Właśnie w ten zestaw wyposażone było testowe Volvo. Efekt jest taki, jakby zamienić elegancki garnitur na sportowy dres, a na głowę założyć czapkę bejsbolówkę. Przyjrzyjmy się dokładniej. Felgi? Całkiem twarzowe siedemnastki. Opony nieprzesadnie szerokie (205) i o rozsądnym profilu (50). Nieźle! Idźmy dalej. Nadkola wieńczą poszerzające błotniki obramowania. Wyglądają ciekawie i przywodzą na myśl specjalne edycje, tym razem nie Volvo, lecz Saaba – dawno temu sportowe wersje z turbodoładowaniem można było rozpoznać po takich właśnie plastikowych poszerzeniach błotników.
R-Design: lusterka tak, spoiler i szerokie progi – już niekoniecznie. Nieco krzykliwe nakładki na progach to zdecydowanie „dresowa” część sportowej garderoby C30, podobnie jak niebędące częścią pakietu fabryczne rury wydechowe o średnicy 90 milimetrów każda. Ale już np. atrapa ze wzorem plastra miodu i umieszczone na niej logo bardzo nam się spodobały, a lusterka w kolorze satyny wyglądają jak markowy zegarek na ręku tenisisty. Super! Na deser zostawiliśmy bejsbolówkę, czyli spoiler nad tylną szybą. To zadziwiające, jak jednym gadżetem można zepsuć cały efekt!
Ale pakiet R-Design ma swoją kontynuację również we wnętrzu, gdzie znajdziemy m.in. dwustrefową klimatyzację, tempomat, sportowe wskaźniki, dobrze leżącą w dłoniach kierownicę wykończoną skórą i aluminium, nakładki na pedałach oraz skórzaną tapicerkę.
Żeby fanów Volvo nie trzymać dłużej w niepewności, czy przypadkiem nie umniejszyliśmy godności marki, od razu zaznaczymy: nawet gdyby to C30 miało jeszcze pięć spoilerów, w tym po dwa na dachu i masce, to i tak nie byłyby one na wyrost! Powód: poza emblematem „R-Design” pomarańczowy hatchback otrzymał jeszcze logo T5. A to oznacza, że pod maską czeka pięciocylindrowy, benzynowy silnik turbo.
To prawdziwy siłacz, który nie potrzebuje wysokich obrotów do tego, żeby zapewnić imponujące osiągi. Po starcie spod świateł Volvo rozpędza się tak dynamicznie i cicho, że wystarczy zagapić się na moment, by pędzić z prędkością przekraczającą dopuszczalne prawem limity. Jeżeli ktoś pragnie upajać się lekkością przyspieszania w prywatnej atmosferze, bez pisku opon i ryku wydechu, ten trafił wyśmienicie.T5: niesamowita elastyczność, zadziwiająca kultura pracy. Klasa silnika zobowiązuje, dlatego układ jezdny nie mógł sprawić zawodu. Szczególnie duże wrażenie robi stabilność tego – bądź co bądź – przednionapędowego samochodu podczas ostrego przyspieszania.
Nawet na pierwszym i drugim biegu nie ma mowy o „myszkowaniu” po jezdni. Dobra ergonomia umiarkowanie przestronnego kokpitu (może poza nie do końca dopracowanymi fotelami) pozwala bezpiecznie prowadzić dynamiczne Volvo.
A teraz coś dla amatorów „długich prostych”: czy podczas sprintu T5 pozwoli się ograć przednionapędowym, kompaktowym turborywalom, np. Golfowi i Focusowi ST (odpowiednio 6,9 i 6,8 s do „setki”)? Raczej nie, ale już taki Civic Type-R (6,6 s) to twarda sztuka. Uwaga na Leona Cuprę (6,4 s), lepiej też nie zaczynać z Mazdą 3 MPS (6,1 s). Czy te liczby zniechęciły nas do Volvo? Ani trochę!
Podsumowanie
O ile pakiet stylizacyjny nie wzbudził zachwytu, o tyle prowadzenie T5 to prawdziwa eksplozja wzruszeń. Świetne osiągi, pierwszorzędna elastyczność, wspaniały dźwięk, stabilne podwozie. Poezja. Tylko odkręćcie ten wstrętny spoiler!