Prolog. Ta historia zaczyna się już dość dawno temu, bo w czasach, gdy w moim garażu stał jeszcze Abarth 500. Czyli usportowiona wersja miejskiego Fiata 500, wyposażona m.in. w silnik 1.4 T-jet o mocy – wówczas – 160 KM. Seryjnie auto miało 135 KM, ale samym chiptuningiem udało się osiągnąć wspomniane 160, no może 160 KM z groszem. A ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, na dodatek w planach były też starty w imprezach sportowych, to pojawił się pomysł, by uzyskać jeszcze o kilka koni więcej. Czyli jakieś 200–210 KM i 300 Nm. Czemu "tylko" tyle? Bo mimo iż T-jet to bardzo udany silnik i dzielnie znosi zabiegi podnoszenia mocy, to jednak wartości rzędu 250 KM mogą wymagać już nieco grubszych nakładów finansowych.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Oprócz większej turbosprężarki (GT1446) auto dostało też frontowy i bardziej wydajny intercooler oraz kompletny akcesoryjny układ wydechowy wraz ze zmodyfikowanym downpipe’em. Części wyjęte z auta (m.in. turbo IHI, fabryczne intercoolery, tłumik i seryjny katalizator) trafiły do skrzynki w piwnicy. Kiedyś to na spokojnie sprzedam, pomyślałem, ale – jak to często bywa – o sprawie zapomniałem.

Sprzedaż katalizatora – znalezisko w piwnicy

Koniec końców, po wystrojeniu Abartha na hamowni, stanęło na 207 KM i 300 Nm. Wystarczająco dużo jak na pojazd o tych rozmiarach na dodatek niewyposażony w mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu (LSD), a jedynie jego elektroniczną namiastkę. Autem nacieszyłem się po modyfikacjach jeszcze ze dwa lata, odwiedziłem nim m.in. świetną imprezę na torze w Austrii, po czym sprzedałem. A skrzynka z "fantami" leżała sobie spokojnie aż do teraz, gdy za porządki w piwnicy wziął się mój ojciec. "Albo to sprzedasz, albo oddaję na złom" – usłyszałem. I wtedy mnie olśniło – katalizator.

Skontaktowałem się więc z kolegą, który na co dzień zajmuje się m.in. modyfikowaniem i naprawianiem włoskich samochodów. "Ile za to dostanę?" – zapytałem. "Z 800 zł spokojnie" – odpisał. Nie jest źle, taka kwota piechotą nie chodzi. Wyszukałem więc namiar na polecany punkt skupu w Warszawie i wziąłem telefon do ręki. Po godzinie (!) wracałem już z gotówką w kieszeni, na dodatek dużo większą, niż początkowo przypuszczałem.

Punkty skupu muszą działać sprawnie. Ceny metali szlachetnych poszły do góry, a zakłady zajmujące się odzyskiwaniem ich z samochodowych katalizatorów przeżywają prawdziwe oblężenie. Każdy szanujący się punkt skupu ma na swojej stronie orientacyjny cennik, na podstawie którego sprzedający mogą wstępnie wycenić swój "towar". Zazwyczaj jednak dokładną wycenę otrzymuje się dopiero po skontaktowaniu się z pracownikiem punktu skupu i podaniu mu numerów fabrycznych katalizatora. Tak było i w moim wypadku – przez telefon usłyszałem, by podać numer części. Po ok. dwóch minutach SMS zwrotny z kwotą oraz namiarem na kolegę, który tego dnia "zajmuje się detalem" oraz adres, pod który należy się zgłosić. No to wbijam go w nawigację i jadę – to jedno z osiedli oddalonych o jakieś 10 km od ścisłego centrum Warszawy.

Sprzedaż katalizatora – najpierw podpisz "lojalkę"

Po ok. 35 minutach od pierwszego telefonu jestem na miejscu. W osiedlowej uliczce stoi stara furgonetka z naklejką punktu skupu, ale w pobliżu nikogo nie ma. Dzwonię po podany numer i dowiaduję się, że pracownik za chwilę zejdzie. W międzyczasie muszę zmierzyć się z niezadowolonym spojrzeniem kolejnego klienta punktu skupu, który pojawił się na osiedlowej uliczce kilkanaście sekund po mnie, nie kryjąc przy okazji niezadowolenia z faktu, że zająłem miejsce parkingowe, na które on ewidentnie miał ochotę. Cóż, bywa.

Po ok. 3 minutach pojawia się pracownik skupu. Otwiera furgonetkę i zaprasza mnie jako pierwszego, gdyż wspomniany drugi klient przywiózł ze sobą cały bagażnik "fantów". Ze mną pójdzie szybciej, bo mam tylko jeden katalizator. Pracownik prosi o pokazanie wiadomości w telefonie od swojego kolegi – ponieważ wszystko się zgadza, możemy dobić targu. Najpierw jednak zostaję poproszony o okazanie dowodu osobistego, następnie podpisuję świstek, z którego wynika, że katalizatora nie ukradłem. Po chwili mam już gotówkę w kieszeni, od pierwszego telefonu do punktu skupu do chwili, gdy trzymam gotówkę w ręku (1700 zł!), minęła mniej więcej godzina.

Złodzieje katalizatorów szaleją

Epilog. Plaga kradzieży katalizatorów jest faktem. Złodzieje zrobili się już na tyle bezczelni, że potrafią atakować nawet w biały dzień. Pożądane są zwłaszcza wybrane modele katalizatorów, m.in. te pochodzące ze starszych modeli produkcji japońskiej (np. Honda Accord VI). Ciekawostka to też np. Fiat Multipla przystosowany do zasilania CNG – w jego wypadku skupy potrafią proponować za katalizator nawet 8000 zł (!). Co przy wartości auta, która niejednokrotnie okazuje się niższa, stanowi naprawdę złoty interes.