- Baza serwisowa BMW jest rozbudowana i często zawiera przydatne dane, a czasem... błędy
- W przypadku tego egzemplarza jeden wpis z bazy każe uważnie przyjrzeć się przebiegowi
- Oględziny wypadły pozytywnie – tak dobrze utrzymanej „piątki” E60 nie już dawno nie widzieliśmy
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Kupowanie używanego BMW jest dziś o tyle łatwe, że niemiecki producent prowadzi bardzo rozbudowaną i szczegółową ogólnoeuropejską bazę serwisową. Jeśli ktoś ma VIN danego auta i dostęp do owej bazy, to może – przy odrobinie szczęścia – sprawdzić np. ile śrubek i jaką ilość zmywacza pobrał mechanik z serwisu na drugim końcu Europy podczas przeglądu okresowego 10 lat temu. Albo co wymieniono w ramach naprawy powypadkowej i jaką markę opon zażyczył sobie właściciel przy okazji zakładania zimówek... W bazie pojawia się dosłownie wszystko, a zakres informacji zależy głównie od tego, ile danemu doradcy chciało się do systemu wklepać i jak dobrze system danego dilera był zintegrowany z bazą centralną.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoO niektórych autach dowiecie się więc całkiem sporo, o innych – nieco mniej, ale niemal zawsze odnotowane są daty i przebiegi, po których auta trafiały do serwisu. Gdy było to możliwe, stan licznika odczytywano z kluczyka – m.in. po to, by uniknąć pomyłek podczas wklepywania danych „z palca”. Co jasne, w bazie znajdują się wpisy z serwisów należących do sieci BMW lub – opcjonalnie – te pochodzące z któregoś z warsztatów niezależnych mających dostęp do bazy.
Baza danych BMW – zazwyczaj pomaga, czasem...
Przeczytaj też:
- Auto z ogłoszenia: Volkswagen Passat z USA – bity, ale jak mocno?
- Renault Kangoo z ogłoszenia - co to znaczy „normalne ślady zużycia”?
- Audi A4 B7 2.0 TDI – auto z ogłoszenia
Czemu to takie ważne? Otóż dlatego, że BMW to na rynku wtórnym towar bardzo pożądany, a oszustwa licznikowe są w związku z tym na porządku dziennym. Weryfikacja przebiegu na podstawie tego, co widniejew bazie serwisowej, pozwoliła zdemaskować już niejednego krętacza. Złe wiadomości? Też są. Po pierwsze, oszuści także często mają wgląd do bazy i gdy już licznik cofają, to ustawiają wartość zbliżoną do ostatniej odnotowanej. I potem wychodzą takie kwiatki, że danemu egzemplarzowi przez 5 lat przybywa np. 5 tys. km. Oszust ma jednak gotową wymówkę: „a, bo wie pan, starsze auto to już więcej stoi.” Tak, jasne. I jeździ już tylko na biegu wstecznym...
Po drugie: wiele egzemplarzy odwiedza ASO tylko przez jakiś czas, a potem naprawy robią się niewspółmiernie drogie do wartości auta. Czasem ślad urywa się od razu po zakończeniu gwarancji, inne auta odwiedzają sieć dilerską jeszcze przez kilka lat, a te, które zostają pod opieką BMW do końca, też się trafiają, ale zdecydowanie rzadziej. I to głównie za granicą. Ale uwaga: z pomocą przychodzą akcje serwisowe, bo gdy coś jest do wymiany za darmo, to nagle do ASO wracają nawet leciwe egzemplarze i serwisant odnotowuje stan licznika (zostaje kwestia tego, czy ktoś po drodze już go nie cofnął).
I, wreszcie, po trzecie – w bazie serwisowej trafiają się błędy. Albo wynikają z pomyłki wpisującego, albo są tam dlatego, że ktoś przed wizytą w serwisie skorygował przebieg i w ten sposób postanowił oszustwo „zalegalizować”. W przypadku opisywanej serii 5 typoszeregu E60 w bazie też pojawia się niejasność. I to taka, przez którą łatwo ten w sumie ładny egzemplarz skreślić.
Ogłoszenie? Typowo handlarskie
Byłaby szkoda, gdyż wielu tak zadbanych i niekombinowanych „E60-ek” już na naszym rynku nie ma. Ogłoszenie? Sztampowe, typowo handlarskie,z kilkoma uroczymi błędami (np. felgi „Stailing”, a nie „Styling”, na dodatek bez kodu), do tego ze stosunkowo wysoką ceną (39 900 zł plus opłaty) jak na „piątkę” z 2008 r. i z najsłabszą wersją diesla 3.0 (525d/197 KM) pod maską. Oczywiście, termin „525d” w żadnym miejscu się nie pojawia – ze względów marketingowych sprzedawca w kilku miejscach podkreśla, że to wersja 3.0. Przecież to brzmi lepiej, jeszcze jakiś laik gotów pomyśleć, że tu pod maską mamy jakieś biedne 2.5! Na plus: piękny lakier Le Mans Blau, wersja poliftingowa, pakiet stylistyczny M, w sumie nieprzesadnie wysoki przebieg jak na ten model i rocznik (270 tys. km). No właśnie – przebieg.
