Do momentu w którym dowiedziałem się, że będę miał przyjemność pokonać tą trasę nowością prosto z Bollywood. W pierwszym momencie to zabrzmiało jak wyrok albo przynajmniej jak rózga od Świętego Mikołaja...

Z Indiami i motoryzacją może się kojarzyć tylko jedna marka. Tata. Cztery literki, ale jak wiele mówią. Jest to koncern, który produkuje od przysłowiowego mydła, aż po powidła. O firmie zaczęło być głośno w mediach, a to za sprawą przejęcia brytyjskiego Jaguara i Land Rovera, ale także w kontekście najtańszego na świecie samochodu, którego będzie można kupić za równowartość dwóch, średnich krajowych pensji. Pewnie niewielu z nas wie, ale kolejna ikona Wielkiej Brytanii - herbata Tetley - jest również w posiadaniu magnata z Indii.

Marka Tata miała zaskoczyć nasz rynek cenami. Wiadomo jednak, że połączenie słów "tani" oraz "samochód" może być mieszanką wybuchową. To powiedzenie można traktować dosłownie w kontekście pejoratywnym, ale znając specyfikę naszego rynku, auto może być skazane na sukces, gdyż duża część motoryzacyjnego społeczeństwa w Polsce jako czynnik doboru samochodu na pierwszy strzał bierze właśnie cenę, a potem takie właściwości jak komfort, bezpieczeństwo czy osiągi. Najpierw jednak sprawdzimy Indicę w sposób empiryczny.

Tak naprawdę Indica to żadna nowość. W innych zakątkach globu auto porusza się już od ponad dekady, a dopiero teraz auto ma okazję dać się poznać w tej części kontynentu. Pierwsze wrażenie nie było złudne. Tata Indica prezentuje się trochę jak auto z poprzedniej epoki, a przynajmniej z 10 lat wstecz. Przyzwyczailiśmy się już, że samochody pochodzące z Azji bardzo często przypominają do znużenia odpowiedniki z Europy. Tym razem jednak to nie "kreatywny" stylista przerysował kształty Indiki, tylko włoski ośrodek IDEA pracował nad jego krągłościami. Oglądając to auto z daleka wydaje się, że wszystko z zewnątrz wygląda jak najbardziej w porządku. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Mnie po kilku sekundach udało się znaleźć jeden - 5 milimetrowa szpara przy spasowaniu nakładek na progi. To jednak wystarczyło. Więcej szukać nie chciałem.

Producent pomyślał o bezpieczeństwie właściciela samochodu. Centralny zamek sterowany z pilota doskonale imituje dźwięk wystrzału z dwururki. Seria otwierająca i zamykająca drzwi wystraszy co najmniej agresywnego psa lub natarczywego towarzysza zbierającego "drobne".

Otwieramy drzwi i jesteśmy pod wrażeniem. Pierwsze "wow" na widok miejsca w środku. Jest go tutaj naprawdę dużo. Drugie "wow", z dodatkiem "ale smród", z powodu nieprzyjemnego zapachu nowości, którym wita nas Tata. W instrukcji powinni dodać, że przed jazdą należy dobrze przewietrzyć pojazd. W oczy rzuca się dziwna, wielka kierownica. Tuż za nią przyzwoicie prezentujące się i bardzo czytelne zegary. Środkową konsolę wykonano ze zbyt delikatnego plastiku. Montując panel radia miałem wrażenie, że po mocniejszym wciśnięciu całość połamie się i wleci do środka. Kolejne zaskoczenie, tym razem pozytywne, to klimatyzacja. Co więcej, dostępna jest w standardzie i nawet działa. Na wyposażeniu mamy też w pełni elektryczne okna, ale ich sterowanie tuż przed skrzynią, jest mówiąc delikatnie mało ergonomiczne. Pomiędzy nimi umieszczono jeszcze wyłącznik poduszki powietrznej. Krótkie spojrzenie na miejsce pasażera. Mieszane uczucia wzbudza poduszka powietrzna, którą wygląda jakby została domontowana metodą chałupniczą. Lepiej nie przekonywać się czy wystrzeli na czas. Spasowanie materiałów nie jest najwyższych lotów. Gdzieniegdzie wystają kable, to tutaj odpadnie zaślepka, a gdzie indziej z kolei nasza ciekawość zostanie ukarana przez wystającą, ostrą śrubkę.

