Jeżdżąc w terenie prędzej czy później utkniemy w błocie, złapiemy "kapcia" lub po prostu zatrzymamy się na piaszczystym odcinku. Wysiadamy z samochodu, zmieniamy koło zapasowe, oglądamy okolicę i... wsiadamy ponownie do auta. Niby nic nadzwyczajnego, ale za każdym razem trafia też do wnętrza spora dawka brudu: piasku, błota, liści.
Oczywiście jeśli zatrzymaliśmy się na chwilę na czystym odcinku drogi - problem jest niewielki. Ale jeśli właśnie w głębokim błocie zmienialiśmy koło i dodatkowo padał deszcz, okazuje się, że po pierwsze - mamy mocno ubłocone nogi, po drugie - mokre ubranie, po trzecie zaś coś trzeba zrobić z potężnie ubłoconym kołem zapasowym.
Jeśli na dodatek nasze auto nie jest stare i przeznaczone do typowo terenowej eksploatacji, a to seryjny prawie nowy egzemplarz - zaczynamy rozumieć problem zabezpieczenia wnętrza przed dużym brudem.
Zaczynamy od dywaników
W terenie najlepiej sprawdzą się gumowe, najlepiej dobrze dopasowane do naszego modelu, z nieco głębszym rantem. Wtedy "kontrolujemy" ilość wody (ważne szczególnie zimą, gdy wysiadamy w śnieg), jaka się na nich gromadzi. Firmowe kosztują od 150-500 zł. Bardzo dobrym pomysłem są też pokrowce na fotele przednie.
Wykonane z nieprzemakalnego materiału zabezpieczą tapicerkę przed mokrymi plecami i ubrudzonymi spodniami. Pokrowce sprzedawane są jako uniwersalne lub przeznaczone do konkretnego modelu. Koszt od 150 do 400 zł. Jeśli często na drugim rzędzie siedzeń wozimy psa, również tu przyda się zabezpieczenie tapicerki.
Co prawda ze znalezieniem w sklepach będzie gorzej, ale występują czasem solidne pokrowce, przypinane do zagłówków przednich foteli i tylnej kanapy. Zazwyczaj najwięcej uwagi trzeba poświęcić dla bagażnika.
To tu trafia ubłocone koło po złapaniu gumy, lina która już po jednym wyciągnięciu z błota nadaje się "pod prysznic", brudne buty, itp. Podstawą jest zwykłą wykładzina. Uniwersalne (np. w rozmiarze 40x60 cm) sprawdzą się w bagażnikach, które mają regularne kształty. Jeśli kufer "postrzępiony" jest np. zakolami, lepiej wybrać produkt przeznaczony do naszego modelu.
Tu również występują produkty oryginalne oraz "podróby". Np. do Nissana X-Trail poprzedniej generacji oryginał kosztuje 400 zł, zaś wyrób rzemieślniczy - 150 zł.Do typowo terenowych modeli kupić też można głębsze wanny, doskonale zabezpieczające również boczki bagażnika.
Prawdziwym hitem są za to głębokie wykładziny, wkładane po złożeniu drugiego rzędu siedzeń. Jeśli np. chcemy zabrać komplet opon terenowych na imprezę off-roadową, będzie to wymarzone rozwiązanie. Takie wanny zazwyczaj przeznaczone są do konkretnego modelu. Np. oryginalna do obecnej generacji Grand Vitary kosztuje 700 zł.
Zimowe dodatki do terenówek
Wykorzystywany na co dzień samochód terenowy zimą zamienić można w prawdziwego pomocnika. Okazuje się doskonałym nośnikiem dla pługa. Niestety, porządnie skonstruowane urządzenie (sterownie joystikiem w kabinie, z oświetleniem) to wydatek około 15-20 tys. zł.
Dlatego w Polsce trudno... takie zakupić. Bardzo dobre są np. produkty amerykańskie. Znacznie częściej przy odśnieżaniu wykorzystywane są quady. Za porządny pług Warna (firma ta niemal zmonopolizowała polski rynek) zapłacić trzeba 1500 zł.
Do tego doliczamy uchwyty mocujące do quada (kolejne kilkaset zł) i mechanizm służący do podnoszenia (ręczny - 500 zł, elektryczny - 1000 zł). Jeśli nasz pojazd ma zamontowaną wyciągarkę, to można jej użyć do podnoszenia pługa. Czasem spotkać można przyczepione do przedniej części quada... europalety!
Zdecydowanie polecamy jednak profesjonalne pługi. Dlaczego? Bo są dużo bardziej bezpieczne w użytkowaniu, mają np. specjalne bolce, które zostaną ścięte, gdy np. niechcący "zaatakujemy" krawężnik.