Mini wprowadziło w tym roku większy i mocniejszy silnik Diesla instalowany w odmianach Cooper SD, które uzupełniają dotychczasową ofertę One D. Dodatkowo, obok istniejących już pakietów Salt, Pepper i Chili, w katalogu Clubmana znalazł się zestaw elementów wyposażenia umożliwiający daleko idącą indywidualizację – 50 Hampton. Testujemy Mini kombi w tej właśnie konfiguracji.
Mini jest indywidualistą w każdej wersji, a w szczególności jako Clubman. Tylne drzwi – tylko po stronie pasażera – otwierane „pod wiatr” ułatwiają nieco wsiadanie do tyłu kabiny, trochę obszerniejszego niż w wersji 3-drzwiowej, a odchylane na boki części pokrywy bagażnika pozwalają wygodnie zapakować niewielki kufer.
Wzornictwo, czytelność i obsługa zestawu przełączników oraz wskaźników spodobają się jedynie amatorom marki, a jakość wykończenia wnętrza przy tym poziomie cen powinna być nienaganna, a nie jest.
Silnik wysokoprężny znany z modeli BMW przysparza tyle samo sloganowej „radości z jazdy”, co benzynowa jednostka Coopera S. Brzmi przyzwoicie, jest wspaniale elastyczny i zdumiewająco powściągliwy w zużyciu paliwa, co zawdzięcza zapewne także seryjnemu, sprawnie działającemu systemowi start-stop.
Wprawdzie w mieście do obiecywanego przez producenta spalania 5,2 l/100 km nie udało nam się nawet zbliżyć, ale 6 „z hakiem” przy tej dawce pozytywnych wrażeń uznajemy za usprawiedliwione. Auto dobrze przyspiesza właściwie na dowolnych obrotach, lecz zmiana 6 biegów jest w Cooperze SD tak przyjemna, że żal z niej rezygnować.
Sztywne zestrojenie zawieszenia sprawia, że Clubmanem jeździ się prawie jak gokartem, czemu dodatkowo sprzyja niska pozycja za kierownicą. Auto prowadzi się precyzyjnie, przemierzanie krętej drogi sprawia dużą frajdę, a manewrowanie na ciasnych parkingach nie stanowi problemu. Natomiast komfort jazdy na drogach o nierównej nawierzchni odpowiada nazwie marki – jest po prostu mini.
Do podanej w tabeli ceny trzeba dodać koszt zakupu pakietu Hampton (16 327 zł), zawierającego m.in. klimatyzację automatyczną, biksenony, 17-calowe alufelgi z czerwonymi detalami i skórzaną tapicerkę.
Uzupełnienie tego „cacka” o kilka drobiazgów z bogatej listy opcji, takich jak nawigacja, dwuczęściowy szklany dach i tylny spoiler, winduje cenę Clubmana do poziomu klasy średniej marek premium, chociażby macierzystego BMW. To klasyfikuje testowaną wersję w gronie aut dla najbardziej zagorzałych entuzjastów Mini.