Infiniti M to model rzadko spotykany na polskich ulicach, choć na rynku jest obecny od dłuższego czasu. Niezmiennie piękna linia sedana o doskonałych proporcjach, z długą "garbatą" maską budzi niemałe zainteresowanie przechodniów. W przypadku testowanego przeze mnie modelu Infiniti M35h ciekawskie spojrzenia wzmagał dodatkowo jasny kolor, który idealnie pasuje do tego samochodu.

Wnętrze rozpieszcza komfortem i wysoką jakością oraz bogatym wyposażeniem seryjnym. To swoją drogą cecha charakterystyczna Infiniti, która odróżnia je od innych marek premium lub aspirujących do tego miana, gdzie w podstawowej wersji dostajemy samochód z zaskakująco ubogim wyposażeniem, często z ręczną regulacją fotela i smutną, jednokolorową tapicerką.

W testowanym egzemplarzu Infiniti M35h znalazło się wszystko to, co potrzebne do szczęścia kierowcy. Oprócz bardzo wygodnych i komfortowych foteli, oczywiście regulowanych elektrycznie, ale też podgrzewanych i wentylowanych, na pokładzie znalazło się nieocenione w zimie podgrzewanie kierownicy.

Podróż kierowcy i pasażerom uprzyjemnia doskonały system audio firmy Bose, który zapewnia wysoką jakość dźwięku dzięki licznym głośnikom rozmieszczonym przez specjalistów od akustyki. Z kolei dużym ułatwieniem przy manewrowaniu tą potężną limuzyną jest komplet kamer przesyłających na główny ekran obraz nie tylko z tyłu samochodu, ale też z jego przodu i boków. Choć wydawało mi się to przesadą, to jednak okazało się przydatne, kiedy miejsca do zaparkowania było "na styk" i musiałem wykorzystać każdy centymetr przestrzeni bez kontaktu z innymi autami. Jeśli jednak zdarzy się przy manewrach lekko zarysować lakier lub zrobi to zawistny sąsiad, polimerowa powłoka "scratch shield" pokrywająca karoserię zadba o to, żeby rysa… sama zniknęła. Potrzeba do tego tylko trochę słońca i czasu.

Bardzo przydatną funkcją, dostępną już w coraz szerszej gamie samochodów, jest system aktywnego doświetlania zakrętów, co na ciemnej i krętej drodze jest nie do przecenienia. Podobnie jak aktywny tempomat, który monitoruje przestrzeń przed samochodem i w przypadku nagłego zbliżania się do poprzedzającego auto wyhamuje pojazd do bezpiecznej prędkości.

W środku panuje przyjemna atmosfera, wzmacniana jasną skórzaną tapicerką, a miejsca wystarczy dla czterech, a nawet pięciu dorosłych osób. Choć z tyłu na dłuższych trasach wygodnie będzie dwóm pasażerom, ze względu na wyprofilowanie kanapy. Na wakacje warto jednak ograniczyć ilość zabieranych walizek, bo bagażnik został mocno ograniczony przez elementy napędu elektrycznego. Ale kogo stać na zakup hybrydowego Infiniti M, ten z pewnością w garażu znajdzie auto o gabarytach odpowiednich do dalekich wojaży.

Ale najlepsze doznania zapewnia sama jazda. Co mnie zaskoczyło, to  że hybrydowe Infiniti M jest odwrotnością tego, do czego przyzwyczaiły nas dotychczasowe auta tego rodzaju, czyli spalinowo-elektryczne. Infiniti M35h to zabawka dająca niesamowitą radość z jazdy, wciskająca w fotel przy ruszaniu z miejsca i doskonale trzymająca się drogi, która do tego zużywa zaskakująco małe ilości benzyny. Do tego ma zawieszenie przewyższające to, które znam z konkurencyjnym niemieckich limuzyn. Tu nie jest zbyt twardo, bo nierówności drogi połykane są z łatwością, a jednocześnie samochód stabilnie pokonuje szybkie zakręty i nie ma zjawiska nieprzyjemnego kołysania nadwozia na poprzecznych garbach.

Do napędu Infiniti M35h użyte zostało połączenie benzynowego silnika V6 o pojemności 3,5 litra z jednostką elektryczną, która może działać osobno lub wspomagać motor spalinowy. Łączna moc, przy wyciśnięciu wszystkich możliwości układu napędowego, sięga 364 KM. Mimo sporej masy i rozmiarów samochodu, potrafi on przyspieszyć od 0 do 100 km/h w zaledwie 5,5 sekundy, czyli szybciej, niż niejedno typowo sportowe auto! Choć nie mierzyłem tego dokładnie, to wydawało mi się nawet, że wskazówka znalazła się w położeniu 100 znacznie szybciej, niż te "długie" 5 sekund z hakiem. Przydaje się to szczególnie przy wyprzedzaniu wolniejszych aut, co dla Infiniti M35h jest czystą formalnością.

