- Książka serwisowa jest autentyczna, potwierdziliśmy to w bazie serwisowej MINI
- Szpachla, miejscami grubo ponad 1 mm
- To MINI nie miało łatwego życia, jest lekko zużyte...
Szwajcaria, czyli kraina mlekiem i miodem płynąca? Cóż, z pewnością jest to kraj względnie bogaty i drogi – żeby zarobić na samochodzie, przeciętny polski handlarz ma dwa wyjścia: kupuje hurtowo na którymś z podłych placów, np. pod Zurychem, albo na aukcji aut rozbitych. Czasem trafiają do nas jednak takie perełki, jak to MINI: po niewielkiej kolizji, ale dla Szwajcara już za mocno zużyte.
Żeby jednak nikogo nie zniechęcać, komisant dla bezpieczeństwa odznacza kratkę z napisem: „bezwypadkowy”, dodatkowo podkreśla „idealny stan techniczny i wizualny”. Samochód kosztuje 34 800 zł, co jest dosyć atrakcyjną ceną jak na ten rocznik (2010). Przebieg ma wynosić nieco ponad 160 tys. km.
Już z daleka widać, że samochód jest mocno „zglebiony”. Jak się okazuje, ktoś założył gwintowane zawieszenie H&R, do tego mamy tu dziwną tuningową kierownicę, którą kiedyś obszyto alcantarą, a dziś pokrywa ją coś, co może i... alcantarą było. Cóż, o ten materiał trzeba dbać, inaczej będzie wyglądał właśnie tak. Do tego: wypłowiałe emblematy, zaciski hamulcowe polakierowane w różnych kolorach (!) i akcesoryjny przelotowy wydech marki Ragazzon. Autem podobno jeździła kobieta – faktycznie, jako pierwsza właścicielka figuruje pani Sylvia z Zurychu – ciekawe, czy to ona tak przerobiła ten samochód? Jeśli to jej zawdzięczamy zawieszenie, które naprawdę okazuje się niebezpieczne dla zębów i tkwiących w nich plomb, to... szacunek.
Silnik odpala od razu, ale – jak na tę wersję przystało (N18B16; niemal bliźniacza konstrukcja 1.6 THP z Grupy PSA) – rzęzi niczym maszyna rolnicza. Zazwyczaj to rozciągnięty łańcuch rozrządu, czasem uszkodzony Vanos (zmienne fazy), ale w tym wypadku obie usterki są... prawdopodobne. Co prawda łańcuch został według sprzedającego już jakiś czas temu naprawiony, tyle że w bazie serwisowej (30.05.2016; 103 503 km) odnotowano jedynie wymianę napinacza – lenistwo pracownika MINI czy faktycznie ingerencja tylko w napinacz? Tego na miejscu nie sprawdzimy. Poza tym brakuje plastikowej osłony silnika, wokół wlewu oleju widać brzydkie tłuste plamy – ktoś tu chyba często dolewał „oliwy”. To w sumie nie dziwi, bo akurat te silniki słyną z przeogromnego apetytu na olej. Co gorsza, elementy układu dolotowego też są paskudnie zapocone – jeszcze odma czy już turbina?
– No ale proszę spojrzeć, jaki ładny lakier – handlarz trzyma fason. Na naszą uwagę, że maska była malowana i szpachlowana, sprzedający idzie w zaparte: – Nieeeee, tam tylko lakier do 200 mikronów jest! Faktycznie, 220-230 um – a tyle na prawie całej powierzchni ma maska – to tylko drugi lakier, ale już np. w jej narożniku, wokół lampy, nałożono tyle „kitu”, że kończy się skala w mierniku. Do tego rzeczony lewy reflektor pochodzi z 2015 r., był więc na którymś etapie wymieniany. Szpachlę odnajdujemy też miejscami na tylnej klapie i ze smutkiem odnotowujemy brak tylnej wycieraczki. Na plus trzeba zaliczyć niezłe hamulce i w miarę świeże opony. Czyli takie z wystarczającą ilością bieżnika.
Jazda próbna? Tak, ale sprzedający nie chce wpuścić nas za kółko. – A, bo tu dużo mocy jest, podniesiona do jakichś 250 KM (w ogłoszeniu, pewnie, żeby nie zniechęcać, podano fabryczną wartość, czyli 184 KM), to jednak ja lepiej pojadę. Cóż, jeśli w taki tuning bawiła się pani Sylvia, to już ją lubimy! Podczas jazdy od razu odczuwamy dziwne wibracje, które jednak po chwili znikają – zapewne kwestia opon, już nieco „kwadratowych” od długiego stania.
Handlarz, jak to jednak często bywa, nie czeka, aż auto się rozgrzeje, i już po chwili ciśnie gaz w podłogę. Osiągi są faktycznie niezłe, ale jeśli w ten sposób możliwości auta mogą podziwiać wszyscy kupujący, to nie wróżymy silnikowi ani turbinie zbyt długiego żywota.
Czy warto ryzykować? Cóż, jeśli spojrzymy na to MINI przez pryzmat wielu innych „szwajcarów” oferowanych w komisach, to jest to całkiem przyzwoity wóz. Trzeba się jednak liczyć z pokaźnym pakietem startowym, zwłaszcza jeśli – zgodnie z objawami – szykuje się naprawa związana z rozrządem. Handlarz, choć rozmija się w kilku kwestiach z prawdą i nie podaje w ogłoszeniu realnej mocy auta, ma jeszcze jeden atut: w cenie, oprócz opon zimowych, dokłada klasyczne zawieszenie. By nie było tak twardo.