Sądząc po emblemacie „D4”, można by się spodziewać, że pod maską agresywnie ospoilerowanego srebrnego Volvo C30 znajdziemy podrasowanego czterocylindrowego diesla. Jednak już pierwsze uruchomienie silnika udowadnia, że tego rodzaju przypuszczenia w przypadku Volvo niekoniecznie się sprawdzają.
Pierwszy wyróżnik niestandardowej liczby cylindrów to brak typowych drgań na wolnych obrotach. Motor co prawda co jakiś czas potrafi lekko potrząsnąć karoserią, ale drobne nierównomierności w pracy możemy takiemu „kulturyście” wybaczyć. Mocy mu nie brakuje, jednak warto wiedzieć, gdzie jej szukać – przy tak wysilonej jednostce napędowej turbina, zanim wskazówka obrotomierza pokaże 2 tys. obrotów na minutę, bywa leniwa. Za to gdy powędruje wyżej... Wtedy dopiero zaczyna się zabawa!
Kiedy turbo złapie oddech i rozprężające się w pięciu cylindrach spaliny z pełną siłą nacisną tłoki, trudno zauważyć, jak długo trwa rozpędzanie. Ono po prostu się „zdarza” – jedziemy na trzecim biegu 60 km/h, a za moment prędkościomierz pokazuje już osiemdziesiątkę. Z czasem przyspieszania do „setki” wynoszącym nieco ponad 8 sekund C30 D4 nie kwalifikuje się do sportowej superligi, jednak pod względem elastyczności zapewnia niebywałą frajdę.
Układ jezdny zapewnia wyjątkową, jak na skromne wymiary Volvo, płynność prowadzenia. Pierwsze wrażenia nie zapowiadały takich doznań, ponieważ resorowanie jest przesadnie twarde. Sztywno zawieszone auta są z reguły nerwowe na nierównościach jezdni, niezbyt dobrze utrzymują kierunek jazdy na wprost przy wysokich prędkościach, a szerokie opony czynią pojazd wrażliwym na koleiny.
Jakimś cudem Volvo udało się usunąć te mankamenty. C30 z wdziękiem wchodzi w zakręty i równie płynnie z nich wychodzi, a kontrola auta na łuku jest dziecinnie łatwa dzięki wyważonej pracy układu kierowniczego. Tego również się nie spodziewaliśmy, gdyż siły na kierownicy są niepotrzebnie duże podczas manewrów na parkingu i maleją wraz ze wzrostem prędkości jazdy.
W połączeniu z dającym niewielkie czucie centralnym położeniem takie zachowanie nie rokuje pełnej kontroli nad sportowym hatchbackiem. A jednak zestrojenie auta jako całości się sprawdza i zasługuje na najwyższą notę.
PODSUMOWANIE - Mimo niepraktycznego nadwozia z „mikrobagażnikiem” tym Volvo mógłbym jeździć już dla samego brzmienia systemu audio. Z powodu mocy potężnego diesla jestem skłonny przymknąć oko na ospoilerowanie kolidujące z filozofią minimalistycznego designu szwedzkiej marki.
Natomiast twardego resorowania nie polecam nikomu, kto ma choć trochę szacunku dla własnego kręgosłupa. Volvo C30 D4 to jeden z najbardziej zaskakujących pojazdów, jakie znam. Jeżeli ktoś pragnie poczuć, co to znaczy bezpiecznie okiełznać moc, niech spróbuje tego Volvo.