Benzynowa "V-szóstka" ma bardzo rasowe brzmienie, które daje się słyszeć dopiero przy pełnym wciśnięciu gazu, kiedy automatyczna skrzynia zredukuje przełożenie. To zasługa dobrego wyciszenia kabiny, więc jeśli ktoś chce posłuchać muzyki spod maski, musi zapewniać silnikowi wysokie obroty. Natomiast fanów ciszy i ekologii zainteresuje fakt, że samochód może pracować w trybie elektrycznym nawet przy prędkościach rzędu 100 km/h, co jest niespotykane w innych hybrydach. Oczywiście silnik spalinowy wyłącza się wtedy, kiedy droga jest płaska lub ma nieznaczny spadek, bo przy podjeździe mocy musi dostarczyć jednostka V6.

Za to w mieście, gdzie napęd hybrydowy tak naprawdę pokazuje co potrafi, możliwe są duże oszczędności paliwa. Prądu w baterii wystarczy na około 4 kilometry, ale akumulator bardzo szybko się ładuje - zarówno podczas hamowania i zjazdu z góry, jak i podczas pracy silnika spalinowego. Więc nawet jeśli korek ma więcej niż 4 kilometry, oszczędność będzie znacząca. Do tego nie trzeba się martwić, że elektrycznego, bezszelestnie sunącego auta nie usłyszą przechodnie, bo producent zamontował generator dźwięku imitujący odgłos samochodu. Jest to słyszalne na zewnątrz, za to w kabinie niemal wcale.

W trybie mieszanym, gdzie trasa wiodła głównie autostradą, z dozwoloną prędkością 140 km/h oraz w miejskim ruchu, zużycie paliwa wyniosło około 9 l/100 km. Choć przy zachowaniu zasad ecodrivingu, a przynajmniej części z nich, możliwe jest zejście do poziomu 5,5 l/100 km! I to w tak dużej i ciężkiej limuzynie o parametrach sportowego auta. W sumie, przy pokonaniu tym autem dystansu 250 kilometrów, system poinformował, że aż 50 przejechane było bez użycia kropli benzyny. Przy spokojnej jeździe ten stosunek zapewne byłby jeszcze lepszy.

System hybrydowy może działać w jednym z czterech trybów - Sport, Eco, Normal i Snow. W ustawieniu Eco nad osiągi przedkładana jest oszczędność, więc silnik spalinowy wyłącza się kiedy to tylko możliwe, dając pole do popisu elektrycznemu kuzynowi. Dodatkowo można uruchomić opcję, która powoduje, że mocniejsze wciśnięcie pedału gazu powoduje zwiększenie oporu, jakby zmuszając kierowcę do "odpuszczenia". Na dłuższą metę jazda "Eco" może okazać się nużąca, bo skrzynia przełącza biegi nieco zbyt ospale, a redukcja przełożenia trwa zbyt długo.

Z kolei w ustawieniu Sport ekologia idzie w odstawkę, a silnik elektryczny służy głównie do zwiększania mocy i sportowych doznań. Skrzynia pracuje zadowalająco, choć to nie jest najmocniejsza strona tego samochodu i odbiera nieco frajdy. Za to silnik utrzymywany jest na wyższych obrotach, tak żeby kierowca miał cały czas dostęp do maksymalnego momentu obrotowego. To niestety odbija się na spalaniu.

Optymalnym ustawieniem okazuje się tryb Normal, w którym jak sama nazwa wskazuje, wszystko pracuje "normalnie" - ani za szybko, ani za wolno. Jest jeszcze tryb Snow, który dawkuje moc w zależności od panujących na drodze warunków i przyczepności kół.

Infiniti M35h kosztuje na naszym rynku od 260 tys. złotych. Czy to dużo? Na pierwszy rzut oka tak, jednak w tej cenie dostajemy pełnowartościową luksusową limuzynę o osiągach godnych Porsche 911 i spalaniu małego diesla. Samochód do tego świetnie wygląda, prowadzi się jak po sznurku i zapewnia najwyższe poczucie komfortu, stanowiąc realną alternatywę dla nieco nudnych i poprawnych do bólu niemieckich modeli premium, które w wielu kategoriach wręcz przewyższa. Czego chcieć więcej? Chyba tylko tego, żeby trafić "szóstkę" w totolotku…

Na plus:

- ładny wygląd

- świetny napęd

- duży komfort podróżowania

Na minus:

- mały bagażnik

- wysoka cena

- ospała skrzynia biegów