Nissan Qashqai jest produkowany od 2007 roku. Przez trzy lata samochód nie zdążył się wyraźnie zestarzeć. Japończycy zdecydowali się jednak na modernizację Qashqaia. Dlaczego? Ze względu na coraz silniejszą konkurencję w klasie crossoverów i małych SUV-ów.
Qashqai był jednym z pionierów segmentu miejskich terenówek. Poważni rywale pojawili się jednak błyskawicznie - wśród nich Audi Q5, BMW X1, Ford Kuga, Hyundai ix35, Seat Altea Freetrack, Skoda Yeti i Volkswagen Tiguan. Następni - z Mitsubishi ASX na czele - są już w drodze.
Największą bolączką dotychczas oferowanego Qashqaia były materiały wykończeniowe. Za sprawą tanich tworzyw atrakcyjny z zewnątrz samochód wewnątrz miejscami wyglądał nieco tandetnie. To już przeszłość. W odświeżonym Qashqaiu plastiki są miękkie i przyjemne dla oka. Zmodernizowano także panel wskaźników oraz wyświetlacz komputera pokładowego. Niewielkie korekty sprawiły, że auto robi wrażenie bardziej nowoczesnego. Podobny efekt przyniosły zmiany kształtów zderzaków, atrapy chłodnicy, maski oraz reflektorów. Rewolucji nie ma, jednak Qashqai prezentuje się nowocześniej i poważniej.
Niestety nie wszystkie mankamenty poprzednika udało się zretuszować. Najpoważniejszym jest ograniczona przestrzeń w drugim rzędzie - zarówno nad głowami, jak i na nogi. Zapomniano także o wyposażeniu tylnej kanapy w regulację kąta pochylenia oparcia. Bagażnik ma pojemność 410 litrów. Cóż z tego, skoro ładowność to mizerne 415 kilogramów. Bolączkę większości uterenowionych samochodów, czyli ograniczoną widoczność do tyłu udało się rozwiązać, wyposażając wersje I-Way oraz Tekna w zintegrowaną z nawigacją kamerę cofania. W odmianie Acenta praktyczny zestaw jest dostępny za dopłatą 3200 złotych.
W ramach faceliftingu zmieniono nastawy zawieszenia. Celem było podniesienie komfortu jazdy oraz precyzji prowadzenia. Z pierwszym nie ma problemu. Na Qashqaiu nie robią wrażenia przejazdy kolejowe, brukowane ulice, ani wystające studzienki. Wstrząsy towarzyszące ich pokonywaniu są tłumione lepiej niż w poprzedniku, a do wnętrza nie przenikają niepokojące dźwięki. 20-centymetrowy prześwit umożliwia sforsowanie dowolnie wysokiego krawężnika. Podczas pokonywania zakrętów nadwozie wychyla się mniej niż w dotychczas oferowanym modelu. Sportowym crossoverem Qashqai jednak nie jest, co sygnalizuje oponami piszczącymi na szybciej pokonywanych zakrętach oraz wyraźną podsterownością.
Testowany Qashqai został wyposażony w najmocniejszy silnik w gamie - zaprojektowanego przez Renault turbodiesla 2.0 dCi. Jednostka napędowa pracuje cicho oraz bez nieprzyjemnych wibracji, osiągając 150 KM i 320 Nm. Motor bardzo dobrze radzi sobie z 1,6-tonowym crossoverem. W razie potrzeby 100 km/h może pojawić się na liczniku po niecałych 10 sekundach od startu. Sprawne ruszanie wymaga przywyknięcia do charakterystyki zespołu napędowego. Poniżej 1500 obr./min. silnik jest słaby, a sprzęgło stawia znaczny opór.
W optymalnych warunkach moment obrotowy trafia wyłącznie na przednie koła. Tylne zaczynają być napędzane, gdy elektronika wykryje poślizg przednich. W celu obniżenia zużycia paliwa kierowca może wyłączyć automatyczne dołączanie napędu tylnej osi. Dla jeszcze bardziej oszczędnych klientów Nissan przygotował Qashqaie napędzane wyłącznie przez przednie koła. Czy warto rezygnować z bezpieczeństwa, jakie daje napęd na cztery koła? W cyklu miejskim Qashqai z niedotartym silnikiem oraz załączonym napędem na obie osie spalał 8,6 l/100km. Wynik trudno uznać za wygórowany.
Za najtańszego Qashaqaia ze 115-konnym silnikiem benzynowym trzeba zapłacić prawie 68 tysięcy złotych. Sporo, jeżeli uwzględni się, że podstawowa wersja Skody Yeti kosztuje aż pięć tysięcy złotych mniej. Po zrównaniu wyposażenia obu samochodów okazuje się, że Nissan - z dostarczanymi w standardzie sześcioma poduszkami powietrznymi, ESP, klimatyzacją, radioodtwarzaczem oraz elektrycznie sterowanymi szybami i lusterkami - jest tańszy od czeskiego auta. Podstawowy wariant z napędem na cztery koła kosztuje 94 500 złotych, co z kolei trudno uznać za atrakcyjną ofertę. Konkurencyjne samochody z napędem 4x4 można kupić nawet osiem tysięcy złotych taniej. Za spalającą 5,1 l/100km wersję z turbodieslem 1.5 dCi przyjdzie zapłacić nie mniej niż 76 700 złotych.
Bogate wyposażenie standardowe oraz atrakcyjna cena podstawowej wersji to nie jedyne asy w rękawie zmodernizowanego Nissana. W ramach akcji promocyjnej "Miażdżący marzec" do końca miesiąca wszystkie wersje Qashqaia są sprzedawane z rabatem w wysokości czterech tysięcy złotych.
Pozornie niewielkie zmiany wyszły Qashqaiowi na dobre. Powinny wystarczyć do podtrzymania zainteresowania modelem, który w ubiegłym roku znalazł się w pierwszej dziesiątce najczęściej kupowanych aut w Polsce.