Niby to auto wygląda jak zwykły Opel Omega A. No, może trochę podrasowany przez tunera. Ale auto o głębokim czarnym kolorze nie jest zwykłą Omegą. To 377-konny potwór na kołach. W 1989 roku Russelsheim zdecydowało się wypuścić auto, jakiego nie miało w swojej wówczas 91-letniej historii. Po Alpinie B10 samochód ten był najszybszą seryjnie produkowaną limuzyną świata. Pomoc w zbudowaniu i produkcji auta przyszła od Brytyjczyków, którzy 6-cylindrowy silnik rzędowy rozwiercili do 3,6 litra pojemności, dołożyli 2 turbiny Garreta. Do tego zmienili zawieszenie i hamulce.
Z zewnątrz samochód sprawia dziś wrażenie, jakby opuścił warsztat tuningowy – spoilery, poszerzenia błotników, potężne końcówki wydechu. W środku nie zabrakło niczego, co pod koniec lat 80. kojarzyło się z luksusem: skórzana tapicerka (przednie fotele są nawet podgrzewane), centralny zamek, elektrycznie sterowane szyby, klimatyzacja. Na klapce przedniego schowka znajduje się plakietka, informująca o numerze egzemplarza – auto wyprodukowano w limitowanej serii (907 sztuk). Lotus Omega kosztował wówczas w Niemczech 125 tys. DM, co dziś odpowiadałoby 100 tys. euro.
Gdy tylko uruchamiamy silnik staje się jednak jasne, że nie mamy do czynienia ze zwykłą Omegą. Przez wnętrze przechodzi niski, ale przyjemny dla uszu dźwięk. Prędkościomierz wyskalowano do 300 km/h. Sprzęgło chodzi dość twardo, ale nie ma problemu z wyczuciem, kiedy tarcza łapie przyczepność z kołem zamachowym i 557 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego zaczyna napędzać koła. Jeśli jezdnia jest mokra sprzęgło wymaga szczególnej delikatności, bo tylne koła natychmiast chcą wysuszyć asfalt. Ale niewyobrażalnego wręcz kopa mocy poczujemy przy przekraczaniu granicy 3 tys. obrotów – wtedy dopiera silnik pokazuje na co go naprawdę stać.
Drążek biegów porusza się z wyczuwalnym oporem – niemalże czujemy obracające się tryby pochodzącej z Corvetty C4 6-stopniowej skrzyni biegów. Ostatnie przełożenie opłaca się używać mając na prędkościomierzu ponad 150 km/h – inaczej auto traci wigor. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, że tak zestopniowano skrzynię – skoro auto rozpędza się do 283 km/h…
Mimo wspomagania kierownicy Lotus Omega wymaga silnej ręki – przednie opony mają szerokość 235 (tylne 265). Czy w związku z tym auto nadaje się do codziennego użytkowania?
Odpowiedź jest jednoznaczna: tak! Gdy tylko przyzwyczaimy się do sprzęgła samochód staje się posłuszny, nadwozie zapewnia dobrą widoczność, a komfort resorowania jest wystarczający. Oczywiście, na mokrej nawierzchni auto wymaga spokojnego traktowania – kierowca musi być świadomy dostępnej mocy i przede wszystkim swoich umiejętności, inaczej zabawa może się szybko zakończyć. Z tylnonapędowymi autami tak to już jest!
Czy zatem Lotus Omega jest ideałem? Nie do końca. Już za czasów swojej młodości samochód znany był z wielu niedomagań – problemów przysparzały m.in. skrzynie biegów i elektronika. Oczywiście można sobie z tym poradzić, ale jeśli np. na skutek kolizji uszkodzimy elementy tzw. body-kitu (poszerzenia nadkoli, spoilery) znalezienie nowych będzie kosztowne.
Dane techniczne Lotus Omega
-
Silnik: R6 z podwójnym doładowaniem.
-
Pojemność skokowa 3636 ccm.
-
Moc 277 kW (377 KM).
-
Maksymalny moment obrotowy 557 Nm.
-
Skrzynia biegów: manualna 6-biegowa.
-
Przyspieszenie 0-100 km/h: 5,4 s.
-
Prędkość maksymalna: 283 km/h.
-
Liczba wyprodukowanych egzemplarzy: 907 sztuk.
-
Cena (1989, Niemcy): 125 000 DM.