Ponieważ sprzedający podaje w ogłoszeniu numer vin, to przed wyjazdem zaglądamy do bazy BMW. A tam co? Przekręt! Oto bowiem dane z trzech ostatnich przeglądów: 210 539 km (20.01.2017 r.), 283 066 km (26.01.2018 r.) i... 229 811 km (16.04.2018 r.). Wniosek – między styczniem a kwietniem 2018 r. ktoś zdjął solidne 50 tys. km. Czyli oszustwo, każdy, kto potem sprawdzi bazę BMW, powie, że kręcone. Jak zwykle...
Błąd! Dalsze śledztwo wykazało bowiem, że wspomniane wpisy pochodzą nie z serwisów dilerskich, lecz z punktów niezależnych. Być może jeden z nich nie miał sprzętu do odczytania danych z kluczyka i w ten sposób do systemu trafiła wpisana ręcznie i omyłkowo informacja o przebiegu rzędu 283 tys. km. Żeby tak było, samochód musiałby w rok pokonać 70 tys. km, co jest oczywiście wykonalne, jednak biorąc pod uwagę różnice w przebiegach między wpisami sąsiadującymi z feralnym 283 tys. – raczej nierealne. Bo nasza „piątka” regularnie robiła po kilkanaście tysięcy km rocznie, a potem nagle – ok. 70 tys. Cóż...
Zaskakująco zadbany egzemplarz
Ponadto udało nam się dotrzeć do zdjęć z ogłoszenia datowanego na styczeń 2019 r. (jeszcze w Niemczech)– wówczas na liczniku auta widniało 240 tys. km. Kolejne dowody zdające się potwierdzać autentyczny przebieg auta to książka serwisowa (jasne, można podrobić!) i dane z ostatniego badania technicznego (tzw. TÜV): 31.10.2019 „piątka” miała 261 tys. km. Oczywiście, gdyby faktycznie ktoś jednak „szafę cofnął”, to te dane też miałyby sens. Co do oględzin: lakier jest ładny, choć wymaga kilku poprawek (odpryski na masce, łuszczący się klar na zderzaku, drobne otarcia zamalowane pędzelkiem). Auto oceniamy jako bezwypadkowe, choć jedna z przednich lamp jest o dwa lata młodsza od auta (prod. w 2010 r.), wydaje się też, że ktoś podmalował lewy przedni błotnik, regulacji wymaga maska, przedni zderzak leży kiepsko i odstaje (co ciekawe, na zdjęciach z 2019 r. ten element wygląda idealnie!). To jednak kosmetyka. Markowe opony (Pirelli) – choć lepią się od plaka – mają mnóstwo bieżnika i pochodzą z lat 2018-20 (!!). Typowy handlarz czym prędzej zdjąłby takie świeże gumy i sprzedał osobno. Kolejny plus: działa w zasadzie cała elektryka (!), na czele z dociąganiem drzwi (soft close), a komputer zgłasza jedynie drobnostki.
Wnętrze? Jeśli tak wyglądałaby każda „E60-ka” oferowana w Polsce, świat byłby piękniejszy. Tak dobrze zachowanego środka w „piątce” z tych lat – patrz zdjęcia – nie widzieliśmy już dawno, co jedynie dowodzi, że jakościowo to bardzo udany model, a fatalnie poniszczone wnętrza wielu aut dostępnych na rynku wtórnym to kwestia ogromnych przebiegów i (lub) wysilonej eksploatacji. Można czepiać się jedynie drobnostek, np. poniszczona jest jedna z listew progowych z tyłu. Trochę szkoda, że nawigacja to stary typ CCC, czyli iDrive pierwszej generacji. Znacznie lepszy układ CIC wszedł do E60 dopiero w samej końcówce produkcji.
W silniku coś mocno „wyje”!
Silnik ładnie odpala, choć przy wkręcaniu na obroty słychać dziwny dźwięk przypominający wycie. Obstawiamy coś z trójki: Pompa wody, alternator, pompa vacuum. Trzylitrowy diesel nie cieknie, nie został też typowo handlarskim zwyczajem umyty. Zaskoczenie: ostatnia karteczka z wymiany oleju pochodzi z Bośni i Hercegowiny. Ostatni właściciel auta (a przynajmniej osoba widniejąca w raporcie TÜV) ma jednak typowo bałkańsko brzmiące nazwisko, kończące się na „-vić”. Zapewne oddał on auto do serwisu w trakcie pobytu w rodzinnych stronach.
Podczas jazdy próbnej po placu (auto jest nieubezpieczone) nie stwierdzamy niczego niepokojącego. Skrzynia tylko po wrzuceniu biegu wstecznego lekko szarpnęła, potem płynnie przerzucała biegi. Zawieszenie – ciche, raczej niewytłuczone. A zatem nic, tylko brać? Cóż, biorąc pod uwagę cenę (wyjściowo 39 900 zł), która po doliczeniu opłat (m.in. 18,6 proc. akcyzy) ma wynosić 43 500 zł, mamy do czynienia z drogim egzemplarzem. Jednak wobec wielu zalet cena wydaje się usprawiedliwiona. Swoją drogą, tylko sprzedający wie, jakim cudem kwota po doliczeniu akcyzy wzrasta jedynie o 3600 zł. Przebieg? Z dużym prawdopodobieństwem – realny. Choć tak naprawdę jedyną pewną odpowiedź da podłączenie komputera diagnostycznego i posprawdzanie poszczególnych modułów pojazdu.