Zmiany objęły przede wszystkim wygląd zewnętrzny. Jeśli chodzi o właściwości techniczne producent rodem z Korei, choć obecnie będący własnością chińskiego koncernu, nie zmienił nic - ten sam silnik, stały napęd 4x4, do wyboru tym razem wersja tylko z automatem.

Stylistyka - ten sam mały autobus

Ponad 5,1 m długości i trzymetrowy rozstaw osi mówią właściwie wszystko - Rodius jest monstrualnie dużym vanem, stylizowanym na kokpit jachtu (szczególnie tył). Nie ma co się dziwić, że jadąc tym autem jesteśmy niemal bez przerwy obiektem obserwacji innych uczestników ruchu drogowego

Wersja po faceliftingu tak naprawdę... nie zmieniła się prawie w ogóle. Inny grill (nieco szerszy, choć w dalszym ciągu "uśmiechnięty"), inny zderzak, zmienione odrobinę kształty tylnych świateł czy też światła stopu są niezauważalne na pierwszy rzut oka. Tym samym auto, które pretendowało do miana najbrzydszego samochodu (nie wnikam, czy słusznie), wciąż będzie mogło się o ten tytuł ubiegać.

Wnętrze - apartament królewski

Przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń to pierwsza rzecz, jaka się rzuca w oczy po wejściu do środka Rodiusa. I choć mamy do czynienia z autem siedmioosobowym, w układzie siedzeń 2+2+3, to na wszystkich siedzeniach miejsca mamy w bród. Do tego trzeba dodać bardzo dużą możliwość aranżacji wnętrz. Oba siedzenia drugiego rzędu można przesuwać, pochylać ich oparcia, składać je i wreszcie obracać o 180 stopni. Tylną kanapę możemy również przesuwać, regulować kąt nachylenia oparcia, składać i wreszcie rozkładać na płasko. Tym samym w zależności od potrzeb wnętrze naszego Rodiusa możemy wykorzystać jako miejsce do konwersacji twarzą w twarz, do gry w brydża czy nawet jako sypialnię, w której wyśpią się wygodnie co najmniej dwie osoby. Jeśli dodamy do tego ogromnych rozmiarów bagażnik, którego pojemność zmienia się w zależności od konfiguracji siedzeń od 875 (!) do 3.146 litrów (!), to już wiemy, po co projektanci stworzyli tak duże auto.

Niestety, nie możemy mówić o wnętrzu Rodiusa w samych superlatywach. Wykończenie, użyte materiały, wielkość czy też kształty niektórych pokręteł bądź przełączników pozostawiają sporo do życzenia. I nie chodzi tu zaraz, że materiały są słabej jakości, źle spasowane, ale bardziej, iż styl jest mało ciekawy, jakby przeniesiony z poprzedniej epoki. Szkoda, bo przeprowadzony face lifting byłby doskonałą okazją do zmian także i wewnątrz auta. Przynajmniej częściowych.

Pewne zastrzeżenia możemy mieć też i do ergonomii. O ile do umiejscowienia niektórych przycisków (np. tylnych wycieraczek po lewej stronie) można się oczywiście przyzwyczaić, to już niektóre z nich (np. pokrętła klimatyzacji) wymagają mocnego wyciągnięcia się. W dalszym ciągu pozostała też ciut za duża kierownica oraz umiejscowione centralnie zegary.

Natomiast jeśli chodzi o samą pozycję za kierownicą, to tutaj można mieć mieszane uczucia. Siedzi się wysoko, dzięki czemu widoczność jest niezła. Ale tylko do przodu i na boki. Do tyłu bowiem jest utrudniona przez sporych rozmiarów zagłówki tylnej kanapy oraz nietypowy kształt tylnej części bocznej szyby. Całe szczęście, że w wyposażeniu znajdują się czujniki parkowania. Wielostopniowa regulacja fotela (elektryczna) pozwala znaleźć optymalną pozycję za kierownicą.

