Nic więc dziwnego, że taka parada wzbudza spore zainteresowanie. I słusznie, bo to kombinacja technologii z najwyższej półki. Co jeszcze łączy te samochody? Moc. Jest jej naprawdę dużo - prawie 300 KM na każde z aut. Tak naprawdę przy tak wielkiej mocy silników nie ma specjalnego znaczenia, czy jest jej 280 KM (Mitsubishi) czy 295 KM (Porsche). Paczki w bagażniku i tak będą się same przesuwać, gdy mocniej wciśniemy gaz. Bardziej istotne jest, jak duży i jak ciężki samochód takie stado mechanicznych rumaków musi napędzać.Ryczący sportowiec czy luksusowy krążownik?Mitsubishi Lancera z serii Evo nie trzeba przedstawiać: to ikona rajdowego świata, w którym takie auta w niemal seryjnej postaci skutecznie dają sobie radę z monstrami stworzonymi specjalnie do rajdów. A dzieje się tak dlatego, że Evo, zwane pieszczotliwie "miśkiem", właśnie do takich wyczynów zostało zaprojektowane. Tyle że ma homologację pozwalającą jeździć nim po ulicy. Co zaskakujące, do takiej codziennej, spokojnej (o ile ktoś tak potrafi) jazdy to auto jak najbardziej si' nadaje! Przejażdżka 280-konnym turbopotworem z zaawansowanym napędem na obie osie (można wybierać ustawienia w zależnie od rodzaju nawierzchni, np. asfaltowej czy szutrowej) zaprzecza wszystkim opiniom, które mówią o Lancerze Evo jako o aucie tak ekstremalnie twardym, zrywnym, głośnym i paliwożernym, że jazda nim po ulicy to wyzwanie dla twardzieli. Nic podobnego. Przy delikatnym obchodzeniu się z gazem i pewnej ręce do zmiany biegów (to akurat wymaga trochę wysiłku) jedynym mankamentem pozostanie niski komfort resorowania. Jednak gdy ktoś ma na tyle umiejętności, by odkryć talenty i możliwości "misia", nie będzie chciał z niego wysiadać. Start spod świateł z pełną mocą robi wrażenie i na kierowcach i na przechodniach.Jednak o "zapiszczeniu" czteronapędowym Evo na suchym asfalcie nie ma co marzyć. Przeniesione na koła bez poślizgu 280 KM wciska kierującego w oparcie fotela, jak pilota przy starcie z lotniskowca. Po nieco ponad 6 s jedziemy już 100 km/h. I możemy robić rzeczy, o których kierowcom większości aut nawet się nie śniło. Np. pokonywać łuki z nieosiągalnymi dla innych szybkościami, hamować z wysokich prędkości przy pełnej stabilności i nie przegrzać hamulców, przyspieszać na mokrej nawierzchni i śmigać po zakrętach niczym gokartem. Gdy już nam się to znudzi, możemy jechać po mieście z przepisową prędkością 50 km/h.A tak na marginesie: po co w ogóle zabierać się za wyścigi, skoro i tak wiadomo, że nikt nas nie wyprzedzi? Taka świadomość skutecznie rozleniwia. Chyba że w lusterku wstecznym pojawi się Porsche Cayman S. Ma 295 KM rozwijane przez 6-cylindrowy silnik w układzie "bokser", umieszczony między plecami kierowcy a tylną osią. To gwarantuje świetny rozkład mas pomiędzy przodem i tyłem, a także dociążenie tylnych kół podczas ostrego przyspieszania. Dodatkowo płaska konstrukcja silnika w połączeniu z niskim nadwoziem zapewnia rewelacyjne zachowanie na zakrętach.Gdzie włącza się turbo, tam żarty się kończą...Taki kompetentny zawodnik musi budzić w kierowcy Mitsubishi wyścigowe instynkty.Z towarzyszeniem wystrzałów z tłumika (Lancer) i potwornego, wysokotonowego ryku (Cayman) oba auta szybko znikają obserwatorowi czekającemu na przejściu dla pieszych. Nawet, jeżeli pomyśli o kierowcach jak o wariatach, to trochę im zazdrości. A po zajęciu miejsca za sterami Porsche zapewne zmieniłby zdanie. Bo przy pierwszym kontakcie z tym autem nie sposób nie wkręcić silnika na wysokie obroty - zbyt wiele w tym frajdy, aby się oprzeć. Jeżeli ktoś jest w dodatku przyzwyczajony do bujającej się, rodzinnej limuzyny, odniesie wrażenie, że Caymanem można wjechać niemal w każdy zakręt przy niewyobrażalnej wcześniej prędkości. W razie czego wprawny kierowca założy "kontrę" i da sobie radę - tył Porsche potrafi zarzucić, jednak ta tendencja daje się kontrolować. Evo tego nie robi, bo "uciekanie" tyłu podczas przyspieszania na zakrętach jest mu obce. Sprytna elektronika strerująca rozdziałem mocy na koła pozwala "miśkowi" zawsze lądować na czterech "łapach". W dodatku Mitsubishi jest praktyczniejsze, bo to przecież 4-drzwiowy sedan z bagażnikiem i sporą ilością miejsca w kabinie. Wyjazd na wakacje Caymanem to czysta egzotyka. Trzeba albo skorzystać z poczty kurierskiej, albo zapakować się w kilka filigranowych walizeczek, które będą pasowały wymiarami do miejsca, jakie wygospodarował dla nich projektant auta. Nie