„Skąd jesteś?” – spytał mnie jeden z Rumunów pracujących dla licznie przybyłych tu amatorów mocnych wrażeń na dwóch i czterech kółkach. – „Z Polski? A wiesz, że na tych serpentynach w latach 70. testowano Polskiego Fiata?” Choć o historii naszej motoryzacji coś nie coś wiem, ten fakt akurat musiał mi umknąć. W piękne słoneczne przedpołudnie nie przyjechałem tu jednak, żeby wspominać dawne czasy, lecz sprawdzić, jak na tej jednej z najciekawszych i obecnie chyba najsłynniejszych górskich tras Europy sprawdza się najnowsza Mazda MX-5.
Karpaty zajmują dużą część Rumunii i dzielą kraj niemal na połowę. Ich najwyższym pasmem są tu Góry Fogaraskie. Po odmowie interwencji w Czechosłowacji i ochłodzeniu stosunków z ZSRR komunistyczny dyktator Rumunii Nicolae Ceausescu w 1970 roku podjął decyzję, że ze względów strategicznych należy zbudować ponad 110-kilometrową drogę, która umożliwi rumuńskiemu wojsku sprawne pokonywanie tego łańcucha górskiego i wzmocni obronę przed ewentualnym najazdem przez wojska Układu Warszawskiego. Budowę Trasy Transfogaraskiej zakończono oficjalnie cztery lata później. Łatwo z pewnością nie było: 830 mostów, 27 wiaduktów, niezliczone serpentyny i zakręty. Do kruszenia skał użyto 6 mln kilogramów dynamitu, a nieoficjalnie mówi się nawet o 400 żołnierzach, którzy stracili tam życie.
Jeremy, ty draniu!
Dziś Trasa Transfogaraska to już legenda. Duży udział w jej rozpropagowaniu miał Jeremy Clarkson z brytyjskiego „Top Geara”, który w jednym ze swoich programów, jeżdżąc tam m.in. Astonem Martinem DBS Volante, powiedział, że to najlepsza droga na świecie, co spowodowało znaczący wzrost zainteresowania trasą. Ciekawe, co o ekscentrycznym Brytyjczyku myślą pasterze przeganiający stada owiec przed jeżdżącymi tam sportowymi samochodami?
Ruszam z Sybina (Sibiu), jednego z siedmiu miast-warowni. To właśnie od nich wzięła się nazwa regionu Siedmiogród, nazywanego też Transylwanią. Mijam kilka wiosek – całkiem niezłe drogi! Chmary motocyklistów z rejestracjami z całej Europy zdradzają, że jestem już blisko. Początkowo droga zarośnięta lasem nie robi na mnie specjalnego wrażenia – moim zdaniem na Dolnym Śląsku można znaleźć ładniejsze (np. Droga Stu Zakrętów). Ale redukcja biegu i pełny, gardłowy dźwięk silnika przyspieszającej pod górę Mazdy wyraźnie zapowiada, że to dopiero początek.
Pielgrzymki do Mekki
Kilka serpentyn, mijam auta dostawcze, z przyczepkami, kolarzy. W końcu jest! Wjeżdżam od strony południowej, która po wspomnianym leśnym odcinku szybko odkrywa swoje piękno. Na przydrożnych żwirowych placach u podnóża mnóstwo ludzi, którzy napawają się przepięknymi widokami Gór Fogaraskich. Rejestracje z całej Europy, dużo z Polski. Zielone Lambo Huracán Performante próbuje z niżej położonego parkingu wyjechać na asfalt, za nim dwa kolejne. Nasze MX-5 w kolorze Soul Red jest darzone... większą sympatią – wiadomo, że za kierownicą nie siedzi ktoś obrzydliwie bogaty, jak w przypadku Lamborghini, skraca się dystans. Do mojego postoju zbliża się autokar – to znak, że trzeba ruszać, bo za chwilę na drodze może utworzyć się korek. Mam trochę szczęścia – ruch nie jest duży i po serpentynach mogę jechać niemal dowolnie wybranym torem.
W MX-5 siedzi się bardzo nisko. Gdy stoi się na światłach przy innych autach, zwłaszcza SUV-ach, wrażenia są średnie – w końcu co to za przyjemność mieć wzrok na wysokości czyjegoś zacisku hamulcowego? Ale tu to zupełnie inna historia. Na serpentynach mam odczucie, że mógłbym ręką dotknąć asfaltu, a dopasowany fotel i świetna pozycja za kierownicą powodują, że czuję się tak, jakby ktoś do tego auta mnie... wkleił.
Przełożenie układu kierowniczego wydaje się dobrane pod tę trasę – żadnych nerwowych ruchów ani „złych informacji” z przednich kół na kierownicy. Jazda na wprost bez ciągłych kontr – to się nazywa porządnie skonstruowany układ jezdny! Oczywiście, czuję, jak zmienia się mieszanka asfaltu pod kołami, ale to jeszcze bardziej potęguje wrażenie tworzenia idealnego duetu kierowcy z samochodem.
Mazda MX-5 - stworzona na zakręty
Mały drążek zmiany biegów porusza się po krótkich uliczkach układu „H” – dojeżdżam do serpentyny, na której ktoś wcześniej rozrzucił trochę piachu i żwiru z pobocza, szybka redukcja i tylnonapędowa Mazda posłusznie „układa się” w zakręcie. Jestem zdziwiony, że ESP pozwoliło na aż tak wiele. Do tego dźwięk silnika – niezbyt natarczywy, za to niski, gardłowy. Słychać, że to samochód ze sportowymi ambicjami. Kolejny zakręt – znów delikatne zarzucanie tyłem. Jeszcze jeden i wystarczy – wiem, co Mazda potrafi, ale cenię sobie w niej także spokój, a że widoki są niepowtarzalne... W Europie jest kilka ciekawych górskich dróg, ale Trasa Transfogaraska wyróżnia się długością, liczbą zakrętów i malowniczością. Już wiem, dlaczego Clarkson tak ją chwalił i dlaczego są tu takie tłumy.
Mazda MX-5 - naszym zdaniem
Nie ukrywam, że filozofia Mazdy „jinba ittai” (idealna harmonia między autem i kierowcą) wydawała mi się czysto marketingowym zwrotem. Po przejeździe MX-5 Trasą Transfogaraską wiem, że nie ma w tej idei nawet cienia przesady.
Silnik | benzynowy R4 |
Pojemność | 1998 cm3 |
Moc maksymalna | 160 KM/6000 obr./min. |
Maks. moment. obr. | 200 Nm/4600 obr./min. |
Napęd | tylny/akrzynia ręczna 6b |
Dł./szer./wys. | 3915/1735/1230 mm |
Bagażnik | 130 l |
Masa własna | 1000 kg |
Prędkośc maks. | 214 km/h |
Przysp. 0-100 km/h | 7,3 s |
Średnie spalanie | 6,9 l/100 km |
Emisja CO2 | 161 g/km |
Cena | od 96 900 euro |