Już w połowie przyszłego roku Skoda rozpocznie sprzedaż swojego pierwszego „samochodu światowego”, czyli auta, które w prawie niezmienionej formie będzie oferowane na wszystkich rynkach.
Oczywiście, menedżerowie czeskiej firmy uspokają: co prawda główne podzespoły będą wszędzie identyczne, jednak pod względem wyposażenia można spodziewać się „indywidualnego podejścia do potrzeb klienta”.
We Frankfurcie zaprezentowano jeszcze koncept (Mission L), ale podczas marcowego salonu w Genewie będzie już można zobaczyć wersję seryjną, która ma nosić historyczną nazwę Rapid. Pięcioosobowy liftback mierzy 4,3 m długości, a w jego kufrze ma zmieścić się nawet 500 l bagażu.
Wnętrze jest bardzo przestronne – nawet jeśli za kierownicą zasiądzie rosły mężczyzna, z tyłu bez problemu zmieści się równie wysoki pasażer. Na próżno jednak będziemy szukać we wnętrzu Skody charakterystycznych dla aut koncepcyjnych „wodotrysków” – nie znajdziemy tu ani dostępu do internetu, ani olbrzymich ekranów LCD.
Koncern VW postawił przed Czechami bardzo ambitne zadania: do 2018 roku firma powinna sprzedawać 1,5 mln aut rocznie, a Rapid ma być jednym z środków pomocnych w osiągnięciu tego ambitnego celu. Główne rynki zbytu to Chiny, Indie i Rosja, ale pojazd będzie oferowany wszędzie tam, gdzie Skoda była już obecnai ma być pozycjonowany między Fabią a Octavią.
Czy auto wyglądające jak sedan zdobędzie popularność w Europie? Wszystko zależy od ceny. Ta nie została jeszcze oficjalnie podana, ale można oczekiwać, że samochód nie będzie droższy niż 13 tys. euro (ok. 50 tys. zł), a w takich krajach jak Polska – nawet tańszy.