W jakim celu powstała karkołomna kombinacja mieszanka różnych typów samochodów? Napęd na cztery koła stanowi odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie na wysoki poziom bezpieczeństwa. Dzięki niemu samochód prowadzi się pewnie nie tylko na suchych nawierzchniach, ale jest stabilny także na mokrych, zaśnieżonych, a nawet oblodzonych drogach. Podwyższenie nadwozia pozwala wygospodarować w kabinie większą przestrzeń. Zwiększony prześwit umożliwia natomiast bezstresowe pokonywanie dróg gorszej jakości oraz forsowanie wysokich krawężników. Wszystko znajdziemy w Toyocie Urban Cruiser.

Toyota Urban Cruiser jest mniejsza od modelu RAV4. W nadwoziu o długości 3,9 metra udało się wygospodarować ilość przestrzeni porównywalną z samochodami z pogranicza segmentów B i C. Z przodu w miarę wygodnie usiądą osoby o wzroście 180-190 cm, podczas gdy w drugim rzędzie najlepiej będą czuły się dzieci. Dzięki wysokiej pozycji prowadzący ma dobry wgląd na sytuację na drodze. Do pełni szczęścia brakuje lepiej wyprofilowanych oparć foteli oraz większego zakresu regulacji siedzeń. Bagażnik Urban Cruisera ma pojemność 314 litrów, co jest typowym wynikiem dla samochodu z pogranicza segmentu B i C.

Toyota nie oszczędzała na systemach zwiększających poziom bezpieczeństwa. Wyposażenie standardowe obejmuje siedem poduszek powietrznych (czołowe, boczne, kurtynowe oraz chroniącą kolana kierowcy), aktywne zagłówki, ABS z asystentem awaryjnego hamowania, kontrolę trakcji oraz ESP. Celem jest oczywiście zdobycie kompletu pięciu gwiazdek w testach EuroNCAP.

Do napędu samochodu przewidziano dwa niewielkie silniki. Benzynowy 1.33 Dual VVT-i generuje 101 KM i 132 Nm. Firma szczyci się, że przy pracach nad jednostką sięgnięto po wiedzę i doświadczenie zebrane podczas startów w F1. Okazuje się, że w silnik Urban Crusera oraz serce bolidu F1 faktycznie mają cechę wspólną - oba kochają wysokie obroty. Poniżej 3000 obr./min Urban Cruiser jest w stanie mknąć ze stałą prędkością, ale na dwóch ostatnich biegach nie wykazuje nadmiernej chęci do przyśpieszania. Korzystanie z górnych rejestrów obrotomierza ciągnie za sobą wzrost zużycia paliwa.

Warto zaznaczyć, że przy delikatnej jeździe auto zadowoli się niecałymi 6,5 l/100km. Zapotrzebowanie na benzynę próbowano obniżyć poprzez wyposażenie samochodu w system Stop&Start. Układ nie wymaga dopłaty. Wyłączanie silnika pod światłami przebiega bez wiedzy kierowcy, a ponowne uruchomienie następuje po wciśnięciu sprzęgła.  Proces przebiega na tyle szybko, że w żaden sposób nie utrudnia jazdy. Benzynowa wersja Urban Cruisera jest dostępna wyłącznie z sześciobiegową skrzynią oraz napędem na przednią oś. Biorąc pod uwagę niezbyt wysoki moment obrotowy trzeba to uznać za dobre posunięcie Toyoty.

Turbodiesel 1.4 D-4D jest silniejszy - dostarcza 205 Nm), co pozwoliło oferować go z napędem na przód lub wszystkie koła. W drugim przypadku auto otrzymuje system Active Torque Control 4WD, który został wcześniej sprawdzony w Toyocie RAV4.

Toyota nie zakłada, że Urban Cruiser stanie się bestsellerem. Samochód - podobnie jak iQ - powstał bowiem, by wypełnić lukę na rynku. Firma byłaby usatysfakcjonowana, gdyby rocznie klientów znajdowało 30 tysięcy Urban Cruiserów z czego połowa miałaby mieć napęd na obie osie. Czy uda się zrealizować plan? Niewykluczone, o ile cena nie zostanie wywindowana jak w przypadku miejskiej iQ.

Cena samochodu jest obecnie kalkulowana i zapewne poznamy ją w ciągu najbliższych dni. Dealerzy rozpoczną zbieranie zamówień na Urban Cruisera w kwietniu. Miesiąc później miejska terenówka zadebiutuje na polskim rynku. Czy podbije serca klientów? Nie wie tego nawet Toyota. Firma zakłada, że rosnące zainteresowanie niedużymi samochodami może być sprzymierzeńcem w sprzedaży Urban Cruisera. Model jest jednak zupełną nowością w gamie japońskiej firmy, więc trudno przewidzieć jak zostanie przyjęty. Z tego powodu prognozy sprzedaży Urban Cruisera są ostrożne. Przedstawiciele firmy liczą, że do końca roku sprzedadzą w Polsce kilkaset egzemplarzy.