Po inspekcji wnętrza, czas przystąpić do jazdy. Moja pierwsza próba odpalenia Taty nie powiodła się. Jednak ostrzeżony wcześniej przez kolegów po fachu i ich ciekawych doświadczeniach wiedziałem, że immobiliser odcina zapłon jeśli w przeciągu kilkudziesięciu sekund od otwarcia drzwi nie uruchomimy kluczykiem samochodu. A więc ponownie krótka seria ze zdalnie sterowanej dwururki i można jechać.

Pod maską testowanego auta znalazł się mały silnik benzynowy o pojemności 1,4 litra. Jego moc maksymalna to 85 koni mechanicznych, ale podczas jazdy wydaje się, że jest ich o połowę mniej. Praca sprzęgła wymaga przyzwyczajenia, gdyż jest ono bardzo miękkie i łapie w dziwnym momencie. Z pięciobiegową skrzynią trzeba współpracować zdecydowanie, bowiem nie jest to z pewnością mistrzostwo precyzji. Mały benzyniak dość dobrze sprawuje się w mieście. Do prędkości dozwolonej w terenie zabudowanym rozpędza się dość dynamicznie. Oczywiście jeżeli jedziemy sami. Wyjazd poza miasto sprawia, że coraz baczniej zaczynamy się przyglądać billboardom PKP. Podczas testu miałem okazję przejechać się Indicą po drogach Podbeskidzia. Ta podróż przypomniała mi jak ważne jest rozpędzenie samochodu przed wzniesieniem. W trasie wyprzedzanie wymagało niejednokrotnie redukcji biegów o dwa przełożenia, po czym okazywało się, że brakuje już miejsca na obrotomierzu. Rozpędzanie to jedno, hamowanie to druga sprawa. Pomimo tego że ABS działa zaskakująco sprawnie, to droga hamowania z dużej prędkości wydaje się niemiłosiernie dłużyć. Poza tym hamulce nie są odporne na fading. Można to ewidentnie wyczuć nawet bez specjalistycznych pomiarów. Jedno z gwałtownych hamowań skończyło się odczepieniem się jakiegoś niezidentyfikowanego plastiku spod deski rozdzielczej.

Zawieszenie (MacPherson z przodu, belka skrętna z tyłu) skonfigurowano na miękko, zatem na zakrętach przygotujmy się na to, że "buda" wychyla się adekwatnie do skrętu kierownicy. Efekt potęgują fotele, których trzymanie boczne jest na poziomie taboretu. Jeszcze gorzej jest na tylnej kanapie, która jest płaska i krótka. Jak na warunki polskich dróg praca zawieszenia jest do zaakceptowania, choć czasami wydaję się ono zbyt głośne. Jedną z niewielu rzeczy za które można pochwalić Tatę jest zwinność w mieście. Auto doskonale wpasowuje się w najbardziej ciasne luki, a na wąskich uliczkach pozwala sprawnie zawracać. Tata Indica to kolejne przypadek zaprzeczenia, że małe samochody palą niewiele. W mieście lub przy ciężkim górskim terenie samochód potrafił zużyć 8,5l/100km. Przy spokojnej jeździe w trasie spalanie oscylowało wokół 6,5l/100km. Przy tych osiągach i gabarytach wyniki nie powalają. Na usprawiedliwienie może jednak zadziałać fakt, że w momencie testu samochód miał tylko 800 kilometrów przebiegu.

Zastanawiając się nad zakupem auta z tego przedziału cenowego wiele osób zadaje sobie pytanie: nowe auto z kilkuletnią gwarancją czy kilkuletnie auto z rynku wtórnego? Dla osób sugerujących się pierwszą opcją przemówi z pewnością cena. Za podstawową wersję zapłacimy 27.900 złotych. W ramach tego otrzymamy poduszkę powietrzną kierowcy, elektryczne szyby, centralny zamek, wspomaganie kierownicy, a nawet klimatyzację. Nie dostaniemy natomiast ABS-u. Jest on dostępny w wersji GLX, droższej o 4 tysiące złotych, w której oprócz wspomnianego elementu dostaniemy jeszcze poduszkę powietrzną pasażera. W podobnym przedziale cenowym mamy konkurentów takich jak Skoda Fabia, Fiat Panda, Dacia Logan czy Chevrolet Spark. Marki lepiej znane i doceniane na Starym Kontynencie, ale z pewnością gorzej wyposażone. Tak więc pozostaje ciężki orzech do zgryzienia.