Wyczerpujące się zapasy ropy naftowej, rosnące ceny paliw i ogólnoświatowa moda na ekologię wymusza na producentach konstruowanie coraz bardziej oszczędnych samochodów, gdzie wszystko podporządkowane jest jednemu celowi - niskiej emisji CO2. Tak powstają hybrydowe i elektryczne pojazdy, które nie mają w sobie ani trochę duszy, są stylistycznie nijakie, a kiedy się poruszają, wydają z siebie coś na kształt bzyczenia. Czy to oznacza, że motoryzacja, jaką kochamy, umiera bezpowrotnie? Że za parę lat dźwięk silnika V6 i większych będziemy jedynie pamiętać, a nie słyszeć na ulicy? Na szczęście nie. Jest bowiem co najmniej kilku producentów, którzy opierają się presji ekologów i wciąż chcą zadowalać klientów rasowym brzmieniem silnika spalinowego.

Taki właśnie jest Lotus, który niedawno otwarł pierwszy salon sprzedaży w Polsce. Teraz każdy zainteresowany zakupem auta tej marki może zrobić to "po bożemu", zamiast poszukiwać sposobu na samodzielne sprowadzenie Lotusa z zagranicy. I właśnie historyczne wejście Lotusa na nasz rynek zainspirowało nas, redakcję OnetMoto, do tego, by przybliżyć Wam te mało popularne u nas samochody. Dzięki uprzejmości Lotus Warszawa, dostaliśmy do testu najmocniejszą i najdroższą obecnie w polskiej ofercie maszynę - Lotusa Evora S.

Trzeba przyznać, że pomalowana żółtym lakierem Evora S prezentuje się niezwykle drapieżnie i nie dziwi, że każdy patrzy na nią z ogromnym zainteresowaniem. Kiedy jeździłem po ulicach miasta, nie było kierowcy czy przechodnia, który nie przyglądałby się żółtemu Lotusowi z podziwem. Momentami stawało się to wręcz niebezpieczne, kiedy zapatrzeni w Evorę S kierowcy w ogóle nie patrzyli przed siebie. Z drugiej strony, dzięki egzotycznemu wyglądowi, większość z nich ochoczo robiła mi miejsce, kiedy włączałem kierunkowskaz chcąc zmienić pas. Czasami wyglądało to nawet tak, jakby "bili się" o to, który wpuści mnie przed siebie.

Wygląd Lotusa Evora S jest typowy dla aut tej marki i dzięki temu trudno go pomylić z innymi samochodami. Choć i tak większość napotkanych osób pytało mnie co to za auto, skąd się tu wzięło i oczywiście ile "wyciąga". Zapewne niebawem świadomość Polaków w tej kwestii zmieni się teraz diametralnie.

Zobacz aktualną ofertę Lotus Warszawa i ceny modeli

Zajęcie miejsca za kierownicą okazało się nie lada wyzwaniem. Niskie nadwozie, w połączeniu z wysokim progiem i głęboko osadzonym fotelem wymaga od kierowcy sporo wysiłku. Do Lotusa Evora S trudno wsiąść. Warto jednak podjąć trud i wskoczyć do środka, zasiadając na kubełkowym fotelu. Jeszcze trudniej jest jednak z tego auta wysiąść. I to nie tylko ze względu na dach i próg… Wystarczy przejechać kilka kilometrów, parę razy mocniej przyspieszyć czy wejść w zakręt z prędkością, jaka nie śni się w zwykłym kompakcie, żeby się zakochać. Wtedy nie przeszkadzają niewielkie braki w jakości wykończenia detali, jak obluzowane osłony uchwytu zamykania drzwi czy luźna dźwignia hamulca ręcznego.

Poza tym kokpit jest bardzo przyjemny i czuć w nim sportowego ducha. Sporo jest aluminiowych detali, ciekawie wyglądają metalowe przyciski, wykonana z magnezu kierownica jest nieduża i bardzo wygodna, a deskę rozdzielczą pokryto skórą. Wspomniane metalowe włączniki wymagają krótkiego zapoznania się z ich położeniem, bo to za ich pomocą obsługuje się większość funkcji. W wyposażeniu Evory S znalazły się nawet podgrzewane fotele oraz system audio Alpine z nawigacją i ekranem kamery cofania, choć sam monitor wygląda jak wciśnięty na siłę i trochę nie pasuje do designu wnętrza. Ale to mało istotny szczegół.

Pozycja za kierownicą jest wygodna, jak na typowo sportowe auto, a miejsca jest w sam raz. Za fotelami wygospodarowano dodatkowe i bardzo praktyczne miejsce na bagaż. Za dopłatą można tam wsadzić dodatkowe fotele dla dwóch osób, ale szczerze mówiąc, nie widzę w tym najmniejszego sensu. Zwłaszcza, że sam bagażnik zmieści nieduże zakupy i ma ograniczenie do 20 kg… Ale nie jest to przecież samochód rodzinny, więc nie widzę problemu.

