Kupno samochodu to nie jest prosta sprawa. Zresztą najczęściej większość z nas, gdy kupuje samochód, poszukuje solidnego, niedrogie auta w niezłym stanie albo – co w naszej redakcji jest nawet częstsze – dobrze zachowanego youngtimera. Co innego, gdy możemy zdecydować się na nowy samochód, a tak było w przypadku Passata, który spędzi w naszej redakcji pół roku. Ochoczo użyliśmy konfiguratora, budując auto, które łatwo da się odsprzedać, ale jednocześnie takie, którym podróżowanie będzie po prostu przyjemne. Na co zwróciliśmy uwagę?
Volkswagen Passat 2.0 TDI – kolory, silnik, napęd i... koszty
Wbrew pozorom, kupując samochód, warto od razu zwrócić uwagę na cechy i wyposażenie, które sprawią, że auto – gdy już postanowimy je sprzedać – stanie się atrakcyjne dla ewentualnych nabywców. To druga po przewidzianym budżecie kwestia, na którą należy zwrócić uwagę. Przykładowo, jeśli bierzemy samochód w leasing, to warto zadbać, by po trzech latach umowy jego wartość rynkowa była jak największa. Wówczas mamy do czynienia z najmniejszym spadkiem wartości i w konsekwencji najmniej tracimy. To szczególnie ważne, jeśli wybieramy leasing z tzw. dużym wykupem, odpowiadającym wartości rynkowej auta i w praktyce oddajemy samochód np. po 4 latach. Jeśli zakładamy, że auto zostaje z nami „do śmierci”, kolory i wyposażenie warto wybierać zdecydowanie „pod siebie”. Tymczasem na leasing decyduje się coraz większa liczba nabywców, którzy nie chcą lub nie muszą mieć samochodu na własność, oczekują zaś niskiej miesięcznej raty, która w praktyce odpowiada spadkowi wartości samochodu w czasie jego użytkowania. Oczywiście wraz ze stosowną prowizją.
My założyliśmy, że budujemy samochód w chwytliwej konfiguracji, ale z dodatkami, które pozwolą nam napisać o wielu udogodnieniach dostępnych w Passacie, a przedstawiciel Volkswagena tylko w kilku przypadkach postanowił przekonać nas do zmian. Co do jednego byliśmy jednak zgodni: to musi być wersja Highline, a zatem z bogatym wyposażeniem standardowym. Poza tym, decydując się na ten wariant, nadal otrzymuje się „na wejściu” rabat równy 22 tys. zł. Sporo.
Drobne niezgodności pojawiły się przy wyborze zespołu napędowego. Woleliśmy wersję 2.0 TDI o mocy 190 KM z napędem na obie osie, ale ostatecznie daliśmy się przekonać, że przecież „pasek w tedeiku” to raczej auto 150-konne, z napędem tylko na przednie koła. Słusznie. Tym bardziej że kombi (ale limuzyna też) najczęściej kupowane jest właśnie z 2.0 TDI o mocy 150 KM. Inna dyskusyjna kwestia to kolory. Chcieliśmy wybrać auto jasne z jasnym wnętrzem, ale okazało się, że z jakichś powodów lepiej mieć ciemne nadwozie i jasną tapicerkę (lub na odwrót). Ostatecznie otrzymamy zatem Passata w kolorze „Mangan”, czyli popielatym z jasną, prawie białą tapicerką ze skóry Nappa.
A felgi? Tu akurat byliśmy zgodni: 19-tki to gruba przesada (łatwiej uszkodzić, niższy komfort), ale ładne 18-tki będą w sam raz. Oczywiście tak naprawdę nawet seryjne felgi 17-calowe z wersji Higline są zupełnie w porządku i jeśli ktoś ma ograniczenia budżetowe, to nie warto dorzucać tych 3590 zł. Tu mała dygresja: w konfiguratorze nieźle wygląda koszt miesięczny wyposażenia podawany przez Volkswagena. Przykładowo wspomniane koła to 31 zł miesięcznie, ale... z tak nierealnymi założeniami, że nie warto sobie tym zawracać głowy. Jeśli chcemy wiedzieć, ile naprawdę zapłacimy, biorąc kredyt lub wybierając leasing – trzeba posługiwać się rzeczywistymi wyliczeniami przeprowadzonymi u dealera.
