Zawodowcy wiedzą o tym doskonale – w używanym samochodzie najważniejsze jest nadwozie.Niesprawne części mechaniczne zwykle da się wymienić stosunkowo łatwo, tanio i bez pozostawiania śladów. Ważne, żeby było je do czego przykręcić.
Doprowadzenie zdezelowanej karoserii do przyzwoitego stanu to już większe wyzwanie. To dlatego auta powypadkowe tak dużo tracą na wartości. Konsekwencje zakupu „odpicowanego rozbitka” mogą być naprawdę przykre, a czasem wręcz niebezpieczne. Mały kłopot, jeśli jedynym skutkiem naprawy blacharskiej jest różnica w odcieniu lakieru na poszczególnych elementach.
Gorzej, jeśli ingerencja blacharza miała wpływ na geometrię nadwozia lub sztywność karoserii. Tylko niewielka część uszkodzonych aut naprawiana jest w profesjonalny sposób i przy użyciu nowych części. Większość „rozbitków” to auta, w których jedynie pobieżnie ukryto ślady uszkodzeń. Jeżeli samochód przygotowywany był z myślą o szybkiej sprzedaży, można spodziewać się naprawdę zaskakujących rzeczy, np. braku poduszek powietrznych albo nadwozia zespawanego z dwóch. Najgorsze przekręty zdarzają się w przypadku drogich pojazdów, bo na nich oszuści najwięcej zarabiają.
Oględziny interesującego nas auta używanego warto więc zacząć od dokładnego przyjrzenia się karoserii. Ze sprzedawcą nie umawiamy się nigdy po zmroku ani w czasie deszczu – w takich warunkach trudno dostrzec nawet poważne mankamenty.
Najpierw oglądamy samochód z daleka – w ten sposób można najłatwiej wychwycić np. to, że nadwozie jest „przekoszone” lub poszczególne elementy karoserii mają różne odcienie lakieru. Później przyglądamy się karoserii z bliska. Zwracamy uwagę na fakturę lakieru, grubość szczelin między elementami, ślady napraw, wykwity korozji, rysy i zmatowienia lakieru. Nie dajmy się nabrać na tłumaczenia, że znalezione przez nas mankamenty można tanio naprawić – gdyby tak było, sprzedawca sam by to zrobił! Warto też pobrudzić kolana i obejrzeć auto od spodu.
Najtrudniej jest zatuszować ślady napraw karoserii w takich miejscach, jak bagażnik czy komora silnika. Jeśli od uderzenia w podłużnicę powstanie na niej fałda, to trudno ją wyprostować bez demontażu silnika. To jednak zabiera zbyt dużo czasu, więc często taka wada pozostaje widoczna. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać. Oprócz podłużnic i całego pasa przedniego należy dokładnie obejrzeć okolicę przegrody czołowej i pola numerowego. Uderzenie w tył samochodu pozostawia na ogół ślady w bagażniku. Często wystarczy unieść tylko dywaniki, by zobaczyć dowody prostowania lub łączenia blach. Trzeba też zwracać uwagę na to, czy mastyka (masa ochronna nanoszona fabrycznie na łączenia) wygląda na oryginalną. Blacharze nakładają ją bardzo niedbale.
Najbardziej rzucającym się w oczy śladem niefachowej naprawy jest zwykle to, że poszczególne elementy nadwozia różnią się odcieniem koloru. Najskuteczniejszy w wykrywaniu napraw okazuje się jednak miernik grubości lakieru. Oryginalna powłoka ma zwykle od 80 do 150 mikrometrów. Jeśli badanie miernikiem wykaże np. 300 mikrometrów, oznacza to, że auto było ponownie lakierowane. Jeżeli wartości są jeszcze wyższe, to pod lakierem znajduje się gruba warstwa szpachli. Warto jednak wiedzieć, że poszpachlowane drzwi czy przedni błotnik to drobny mankament – ważniejsze jest to, czy elementy nośne nadwozia, np. słupki i progi, są w stanie oryginalnym. Bardzo ważny jest też stan dachu – jeśli był szpachlowany, to prawdopodobnie auto było poważnie rozbite. Oczywiście, nie wszyscy mogą skorzystać z miernika lakieru. W takich przypadkach trzeba wrócić do starych metod, czyli np. opukania nadwozia. Miejsca, w których jest szpachla, wydają bardziej stłumiony dźwięk niż elementy nienaprawiane. Warto też obejrzeć wszystkie krawędzie i miejsca pod uszczelkami. Partaczom zwykle nie chce się demontować szyb, więc w takich miejscach można znaleźć np. uskoki lakieru, ślady oklejania czy pozostałości pasty polerskiej.
