- Kiedyś łańcuchowy napęd rozrządu był synonimem trwałości, ale teraz nawet firmy znane dotychczas z jakości swoich rozwiązań (np. Mercedes) miewają kłopoty
- Koszty wymiany rosną, jeśli napęd rozrządu umieszczony jest od strony skrzyni biegów
- Problemem są nie tylko rozciągające się łańcuchy, lecz także koła zmiennych faz rozrządu, napinacze hydrauliczne, a także ślizgi
Historia lubi zataczać koła – przed „erą pasków” łańcuchy były bardzo popularne i cenione. Co prawda, generowały nieco więcej hałasu niż paski, były cięższe i droższe, ale za to uchodziły za niezniszczalne. W latach 80. i 90. XX wieku ("era pasków") przy łańcuchach pozostały głównie firmy produkujące drogie auta, a od kilkunastu lat stopniowo z powrotem zaczęły one zdobywać rynek. Tylko okazuje się, że nie zawsze można powiedzieć „stary dobry łańcuch”.
Łańcuch rozrządu – gdzie leży źródło problemów?
Jest ich kilka – po pierwsze, kiedyś wiele konstrukcji łańcuchowych oznaczało krótką przekładnię prowadzącą z wału korbowego do wałka rozrządu umieszczonego w kadłubie (jak w Maluchu, choć akurat ten napęd nie grzeszył trwałością). Po drugie, łańcuchy były przewymiarowane, a obecne są dokładnie optymalizowane – żeby nie były zbyt ciężkie i drogie. W efekcie zamiast dożywotnich konstrukcji, a przynajmniej wytrzymujących te 250-300 tys. km do remontu jednostki, mamy łańcuchy często pracujące niewłaściwie już po… 50-100 tys. km.