Volkswagen Passat 2.0 TDI – wędrówka przez konfigurator
Dalsze przeglądanie dziesiątków opcji, które można wybrać to sama przyjemność. Musimy jednak wybierać to, co jest istotne dla większości użytkowników Passata. Mamy więc ceniony w Polsce „pakiet Business”, który obejmuje m.in. podstawową wersję nawigacji, „lepsze” reflektory diodowe oraz system bezkluczykowy i układ rozpoznawania znaków drogowych. Podobno większość kupowanych w Polsce nowych Passatów ma na pokładzie ten właśnie pakiet. Tyle że dopłacić trzeba jeszcze za instalację do podłączenia telefonu (1730 zł), a także za pakiet dostępu do internetu (m.in. aktualizacje nawigacje) kosztujący 1750 zł.
Co będzie miało wpływ na funkcjonalność naszego Passata? To drobiazgi, czyli m.in. gniazdko 230 V umieszczone z tyłu, czy też efektowny, cyfrowy zestaw wskaźników w miejscu analogowych „zegarów” (2130 zł). Będzie też HUD, który niestety w Passacie oznacza wysuwającą się znad zegarów plastikową „szybkę”. Ten rodzaj wyświetlacza przeziernego – tak mądrze określa się to urządzenie – przez niektórych nie jest lubiany, choć mnie akurat nie przeszkadza. Koszt – 2340 zł.
W codziennej eksploatacji na pewno pomoże pokaźny zestaw elektronicznych asystentów zgromadzonych w „pakiecie drogowym plus”. Na dość długiej liście znajdziemy m.in. asystenta toru jazdy (samodzielnie kieruje i utrzymuje Passata na danym pasie ruchu), automatyczne hamulce, aktywny tempomat z radarem, który w korkach pozwala jechać niemal autonomicznie, czy też automatyczne światła drogowe i system rozpoznawania przechodniów. W parkowaniu pomoże też zestaw czterech kamer. Ta ostatnia przyjemność jest jednak kosztowna – trzeba na nią wydać 3610 zł.
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym dodatku, który nie jest tani, a który bardzo chcieliśmy mieć w naszym Passacie. To składany hak holowniczy za 4010 zł. Nie jest jak w niektórych modelach klasy premium, rozkładany i składany elektrycznie. Jest trochę jak dach w kabriolecie w podstawowej wersji. Elektrycznie zwalniamy blokadę, a potem już ręcznie ustawiamy hak we właściwej pozycji. Zajmuje to jednak... 3 sekundy. Hak ma służyć do przewozu rowerów, ale przy okazji sprawdzimy, czy egzamin zda system Trailer Assist, który znalazł się na pokładzie naszego Passata. W teorii ma pomagać w cofaniu i parkowaniu z przyczepą. Kosztuje 2330 zł, ale czy wart jest tych pieniędzy?
Volkswagen Passat 2.0 TDI – wkrótce zaczynamy
Skonfigurowane przez nas auto nie ma aż tak bogatego (i momentami abstrakcyjnego) wyposażenia, jak samochody udostępniane dziennikarzom do testów. W sumie, do podstawowej ceny wersji Highline dodaliśmy 23 940 zł, co nie jest dużą sumą, jak na dodatki do samochodu klasy średniej. Zresztą, jeśli spojrzymy na Passaty dostępne w tej chwili od ręki u dealerów Volkswagena, to zauważymy, że wiele z „rynkowo” skonfigurowanych modeli kosztuje właśnie około 170 tys. zł. Cóż, wkrótce odbierzemy nasze auto i przekonamy się, czy rzeczywiście nie popełniliśmy absurdalnych błędów.
Volkswagen Passat 2.0 TDI 150 KM DSG – dane techniczne:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 1968 cm3, R4, turbodiesel |
Moc | 150 KM |
Moment obrotowy | 340 Nm przy 1750-3000 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 7-biegowy automat DSG, napęd na przód |
Prędkość maksymalna | 216 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 8,9 s |
Średnie zużycie paliwa | 4,6 l/100 km (producent) |
Masa własna | 1654 Kg |
Cena | od 114 390 zł, 151 590 zł (wersja Highline), 175 530 zł (auto testowe) |
Jasny kokpit będzie dobrze wychodził na zdjęciach, ale w konfiguratorze to tylko wizualizacja tego, co otrzymamy w naszym zamówionym aucie.
Standarodowo otrzymujemy 17-tki, ale my poszaleliśmy z kołami o cal większymi.
Mnóstwo możliwości, ale my postawiliśmy na jasne kolory i skórzaną tapicerkę.
Oto podsumowanie. Cena to 175 tys. zł z groszami. Prawda jest taka, że duża część kupowanych Passatów (zwykle w leasingu) kosztuje właśnie mniej-więcej tyle. Ogroman większość to auta z napędem na przód i 150-konnym dieslem. Czyli takie, jak nasz "pasek w tedeiku".