W autach bezwypadkowych lub dobrze naprawionych szczeliny pomiędzy poszczególnymi elementami karoserii powinny być równe, a płaszczyzny boczne nadwozia – gładkie i bez załamań. Trzeba się im przyjrzeć z bliska, ale warto też spojrzeć na karoserię z odległości przynajmniej kilku metrów. Oczywiście, idealna geometria nadwozia nie jest gwarancją bezwypadkowości, pozwala jednak sądzić, że skoro nie widać śladów ingerencji blacharza czy lakiernika, to raczej wykonano je profesjonalnie. Warto jednak sprawdzić, czy poszczególne elementy nie były wcześniej demontowane. Fabrycznie nadwozia są zazwyczaj lakierowane już po zmontowaniu, więc np. po odkręceniu drzwi czy błotników wyraźnie widać uszkodzenia lakieru na utrzymujących je śrubach. Nawet w wyniku drobnych kolizji zwykle tłuką się światła – warto więc zwrócić uwagę na to, czy auto ma zamontowane oryginalne lampy, czy też może są to już zamienniki lub elementy pochodzące z innego rocznika.
Sprzedawca deklaruje niski przebieg, a auto ma wytarte nakładki pedałów i kierownicę? Lepiej to sprawdzić! Podejrzenia powinny wzbudzić dziewicze, nowe nakładki na pedałach, świeżo obszyta kierownica lub gałka dźwigni zmiany biegów wyglądająca na nieużywaną – sprzedawcy często wymieniają te elementy, żeby ukryć stopień zużycia auta. Trudniej jest naprawić tapicerkę foteli czy np. deskę rozdzielczą rozerwaną w wyniku wystrzelenia poduszki powietrznej. Dobrze jest też zajrzeć pod dywaniki – wilgoć w takich miejscach świadczy albo o popowodziowej historii auta, albo o niechlujnej naprawie blacharskiej.
Problem rdzy jest wciąż aktualny, nawet w stosunkowo młodych autach. Warto sprawdzić, czy nie widać jej na krawędziach drzwi i nadkoli. Ogniska korozji w mało typowych miejscach, np. na środku słupka tylnego, mogą świadczyć tylko o jednym – w tym miejscu naprawiano nadwozie i dobrze go nie zabezpieczono. Rdza dalej będzie się rozwijać, a koszty jej usunięcia są wysokie. Jeśli skorodowały elementy nośne – progi, punkty mocowania zawieszenia – lepiej poszukać innego auta.
Najtrudniej jest zatuszować ślady napraw karoserii w takich miejscach, jak bagażnik czy komora silnika. Jeśli od uderzenia w podłużnicę powstanie na niej fałda, to trudno ją wyprostować bez demontażu silnika. To jednak zabiera zbyt dużo czasu, więc często taka wada pozostaje widoczna. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać. Oprócz podłużnic i całego pasa przedniego należy dokładnie obejrzeć okolicę przegrody czołowej i pola numerowego. Uderzenie w tył samochodu pozostawia na ogół ślady w bagażniku. Często wystarczy unieść tylko dywaniki, by zobaczyć dowody prostowania lub łączenia blach. Trzeba też zwracać uwagę na to, czy mastyka (masa ochronna nanoszona fabrycznie na łączenia) wygląda na oryginalną. Blacharze nakładają ją bardzo niedbale.