Maybach z punktu widzenia pasażera: Początkowo myślałem o skromniejszym samochodzie. Wiadomo, luksus w oczy kole i w potocznym rozumieniu każdy kto podróżuje kosztowną limuzyną, musi mieć coś na sumieniu. Ja do dużych pieniędzydoszedłem uczciwie, ciężką pracą. Moi partnerzy biznesowi mają luksusowe auta, jachty, a wielu prywatne samoloty... Do Maybacha przekonało mnie wnętrze. Z zewnątrz samochód (nie powtarzajcie tego głośno) nie jest zbyt urodziwy. Wybrałem wersję 62 S – przedłużoną. Ma ona prawie 6,2 metra długości, co w ruchu miejskim czasem sprawia pewne kłopoty w manewrowaniu, ale o to niech martwi się mój kierowca.
Co najbardziej cenię w Maybachu? Superwygodne fotele. Pokryte miękką, jasną skórą mają mnóstwo możliwości regulacji i ustawień, a po dotknięciu jednego przycisku w kilka sekund można z nich zrobić wygodną leżankę.
Gdy muszę w czasie podróży popracować, wnętrze Maybachałatwo zamienić na mobilne, przytulne biuro. Z boku fotela jest składany stolik, np. pod komputer. Jeśli chcę się skupić i odizolować od otoczenia, jednym przyciskiem zasłaniam tylną i boczne szyby, a szklana przegroda oddzielająca od kierowcy staje się nieprzezroczysta (mleczna). Ten sam wynalazek zastosowano w panoramicznym dachu szklanym.
W czasie podróży lubię słuchać muzyki. Słuchać i oglądać koncerty live nagrane na płytach DVD. Sprzęt audio Bose jest fantastyczny – do dyspozycji są aż 3 ekrany i bezprzewodowe słuchawki. Bywało tak, że słuchałem i oglądałem koncert Queen, a mój partner obok – koncert Chopina w wykonaniu Zimermana.
Co Maybach ma pod maską? To akurat wiem – od mojego kierowcy: 6-litrowy silnik V12 o mocy 630 koni. Do „setki” potrzebuje 5,1 sekundy, a tam, gdzie można, osiąga 250 km/h. Czy warto wydać 2,6 miliona zł na samochód? Mnie ta inwestycja już się prawie zwróciła. Ostatnio właśnie w Maybachu ustaliliśmy z moim partnerem szczegóły bardzo korzystnego kontraktu...
Maybach z punktu widzenia kierowcy: Choć niektórym może wydawać się, że moja praca jest mało wdzięczna, bo trzeba spełniać zachcianki szefa i być przez całą dobę dyspozycyjnym, to jednak kocham tę robotę.
Dlaczego? Bo prowadzę „furę” za ponad 2,5mln. zł, pod maską której znajduje się 630-konny silnik spalający do 30 l/100 km i nie muszę martwić się o koszty. Ponad 6-metrowa kolubryna wbrew pozorom nie jest trudna w prowadzeniu. Średnica zawracania jest tylko 3 metry większa niż w kompakcie.
Kiedy szef zażyczy sobie bym jechał dostojnie, ustawiam zawieszenie na tryb komfort, nie wykonuję gwałtownych manewrów i delikatnie naciskam na gaz. Z reguły jednak spieszy się i wtedy pozwala mi wykorzystywać pełną moc silnika. W Maybachu podoba mi się jeszcze jedno: kiedy szef pyta mnie, czy może... poprowadzić.
Galeria zdjęć
Prowadzę kilka firm, pracuję po kilkanaście godzin dziennie. Często podróżuję samochodem: jego wnętrze jest moim drugim biurem, miejscem spotkań, a – gdy mam chwilę tylko dla siebie – także wypoczynku. Dlatego zdecydowałem się na Maybacha
Serce Maybacha: 6 litrów pojemności, 12 cylindrów i aż 630 KM do dyspozycji
Prawie 6,2 metra luksusu na kołach. Na temat zewnętrznego wyglądu Maybacha zdania są podzielone. Ale wystarczy raz się przejechać tym autem, aby je polubić
Liczba przycisków może szokować. Do komunikacji z szefem używa się interkomu
W opcji m.in. komplet srebrnych kieliszków do szampana i specjalna podstawka do nich
Fotele z pełną regulacją położenia można przekształcić w superwygodne leżanki
Początkowo myślałem o skromniejszym samochodzie. Wiadomo, luksus w oczy kole i w potocznym rozumieniu każdy kto podróżuje kosztowną limuzyną, musi mieć coś na sumieniu. Ja do dużych pieniędzy doszedłem uczciwie, ciężką pracą. Moi partnerzy biznesowi mają luksusowe auta, jachty, a wielu prywatne samoloty...
Do Maybacha przekonało mnie wnętrze. Z zewnątrz samochód (nie powtarzajcie tego głośno) nie jest zbyt urodziwy. Wybrałem wersję 62 S – przedłużoną. Ma ona prawie 6,2 metra długości, co w ruchu miejskim czasem sprawia pewne kłopoty w manewrowaniu, ale o to niech martwi się mój kierowca.
Co najbardziej cenię w Maybachu? Superwygodne fotele. Pokryte miękką, jasną skórą mają mnóstwo możliwości regulacji i ustawień, a po dotknięciu jednego przycisku w kilka sekund można z nich zrobić wygodną leżankę.
Choć niektórym może wydawać się, że moja praca jest mało wdzięczna, bo trzeba spełniać zachcianki szefa i być przez całą dobę dyspozycyjnym, to jednak kocham tę robotę.
Dlaczego? Bo prowadzę „furę” za ponad 2,5 mln. zł, pod maską której znajduje się 630-konny silnik spalający do 30 l/100 km i nie muszę martwić się o koszty