Sięgam po kluczyk, który pamięta czasy kiedy Ford był właścicielem Lotusa. Jego końcówka wygląda bowiem identycznie jak ta z Fiesty czy Escorta sprzed lat. Ale to nieważne. Bo kiedy przekręciłem kluczyk w stacyjce, za moimi plecami rozbrzmiała sześciocylindrowa orkiestra o brzmieniu wspomaganym przez sportowy tłumik. Silnik umieszczony centralnie dobrze wpływa na rozkład masy i prowadzenie samochodu, a całości wrażeń dopełnia fakt, że Evora napędzana jest na tylne koła.

Prowadzenie Lotusa to już zupełnie inna historia. O sportowym rodowodzie już na początku jazdy przypomina twardo pracujący pedał sprzęgła, który dał się we znaki podczas poruszania się po zakorkowanych ulicach miasta. Moja lewa noga z czasem miała dość... Wszystko inne jednak skutecznie rekompensowało mi ten niewielki dyskomfort. Bo kiedy tylko miałem przed sobą gładki asfalt i przestrzeń ograniczaną jedynie przez przepisy dotyczące dozwolonej prędkości, wciskające mnie w fotel siły wywoływały lekki, mimowolny uśmiech na twarzy.

Zdawało mi się, że pierwszą "setkę" na liczniku Lotus osiąga w mgnieniu oka, a nie w 4,6 sekundy. Przyspieszanie to czysta przyjemność, bo w każdym momencie samochód ma spory zapas mocy. Sama skrzynia biegów ma niewielki skok dźwigni, a poszczególne przełożenia wchodzą dość opornie. Jednym słowem jej działanie jest typowe dla samochodów sportowych. Rozpędzanie tego Lotusa kończy się przy 277 km/h, ale tym razem nie miałem gdzie się o tym przekonać, żeby nie łamać przepisów i nie stwarzać zagrożenia. Wierzę więc na słowo.

Co do innych zapewnień producenta. Średnie zużycie paliwa według katalogu ma sięgać 10,2 l/100 km, natomiast w mieście Lotus Evora S ma spalić około 15 l/100 km. W testowanym samochodzie natomiast, wskazania komputera pokładowego oscylowały wokół wartości 30-31 l/100 km. Fakt, że zasady ecodrivingu poszły tym razem w niepamięć, a dużą część zajęła niestety jazda w korkach, ale przecież i tak, ten kto kupuje wyczynowy samochód wart 380 tys. złotych, nie dba o koszty przepalanego paliwa. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że do napędzania Evory S służy 3,5-litrowy silnik benzynowy V6 o mocy 350 KM, który po prostu musi dużo "pić".

Wrócę jednak do samego prowadzenia, bo to najprzyjemniejsza część i zarazem najmocniejsza strona Evory S. Ten samochód prowadzi się jak gokart. Zawieszenie jest tak dobrze dopracowane, że nawet po wyłączeniu systemu ESP i uruchomieniu trybu Sport, kierowca z odpowiednim doświadczeniem za kierownicą jest w stanie zapanować nad tylnonapędową bestią. Przy dodaniu gazu samochód bywa nadsterowny, ale precyzyjny układ kierowniczy pozwala na szybką reakcję i zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Nieco gorzej jest w bardzo ciasnych zakrętach, gdzie lekki przód Evory (stosunek masy to 39:61) ma tendencję do wyjeżdżania na zewnątrz łuku. Odjęcie gazu i tym samym dociążenie przednich kół pozwala jednak powrócić na właściwy tor.

Jak wspomniałem, zawieszenie jest sztywne i pozwala na naprawdę szybkie pokonywanie łuków. Co mnie natomiast zaskoczyło, to jednoczesny wysoki poziom komfortu i naprawdę duża zdolność tłumienia nierówności. Kiedy zbliżałem się do przejazdu przez torowisko, które jak to u nas, było mocno wyboiste, spodziewałem się co najmniej odbicia nerek. Jakie było moje zdziwienie, kiedy Lotus gładko przemknął nad tą przeszkodą... Inżynierom należą się słowa uznania za naprawdę świetne zawieszenie.

Jeśli ktoś uważa, że ten samochód służy wyłącznie do szybkiej, ekstremalnej jazdy, jest w błędzie. Evorą S można równie dobrze spokojnie podróżować z punktu A do punktu B, bez wytwarzania wiru w baku i bez dodatkowej porcji adrenaliny. Można, ale po co...

Ktoś zapyta, czy warto wydać 380 tys. złotych na samochód, który jest tak niepraktyczny i paliwożerny. Moim zdaniem jak najbardziej tak. Lotus oferuje bowiem samochody, które są antidotum na wszechobecną "ekopoprawność" i mdłe auta elektryczne. Lotus Evora S to fantastyczna "zabawka", która nadaje się do szaleństw na zamkniętym torze, ale też z powodzeniem można nią podróżować po zwykłych drogach.