Jeśli dziś kupisz Giuliettę, będziesz czuł się jak celebryta – przynajmniej dopóty, dopóki ten model się nie opatrzy. Schodzisz na parking, a tam ktoś już przez szybę zagląda do wnętrza. Podjeżdżasz pod knajpę, gdzie umówiłeś się ze znajomymi, a koleżanki zapominają o zamówieniu – najpierw chcą się przejechać Alfą. Nic dziwnego – jest piękna, ocieka detalami w kolorze chromu i do tego jeszcze ten czerwony lakier... Warto było za głęboki, lśniący kolor dopłacić 8 tys. zł!Pierwsze oględziny wnętrza skłaniają nas do tego, by sięgnąć po instrukcję. Kokpit sprawia wrażenie przeładowanego elektroniką. Łatwo zgubić się w gąszczu wielopoziomowego menu komputera pokładowego. W końcu jednak lektura instrukcji okazuje się zbyt nużąca, więc idziemy na żywioł, wsiadamy. O dziwo, działanie radia i innych urządzeń udaje się opanować bardzo szybko. Jednak rozgryźć i nauczyć się to jedno, a polubić – to drugie. Żeby zmienić stację w radiu, trzeba: po pierwsze, patrzeć na wysuwany ekranik wykorzystywany też przez nawigację, a po drugie, operować pokrętłami, które są niewygodne, bo trudno je chwycić. Co do samego ekranu, to można go w każdej chwili schować – wówczas deska rozdzielcza wygląda bardziej elegancko. Wyświetlacz jednak jest potrzebny m.in. do przestawiania radia, tak więc całkiem zrezygnować z niego nie sposób.
Wykończenie wnętrza okazuje się mocną stroną Alfy. Materiały robią dobre wrażenie, świetnie wyglądają charakterystyczne przełączniki w retro-sportowym stylu, „wiszące” wskazówki zegarów i ładne przeszycia foteli. Jak to w Alfie, można się przyczepić, że w bagażniku wystaje z boku awaryjny otwieracz wlewu paliwa w formie kawałka drutu z pętelką, a jedną ze śrub mocujących kanapę dało się odkręcić ręką. To jednak detale – przykręcasz i zapominasz. Istotniejsze jest to, że kokpit Alfy Giulietty wygląda o wiele ciekawiej od konkurencyjnych, kierowca ma wokół siebie sporo przestrzeni, a pasażerowie tylnego rzędu mogą nawet wyciągnąć nogi, choć nad ich głowami nie wygospodarowano zbyt wiele miejsca.
Dwulitrowy diesel ma tyle mocy, ile byśmy oczekiwali od takiej jednostki. Przyspiesza sprawnie „od samego dołu” i jest do tego nieźle wyciszony. Pod konsolą umieszczono przełącznik systemu DNA – działa dokładnie tak jak chip poprawiający osiągi, tyle że można go w dowolnej chwili włączyć lub wyłączyć. Aktywacji trybu Dynamic towarzyszy animacja przedstawiająca na ekranie m.in. aktualne ciśnienie doładowania. Wolimy klasyczny zegar lub... poprzestańmy na realnych doznaniach z jazdy.
Przesuwamy więc dźwigienkę i w tym momencie samochód zaczyna rwać do przodu. Każde muśnięcie pedału gazu powoduje wyczuwalne szarpnięcie, gwałtowne przyspieszanie.Wyprzedzanie przy dużej prędkości? Sama przyjemność! Aż dziwne, że 2-litrowy diesel wytrzymuje takie obciążenia! To jednak dobre poza miastem przy większej prędkości. W mieście szybko się nudzi – nie sposób jechać płynnie, a ponadto lepiej nie przeciążać sprzęgła.
Gdy zastanowimy się, dlaczego „dynamiczne” oprogramowanie nie jest włączone na stałe, szybko dojdziemy downiosku, że po pierwsze, na dłuższą metę nie wytrzymałby tego silnik, skrzynia biegów i sprzęgło, a po drugie – ludzie. Niektórym będzie się jednak podobać zdecydowana reakcja na gaz, która sprawia wrażenie, że mamy do dyspozycji jeszcze więcej mocy niż w rzeczywistości.
Co kto lubi. Wyłączamy więc tryb Dynamic i mamy też ochotę dezaktywować system start-stop. Po każdym uruchomieniu silnika układ włącza się domyślnie i jeśli nie chcemy go używać, trzeba „odkliknąć” specjalny klawisz. W Alfie start-stop nie działa najlepiej. System wyłącza silnik, gdy zatrzymamy się na światłach, i po wciśnięciu sprzęgła natychmiast uruchamia. Jeśli jednak nie wciśniemy pedału do oporu, szybko wrzucimy bieg i spróbujemy ruszyć, silnik nie odpali lub zgaśnie. Działa to dobrze, o ile nie wykonujemy gwałtownych ruchów.
Jeśli jeździmy na słuch i mamy na uwadze przede wszystkim przyjemność z jazdy, osiągnięcie – nawet w przybliżeniu – deklarowanego przez producenta poziomu spalania nie jest możliwe. W każdych warunkach wychodzi o 30-40 proc. więcej. Aby zbliżyć się do spalania „fabrycznego”, przy 60-70 km/h musimy mieć włączony 6. bieg. Trochę to męczące. Alfa lubi zakręty i to się czuje, ale można odnieść wrażenie, że układ kierowniczy działa sobie, a my sobie – nie daje wyczucia drogi. Jeśli mamy gdzie się rozpędzić, o wiele większą przyjemność sprawi jazda w trybie Dynamic – wzrostowi momentu obrotowego towarzyszy zmiana siły wspomagania kierownicy i opóźnienie reakcji ESP. Trzeba o tym wiedzieć, by nie przeszarżować. Jadąc dynamicznie po krętej drodze, można chwilami poczuć lekkie uślizgi tylnej osi. Super! Niestety, lepiej, gdy droga jest gładka. Alfa nie lubi dziur (słychać je i czuć) i nienawidzi poprzecznych garbów. Zawieszenie, gdy najeżdżamy na „śpiącego policjanta”, potrafi dobić już przy 20 km/h.
170-konna Giulietta sprawia dużo przyjemności, a jednak czegoś brakuje. Mocy na pewno nie, raczej możliwości wkręcania silnika na wysokie obroty, gwarantowanej przez jednostki benzynowe. W przypadku diesla nie warto też przeceniać niskiego spalania, o którym zapewniają dane techniczne.
PODSUMOWANIE - Serce podpowiada: kup Giuliettę, ale rozsądek radzi wybrać coś innego. Jeśli serce i rozsądek zawrą kompromis, kupimy Giuliettę z silnikiem benzynowym. Diesel jest wprawdzie mocny, spala mniej niż benzynowy odpowiednik, ale gdzie sportowe brzmienie? A przecież Giulietta to auto nie dla przedstawiciela handlowego – ma sprawiać przyjemność, a nie oszczędzać paliwo.