Jazda - winny automat

Osoby, które mają bądź miały sposobność prowadzić pojazdy dostawcze, powinny czuć się pewnie i za kierownicą Ssangyonga Rodiusa. Wysoka pozycja za kierownicą, duże, a przede wszystkim długie nadwozie, układ kierowniczy działający z pewnym opóźnieniem sprawiają, że prowadzenie Rodiusa do najłatwiejszych nie należy. Jednak wbrew pozorom nie jest też i najgorzej. Z pewnością nie należy oczekiwać od Rodiusa żadnych, ale to żadnych nadzwyczajnych osiągów. 165 koni mechanicznych na ponad dwie tony masy własnej auta to niezbyt imponująca liczba. Jednak, jak już rozpędzimy naszego olbrzyma, jest znacznie lepiej. 340 Nm momentu obrotowego sprawia, że utrzymując silnik na odpowiednim poziomie obrotów (ok. 2.500 obr/min) wyprzedzanie maruderów nie będzie trwać wieczność. Jednak taka jazda będzie się wiązać z głośną już pracą silnika, który do tego momentu (poza samym uruchomieniem) wcale nie zdradza, że mamy do czynienia z dieslem.

Znacznie lepszych osiągów, jeśli chodzi o samo przyspieszanie nie uda się osiągnąć głównie ze względu na automatyczną przekładnię, z jaką współpracuje 2,7-litrowy silnik. Automat działa niestety dość ospale, i o ile nie przeszkadza to zbytnio przy spokojnej jeździe (biegi zmieniają się łagodnie, bez charakterystycznych szarpnięć), to już stanowi skuteczną przeszkodę przed jakimś gwałtowniejszym zrywem. Niestety reakcja na kick down jest praktycznie żadna. Mało, o ile w ogóle, pomocna jest w tym zakresie także manualna zmiana przełożeń.

Wprawdzie układ kierowniczy działa ospale i nie jest specjalnie precyzyjny, to mimo to auto zachowuje się stabilnie. Oczywiście, jeśli nie będziemy próbować zbyt dynamicznie pokonywać zakrętów lub też nie będzie zbyt mocnego wiatru. Obu tych rzeczy z pewnością nasz Ssangyong nie lubi. Zawieszenie sprawuje się poprawnie, do czasu jednak aż zapędzimy się w miejską dżunglę polskich miast, których ulice prędzej przypominają ser szwajcarski. Niewielkie nierówności, przede wszystkim te poprzeczne powodują, że w środku mocno nas wytrzęsie. Z kolei podczas gwałtownego hamowania (plus za skuteczność hamowania) kabina staje się podatna na bujanie.

Mimo że Ssangyong Rodius posiada stały napęd 4x4 z reduktorem, to trudno mówić o nim w kategoriach auta terenowego. Długie zwisy, długi rozstaw osi, niewielki prześwit oraz użyte koła nie napawają optymizmem przez wjazdem w jakiś trudniejszy teren. Jednak w porównaniu do konkurencyjnych vanów, nie dysponujących napędem na wszystkie koła, za kierownicą Rodiusa możemy sobie pozwolić na dużo, dużo więcej. No i przekłada się to na wspomnianą już wcześniej stabilność na zwykłych drogach. Niestety wpływa też z pewnością na spore spalanie, które przy normalnej jeździe w cyklu mieszanym oscyluje wokół 10 l/100 km.

Podsumowanie - "Król szos" z brakami

Ssangyong Rodius (którego nazwa pochodzi od dwóch słów - "road", czyli po angielsku droga, oraz greckiego boga Zeus) to propozycja bez wątpienia dla lubiących się wyróżniać z tłumu, którzy w dodatku często stoją przed koniecznością przewozu większej liczby pasażerów. Jednak decydując się na zakup Rodiusa nie będziemy mieć żadnego wyboru (poza kolorem nadwozia), nie tylko jeśli chodzi o jednostkę napędową, ale nawet dostępne wyposażenie dodatkowe. W ofercie znajduje się jedynie najbogatsza wersja Premium, za którą po faceliftingu trzeba zapłacić mniej - 139.900 zł.

O ile dostaniemy za te pieniądze takie elementy wyposażenia, jak chociażby układ ESP, napęd 4x4, skórzaną tapicerkę, pełną elektrykę czy naprawdę niezły zestaw multimedialny, to nie mamy szans na boczne poduszki powietrzne, nie mówiąc już o kurtynach powietrznych, czy też komputer pokładowy. A niestety brak tych pierwszych może okazać się decydujący przy podejmowaniu decyzji zakupowych przez sporą grupę osób.

PLUSY

+ przestronne wnętrze

+ olbrzymia możliwość aranżacji wnętrza

+ stabilne zachowanie na drodze

MINUSY

- ospały automat

- braki w wyposażeniu

- mało ciekawe wnętrze