Auto Świat Testy Testy nowych samochodów SsangYong Korando: pogromca z Korei

SsangYong Korando: pogromca z Korei

Autor Michał Szymaczek
Michał Szymaczek

SsangYong to marka, która w ostatnich latach poczyniła kolosalne postępy, a nowe Korando jest tego najlepszym przykładem. Teraz koreański SUV otrzymał nowy silnik, który jako pierwsi mieliśmy okazję wypróbować.

SsangYong Korando
Onet.pl
SsangYong Korando

Koreańczycy już pokazali, że bardzo szybko się uczą. Weźmy na przykład Hyundaia czy Kię. Nie produkują już egzotycznych i wyśmiewanych samochodów, a wręcz zaczynają wyznaczać standardy i liczą się z nimi najwięksi. SsangYong to kolejna marka z dalekiej Azji, która z producenta aut wygrywających kolejne plebiscyty na najbrzydsze samochody wyrasta na mocnego gracza i myślę, że pora przyzwyczaić się do tej wciąż egzotycznie brzmiącej u nas nazwy.

Kiedy brałem udział w europejskiej premierze i pierwszych jazdach nowym Korando, odbywających się w kilkanaście miesięcy temu na drogach Majorki, przyjechali tam specjalnie z Korei przedstawiciele niemal wszystkich szczebli SsangYonga - od inżynierów, po dyrektorów. Na każdym kroku pytali dziennikarzy biorących udział w prezentacji o ich opinie i odczucia z jazdy, i uważnie spisywali każdą uwagę. Widać było, jak bardzo zależy im na rozwoju i przygotowaniu samochodów odpowiadających najwyższym europejskim standardom.

Kiedy do naszej redakcji trafił nowy egzemplarz Korando okazało się, że choć nikt nie wspomniał ani słowem o żadnym face liftingu, przy okazji którego producenci zazwyczaj prezentują poprawki i usprawnienia, to wiele z tych naszych uwag Koreańczycy zdążyli wprowadzić już w życie. I tak, w obecnym Korando poprawiono wyciszenie silnika i kulturę jego pracy, lepiej działa zawieszenie, pierwszy bieg został przyjemnie wydłużony, na konsoli środkowej pojawiło się więcej praktycznych schowków, a przyciski ogrzewania foteli powędrowały w bardziej dostępne miejsce. Niby niewiele, ale znacznie poprawia komfort jazdy na co dzień, porównując z Korando, które testowaliśmy kilka miesięcy temu.

Redakcja OnetMoto dostała właśnie do testów jeden z pierwszych w Polsce egzemplarzy z nowym silnikiem benzynowym o pojemności 2 litrów, który dołączył do jedynej dotąd w ofercie jednostki wysokoprężnej. "Benzyniak" ten ma 150 KM mocy oraz 191 Nm momentu obrotowego i lubi pracę na wysokich obrotach. Jest przy tym zaskakująco dobrze wyciszony i jego brzmienie nie drażni uszu pasażerów.

Tu rzeczywiście konstruktorzy SsangYonga stanęli na wysokości zadania, bo do kabiny dociera niewiele hałasów z zewnątrz, a silnik słychać tylko po zredukowaniu biegu, kiedy ten pracuje w górnym zakresie obrotów. Choć to akurat zdarza się dość często, bo spora masa auta (niemal 2,2 tony w wersji z napędem 4x4) skutecznie powstrzymuje stado koni mechanicznych przed wyrywaniem do przodu i konieczne jest częste sięganie do dźwigni zmiany biegów. Ta na szczęście pracuje zaskakująco dobrze, a przełożenia wchodzą bez oporów.

Do codziennej spokojnej jazdy to w zupełności wystarczy. Kiedy jednak w trasie chciałem wyprzedzić kilku "maruderów", musiałem mocno zredukować przełożenie 6-stopniowej skrzyni, żeby Korando zaczęło szybciej zwiększać prędkość. Na dłuższą metę można się do tego jednak przyzwyczaić.

Duża masa i konieczność wkręcania silnika na wysokie obroty musi skutkować wysokim spalaniem. Tutaj benzynowe Korando, choć nie jest mistrzem oszczędzania, zachowuje się bardzo przyzwoicie. W trasie zużywa około 7,3 l/100 km, a w mieście około 10,4 l/100 km.

Na słowa uznania zasługuje zawieszenie, które jest wyraźnie lepsze, niż w modelach z początku produkcji. O ile w "starym" Korando nie czułem się pewnie w zakrętach, a przy gwałtownym hamowaniu brakowało stabilności, tak w nowym, poprawionym modelu nadwozie nie wychyla się mocno w zakrętach, a gwałtowne manewry nie robią na SsangYongu większego wrażenia. Choć wysoki środek ciężkości i trochę "gumowy" układ kierowniczy nie zachęcają do szybkiego pokonywania wiraży. Za to zawieszenie świetnie spisuje się na wyboistych, nieutwardzonych szlakach, czyli tam gdzie kierowcy SUV-ów lubią się zapuścić, choć na nierównym asfalcie jest nieco mniej komfortowo. Trzeba jednak pamiętać, że SUV to nie limuzyna.