ma nawet gdzie położyć kurtki, którą wypada zdjąć, wsiadając do sportowego Porsche.Szczypta luksusu i zapominamy o sporcieCzarny Mercedes S 350 to auto z innej bajki. Pokazuje, jak można ucywilizować i oswoić moc, która nie pozwala kierowcy i pasażerowi Caymana na swobodną rozmowę bez zdzierania gardeł. W zasadzie napęd "eski" ma jedną wadę: czasem go słychać. A niepotrzebnie, bo auto tak skutecznie wyciszono, że przesuwanie dłonią po kierownicy jest jednym z bardziej znaczących źródeł hałasu, nawet podczas jazdy poza miastem. Ergonomia wnętrza przedłużonej wersji Mercedesa... Właśnie, czy autem o długości 5,2 m da się w ogóle wpasować w ciasne, miejskie ulice? Bez problemu. Próba mocnego skrętu wywoła zdziwienie na twarzy kierującego: ten kolos zawraca między ścianami odległymi o nieco ponad 12 m!A wracając do ergonomii, auto jest tak wygodne, że można w nim odpoczywać. Z tyłu i z przodu miejsca jest mnóstwo, a kilkanaście możliwości ustawienia foteli pozwala spełnić każde, nawet najbardziej wyszukane życzenie co do kształtu siedzenia. Szczególnie fotel kierowcy jest tu uprzywilejowany: jego siedzisko i oparcie zawierają kilkanaście poduszek, które można indywidualnie pompować, zmieniając całkowicie profil oparcia i siedziska. A wszystko to za pomocą pokrętła między fotelami i kolorowego wyświetlacza. Ktoś, kto nie jest przyzwyczajony do takiejergonomicznej rozpusty, powinien wybrać się na niedzielny spacer do salonu i zobaczyć to na własne oczy. Nie inaczej jest z Lexusem. Określenie "spalinowo-elektryczny" znamy z kolejnictwa, gdzie gigantyczny diesel lokomotywy spalinowej napędza prądnicę, a ta dopiero silniki elektryczne przy kołach. To o tyle nieprzypadkowe porównanie, że w odróżnieniu od większości hybryd (jak na razie jest ich niewiele), gdzie przednie koła może napędzać motor elektryczny bądź elektryczny i spalinowy jednocześnie, Lexus ma przednią oś napędzaną benzynowym, 211-konnym V6, a tylną... wyłącznie 68-konnym silnikiem elektrycznym! Tak, to nie pomyłka: nie ma mechanicznego połączenia tylnej osi z silnikiem spalinowym, mimo że to pojazd z napędem 4x4. To jednak nie koniec egzotyki. Największym szokiem dla kierowcy jest moment przekręcenia kluczyka. Ja na przykład zrobiłem to raz, drugi, trzeci... Kiedy nic się nie działo, zacząłem szukać przycisku immobilisera, sprawdzać kombinacje z wciśniętym pedałem hamulca itp. I mogłem tak długo szukać przyczyny, dlaczego po przekręceniu kluczyka Lexusa RX 400h silnik nie budzi się do życia. Zupełnie bez sensu, bo uruchamia się on dopiero po ruszeniu z miejsca. A to oznacza, że wszelkie manewry i powolna jazda mogą się odbywać przy napędzie wyłącznie elektrycznym,czyli niemal bezgłośnie, budząc osłupienie wśród obserwatorów. Nie wiadomo tylko, czy trąbić, czy ostrzegać o zbliżaniu się pojazdu, krzycząc przez uchyloną szybę: "Uwaga! Jadę!".Nie marnuj energii, lepiej zostaw na późniejW myśl takiej właśnie zasady działa niewidzialna elektrownia Toyoty. Podczas hamowania zamiast marnować energię w hamulcach i zamieniać na bezużyteczne ciepło, włącza się prądnica i hamując auto, ładuje akumulatory. Gdy potem zapragniemy przyspieszyć, będziemy mieli do dyspozycji stado elektrycznych "koni". Gdy auto stoi w korku, wszystkie silniki są wyłączone. A co będzie gdy włączymy klimatyzację? Nic. Jest zasilana z akumulatorów. Można więc stać w korku, mieć wewnątrz miły chłodek i nie mniej miłą świadomość, że nasze luksusowe auto nie emituje z rury wydechowej szkodliwych substancji.PODSUMOWANIETrudno o bardziej urozmaicone porównanie. Nawet w klasie 300 KM. Wszystkie zaprezentowane auta mają wspólną cechę: dają wiele przyjemnośći z jazdy, jednak jej charakter jest nieco inny. W Lancerze imponują możliwości układu jezdnego i dynamika silnika, Porsche zapewnia za plecami kierowcy niepowtarzalny ryk 6-cylindrowego silnika. Lexus to ekoinżynieria na 4 kołach, a klasa S to spokój. I co tu wybrać? Już wiem. Przejadę się Lancerem po błocie, wystartuję Caymanem na ćwierć mili, hybrydowym Lexusem w ekologicznym wyścigu, by w końcu rozsiąść się na kanapie Mercedesa.
Mitsubishi Lancer Evo IX, Porsche Cayman, Mercedes klasy S, Lexus RX 400h - Jak ujarzmić 300 KM?
Taki widok na polskiej ulicy nie zdarza się często: najnowsza, "cywilna rajdówka" Mitsubishi, za nią przedłużony Mercedes klasy S. Dalej nowiutkie, płaskie niczym naleśnik czarne Porsche Cayman S, a stawkę zamyka hybrydowy Lexus RX 400h.