Fiat Panda to jeden z najpopularniejszych samochodów na polskich drogach. Jest produkowany w Tychach od 2003 roku. Zyskał uznanie przedsiębiorców oraz osób prywatnych. Panda okazuje się także podatna na modyfikacje. Jedną z najciekawszych odmian małego Fiata przygotowało konsorcjum Green Cars, które przerobiło Pandę 1.1 na elektryczny samochód.

Sercem pojazdu jest silnik synchroniczny prądu zmiennego, który rozwija 20,4 KM i 105 Nm. Niewiele, jednak do miejskiej jazdy w zupełności wystarcza. Po zwolnieniu sprzęgła Panda niemal bezszelestnie rusza z miejsca. Gdy silnik osiągnie 1900-2000 obr./min. można włączyć kolejny bieg. Korzystnie przebiegająca krzywa momentu obrotowego sprawia, że Panda chętnie nabiera prędkości nawet przy tak niewielkich obrotach jednostki napędowej.

Klasyczna skrzynia biegów nie jest często spotykana w samochodach elektrycznych. W Pandzie pozostawiono ją, ponieważ ograniczała koszty konwersji. Konstruktorzy musieli jedynie opracować mocowania silnika elektrycznego i sposób na zestawienie go ze sprzęgłem. Jazda elektryczną Pandą jest nieznacznie bardziej komfortowa niż benzynową. Po zatrzymaniu "jedynkę" można włączać bez wciskania sprzęgła, gdyż na postoju wał motoru jest zatrzymany. Samochód rusza dopiero po lekkim dodaniu gazu. Pełzanie znane posiadaczom pojazdów z tradycyjnymi przekładniami automatycznymi nie występuje. Elektryczna Panda przyśpiesza w podobnym tempie co wersja z motorem 1.1. Konstruktorzy i pracownicy firmy Energa zapewniają, że prędkościomierz może wychylić się nawet do 150 km/h.

Konstruktorzy podają również, że na jednym ładowaniu Panda może pokonać do 150 kilometrów. Potwierdzały to wskazania komputerowego, które przy próbach szybszej jazdy jednak wyraźnie topniały. Całkowite naładowanie baterii trwa sześć godzin. Za użyte do procesu 18 kWh w taryfie nocnej przyjdzie zapłacić ok. pięciu złotych. Pokonanie stu kilometrów kosztuje więc niecałe 3,5 zł! Prąd jest magazynowany w akumulatorach litowo-żelazowo-fosforanowych. Wybór padł na ogniwa LiFePO4 ze względu na ich żywotność. Po 3000 cykli ładowania powinny zachować 80 proc. wyjściowej pojemności. Przy 150 kilometrach na jednym ładowaniu oznacza to bezproblemową eksploatację przez niemal pół miliona kilometrów.

Akumulatory zostały umieszczone w komorze silnika oraz na dnie bagażnika. Pod względem funkcjonalności "zielona" Panda praktycznie nie odstaje więc od zwykłej wersji. Nie jest również od niej cięższa. Na pokładzie pojawiły się baterie, jednak wymontowano blok i osprzęt silnika, układ paliwowy oraz wydech. W rezultacie masa pojazdu nie przekracza 900 kilogramów. Wątpliwości może budzić jedynie bezpieczeństwo konstrukcji podczas kolizji. Baterie znajdują się w strefie kontrolowanego zgniotu, podczas gdy ogniwa większości seryjnie produkowanych samochodów elektrycznych są rozmieszczane są pod częścią podłogi, która leży wewnątrz klatki bezpieczeństwa.

Rozwiązanie opracowane przez konsorcjum Green Cars pozwoliło na elektryfikację dowolnej wersji Pandy. Dla grupy Energa przygotowano użytkowe Vany z "kratką", bez klimatyzacji i wspomagania kierownicy oraz lepiej wyposażone warianty osobowe. Wewnątrz jedynie zmieniony panel wskaźników i cisza przypominają, że podróżujemy elektrycznym samochodem. Pełną sprawność zachowało nawet pokładowe gniazdo 12V, które jest zasilane przez seryjny akumulator.

Z zagranicy, a dokładniej - z Chin, pochodzą akumulatory. Pozostałe komponenty i rozwiązania zostały przygotowane przez polskich poddostawców. Konwersja pojazdu trwa kilka tygodni. Jej zwieńczeniem jest wizyta na stacji diagnostycznej, po której można dokonać odpowiednich zmian w dowodzie rejestracyjnym. Prezentowane Pandy zostały przygotowane na zlecenie grupy Energa. Koszt zbudowania pojazdów nie został ujawniony, jednak konstruktorzy samochodu dali do zrozumienia, że w grę wchodzą kwoty 70-80 tys. złotych.