjonalna konstrukcja. Za to jakość wykonanych prac blacharskich naprawdę zasługuje na pochwały.
Japończycy rozłożyli całe auto i polakierowali je w kolorze o enigmatycznej nazwie „chiński błękit” (kod: 934), a z oryginalnej tylnej szyby i jej ramy wykonali klapę. Tam właściwie nie ma szpachli, wszystko jest wykonane z blachy, a ktoś, kto to robił, miał najwyraźniej pojęcie o swojej pracy – mówi Fred Oehmke z Berlina, dzisiejszy posiadacz Mercedesa.
Z zewnątrz auto wyposażono w niebieskie klamki oraz deski Sacco (czyli po prostu szerokie listwy boczne) z poliftingowego modelu – bez charakterystycznych podłużnych żłobień. W środku uszyto nową podsufitkę (z jednego kawałka), a siedzenia i boczki obito czerwoną skórą. Tylne boczne szyby zostały oprawione od środka drewnem z korzeni. Po 30 latach stania w garażu firma Rosier, zajmująca się handlem autami, sprowadziła to kombi do Oldenburga.
Oehmke kupił je za 30 000 euro i zainwestował drugie tyle w remont i niezbędne naprawy. Trudno powiedzieć, czy się opłaciło – nie jest to wszak zrobiony przez Daimlera, przez lata zaginiony projekt kombi klasy S, lecz samochód zrobiony w jednej sztuce przez dobrych rzemieślników. Jeśli jednak celem przede wszystkim było zwracanie na siebie uwagi, to udało się w 100 proc.