A co z możliwościami terenowymi SsangYonga Korando? Na pewno nie jest to samochód terenowy, jak zresztą wszystkie SUV-y niewyposażone w dodatkowe pakiety off-roadowe. Prześwit wynoszący 18 cm pozwoli na zjechanie z utwardzonej drogi i pokonanie zaśnieżonych czy błotnistych szlaków, ale częściej przyda się kiedy trzeba będzie wjechać na wysoki krawężnik czy przejechać "śpiącego policjanta" bez obawy o rozerwanie miski olejowej. Napęd na cztery koła, zamawiany opcjonalnie, jest dołączany elektronicznie, kiedy przednie koła stracą przyczepność. W ekstremalnych sytuacjach można wymusić blokadę przyciskiem na desce rozdzielczej. A wtedy, przy zastosowaniu odpowiednich opon, możliwości terenowe Korando mogą zaskoczyć na plus.

Benzynowe Korando w podstawowej wersji wycenione jest na 75 tys. złotych, dokupienie napędu na cztery koła podnosi cenę do 82 tys. złotych. Co dostajemy w zamian? Przestronne i naprawdę ładnie zaprojektowane auto z bogatym wyposażeniem. Na pokładzie wersji Crystal znajduje się m.in. komplet poduszek powietrznych wraz z kurtynami, ABS, ESP, klimatyzacja, pełna "elektryka", radio z sześcioma głośnikami, gniazdem usb i łącznością bluetooth oraz gniazdka 12v z przodu i w bagażniku.  Wersje Quartz i najbogatsza Sapphire są oczywiście droższe, ale pod względem wyposażenia różnią je detale. Przykładowo w wersji Quartz mamy dodatkowo ogrzewane fotele z przodu, a w wyposażeniu Sapphire podgrzewane są również miejsca na… tylnej kanapie. Jednym słowem luksus do potęgi.

Testowany egzemplarz w najbogatszej wersji, dodatkowo wyposażony w napęd 4x4, kosztuje niewiele ponad 100 tys. złotych i oferuje więcej, niż większość znacznie droższych rywali o uznanej renomie. Ktoś może powiedzieć, że ta "renoma" konkurentów skądś się jednak wzięła, a SsangYong to tandetny i plastikowy samochód z Korei. Nic bardziej mylnego.

Po pierwsze wygląd, o którym już wspominałem. SsangYong przemyślał najwyraźniej sprawę i nie chciał więcej gościć w rankingach najbrzydszych aut. Zatrudnienie włoskiego studia Giugiaro okazało się strzałem w dziesiątkę! Kiedy zauważyłem, że za tym autem ludzie oglądają się z zaciekawieniem, spytałem kilku przechodniów co o nim sądzą i co to w ogóle za samochód. Padały różne odpowiedzi - Kia, Nissan, Dodge, Opel… Kiedy słyszeli SsangYong, większość prosiła o powtórzenie. Fakt, ta nazwa dla przeciętnego Europejczyka nie jest zbyt atrakcyjna. Jakie było ich zdziwienie, kiedy po obejrzeniu nadwozia i wnętrza słyszeli, że to koreański SUV, i że nie kosztuje co najmniej 200 tys. złotych, jak sądzili, a dwa razy mniej.

To fakt, można być zaskoczonym. Wnętrze wygląda równie dobrze, jest dobrze przemyślane i oferuje dużo miejsca. Materiały wykończeniowe z kolei, choć twarde, są przyjemne w dotyku. Dopasowanie poszczególnych elementów, z wyjątkiem umieszczonego na środku deski rozdzielczej schowka, stoi na wysokim poziomie.

Fotele przednie są wygodne, choć brakuje im trzymania bocznego. Z tyłu pasażerowie mają dużo miejsca, zarówno na nogi, jak i nad głowami. Bagażnik samochodu jest spory i wyposażony w praktyczne schowki pod podłogą, gdzie można schować m.in. roletę. Do tego tylne fotele składają się w dziecinnie łatwy sposób, oferując idealnie płaską podłogę i duże możliwości ładunkowe.

Korando okazuje się tak praktyczne i przemyślane, że jedyną rzeczą, którą bym tu poprawił, jest… pilot centralnego zamka. SsangYong postawił na przestarzałe rozwiązanie z osobnym kluczykiem i osobnym pilotem, zamiast połączenia dwóch w jednym, jak robią to niemal wszyscy konkurenci. Do tego przycisk otwierania drzwi jest niewygodny, bo żeby zadziałał, trzeba go dość głęboko wcisnąć, a to grozi złamaniem paznokcia, czego - szczególnie paniom - nie życzę.

SsangYong Korando w wersji benzynowej to warta uwagi propozycja, bo już za 82 tys. zł można mieć SUV-a z napędem na cztery koła, z bogatym wyposażeniem i niezłym wykonaniem oraz atrakcyjnym wyglądem. W niektórych kwestiach samochód odstaje jeszcze nieco od niemieckich, japońskich czy nawet koreańskich rywali, ale są to niewielkie mankamenty, a Koreańczycy już pokazali jak szybko się uczą. Dlatego konkurenci powinni uważnie śledzić poczynania inżynierów SsangYonga, bo producent ten ma wszystko, by stać się mocnym graczem, a w podbiciu Europy nie przeszkodzi mu nawet egzotyczna i trochę nie pasująca do wybrednych europejskich gustów nazwa.

A jak dowiedziałem się właśnie od polskiego importera, Korando na rynku polskim wzbogaci się niebawem o dwie kolejne wersje napędowe, przeznaczone dla oszczędnych. Będzie to 2-litrowy diesel nowej konstrukcji, o mocy niższej od obecnego 175-konnego i o kilka tysięcy złotych od niego tańszy. Mało tego, fani oszczędzania przez tankowanie autogazu docenią nową wersję z fabryczną instalacją LPG, która już zaczyna jeździć po drogach Włoch.

Autor Michał Szymaczek
Michał Szymaczek
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków