Gdyby nie wszechobecna korozja, Przemek nie chciałby rozstawać się ze swoim Nissanem Sunny – auto jest stare i tanie, ale ciągle niezawodne. Niestety, uwaga diagnostów dała dużo do myślenia: Następnego przeglądu Sunny już nie zaliczy.
Dlatego Przemek zwrócił się do nas z prośbą o pomoc w wyborze auta. Założenia ma dość jasne – cena to kilkanaście tysięcy złotych lub nawet 25 000 zł (jeśli dana propozycja byłaby ciekawa, rozważa zaciągnięcie kredytu w wysokości 10 000 zł). Co do wyboru modelu nie ma szczególnych ograniczeń – potrzebuje samochodu o średniej wielkości, w grę wchodzą klasyczne auta kompaktowe lub nieduże vany, takie jak Note lub Touran.
Silnik? Może być diesel lub oszczędny nieduży benzyniak. Nie wyklucza też jednostki benzynowej starszej konstrukcji, która dobrze znosi gaz. Poszukiwania rozpoczęliśmy od analizy ogłoszeń znajdujących się w internecie. Ze względu na ogromną liczbę marek i modeli obejrzeliśmy wiele anonsów.
Wytypowaliśmy kilka, które postanowiliśmy obejrzeć już w realu. Nie szukaliśmy okazji, gotowi byliśmy zapłacić nawet więcej niż średnia rynkowa. Niestety, wnioski nie są budujące. Jak się okazało, znalezienie auta w dobrym stanie, z udokumentowanym przebiegiem i w pełni oryginalną karoserią nie jest łatwe.
Mimo że wybraliśmy wyłącznie egzemplarze określone jako bezwypadkowe, żaden nie miał całkowicie oryginalnej karoserii, nietkniętej ręką lakiernika. Tylko w nielicznych przypadkach sprzedający potrafili w pełni udowodnić historię serwisową.
Nawet w opisanej w galerii Almerze (jej stan budził największe zaufanie) odkryliśmy, że silnik był wcześniej uszkodzony. Niestety, często zapowiedzi sprzedających nie pokrywają się z rzeczywistością – oglądany Hyundai i30 (miał być idealny i bezwypadkowy) okazał się największym rozczarowaniem (powtórne malowanie, gdzieniegdzie szpachla i wysoka cena).
Polski rynek pojazdów używanych cały czas, niestety, czeka na ucywilizowanie – jest na nim miejsce na gorsze auta, ale ich ceny powinny być adekwatne do stanu. Nasza rada: zawsze sprawdzajcie wszystko, co tylko się da!
Galeria zdjęć
Nissan Sunny świetnie sprawował się prawie 9 lat. Niestety, zaawansowana korozja sprawiła, że auto nadaje się już tylko do kasacji.
Dziesięcioletni kompakt zawsze serwisowany w ASO? Brzmi niewiarygodnie, ale to prawda – w Almerze w stacji Nissana wymieniono hamulce, elementy zawieszenia, a nawet zmieniano opony! Dzięki temu przebieg 121 tys. km można potraktować jako w pełni potwierdzony. Mniej więcej 30 tys. km temu zmieniono także rozrząd. Okazało się też, że w tym roku auto zostało przywiezione do warsztatu na lawecie z... awarią silnika. Tej naprawy jednak nie wykonano już w AS0. Choć mamy pewne podejrzenia, nie potrafiliśmy stwierdzić, co się zepsuło, a tym bardziej – jak zostało naprawione. Szkoda, bo poważnie zastanawialiśmy się nad zakupem. Można by nawet przeboleć to, że jednostka 1.5 dCi z wtryskiem Delphi raczej nie wróży bezproblemowej eksploatacji. Do ceny trzeba by też doliczyć koszt profilaktycznej wymiany panewek. Poza tym auto było warte uwagi: zadbane wnętrze, oryginalne szyby. Kilka pomalowanych elementów karoserii wskazuje raczej tylko na szkody parkingowe niż poważne naprawy powypadkowe. Nawet silnik (naprawiony czy wymieniony?) równo pracuje. Ryzyko jednak jest spore.
Ładnie utrzymane wnętrze. Wyposażenie? Przeciętne – klimatyzacja manualna, tylne szyby na korbki.
Tapicerka bez zniszczeń. Fotel kierowcy z regulacją wysokości. Pozycja za kierownicą – jak w Sunny.
To nam się podoba - Potwierdzony przebieg, ciągłość serwisowania w ASO, bardzo ładny stan techniczny, nieźle utrzymane nadwozie. To nam się nie podoba - Auto miało naprawiany (wymieniony?) silnik, jednostka 1.5 dCi nie gwarantuje taniej eksploatacji (możliwe awarie).
Może zamiast klasycznej Almery podwyższony Note – namiastka vana? Ogłoszenie było zachęcające: osoba prywatna, stan perfekcyjny, auto naprawdę zadbane. Co zobaczyliśmy na miejscu? Trafiliśmy do komisu, cena na aucie była inna niż w ogłoszeniu (niższa). Stan Note’a może i nie jest zły, ale do perfekcji daleko. Przede wszystkim wątpliwości budzi bezwypadkowość – wiele pomalowanych elementów. Reflektory to tanie zamienniki, co każe zastanowić się nad zakresem i jakością naprawy. Pod maską sporo miejsc zaatakowanych przez korozję – okolice gwintów nie wyglądają dobrze, podobnie jak obudowa komputera. Przebieg 159 tys. km byłby do zaakceptowania, gdyby tylko dało się go potwierdzić – sprzedawca twierdzi, że Nissan do ASO jeździł „pewnie na gwarancji”. Na kołach założone chińskie opony, a dodatkowy komplet zimówek (jedna para innej marki, druga – innej) był daleki od ideału. Choć Nissanowi z grubsza nic nie dolegało, to jednak wątpimy w to, że jest to auto godne polecenia – za dużo niedoróbek, żeby powiedzieć o nim: perfekcyjny. Cena nieco wyższa niż wskazania Eurotaxu.
Estetyczne wnętrze, na desce rozdzielczej nie widać śladów większego zużycia. Klimatyzacja manualna.
Silnik 1.4 to podstawowa jednostka benzynowa. Moc 88 KM jest jednak wystarczająca. Łańcuch rozrządu.
Reflektory TYC to zamienniki z dolnej półki cenowej.
To nam się podoba - Funkcjonalne wnętrze (dużo miejsca na tylnej kanapie), oszczędny i trwały silnik (niskie koszty eksploatacji). To nam się nie podoba - Brak potwierdzenia przebiegu, sporo elementów pomalowano, liczne ślady korozji pod maską.
Na szczęście do warszawskiego komisu Hyundaia zajechaliśmy przypadkiem, licząc na to, że może będą tu nieco droższe, ale pewne auta. W naszym przedziale cenowym stało tylko jedno i30. Rzeczywiście, nie było tanie, spodziewaliśmy się więc idealnego egzemplarza. Jak się okazało, Hyundai ma wiele elementów pomalowanych i szpachlowanych, zaś na szybach widać… gruby zielony osad. Wnętrze już przez szybę wygląda mało zachęcająco. Zaskakująca była jednak wizyta u sprzedawcy (pofatygowaliśmy się do salonu, bo na plac nikt nie przyszedł) – pracownik od razu dał do zrozumienia, że nie jest to dobre auto. Poinformował, że było naprawiane i nie ma możliwości potwierdzenia przebiegu. Na tym rozmowa się zakończyła, nie padła propozycja np. obniżenia ceny. Pytanie: po co auto tam stoi? Nie wiemy. Jeszcze bardziej zdziwiła nas treść ogłoszenia, które później znaleźliśmy w internecie. Nie mogliśmy uwierzyć, że chodzi o ten sam samochód – miał być co prawda sprowadzony, ale bezwypadkowy, zadbany i od 1. właściciela. W domyśle wyobrażamy sobie więc również pełną historię przeglądową.
Tak wygląda kierownica w Hyundaiu, który przejechał rzekomo 120 tys. km. Wytarcie wskazuje na więcej.
Ile musi stać samochód, żeby pokrył się zielonym nalotem? Dlaczego nikt go nie umyje?
To nam się podoba - W miarę tani, ciekawy kompakt, silnik 1.6 CRDi/90 KM jest dość ekonomiczny, prawdziwe informacje w komisie. To nam się nie podoba - Brak historii serwisowej, niepewny stan nadwozia, zaniedbane, wysłużone wnętrze, słabe zaangażowanie sprzedawcy.
Oglądana Honda Jazz to wyjątek potwierdzający regułę, że lepiej wcześniej obejrzeć oferty w internecie, a dopiero potem wybrać się na oględziny konkretnych propozycji. Przypadkowo znaleziony w komisie Jazz wyglądał jednak dość interesująco. Komisanci od razu poinformowali, że samochód miał niedużą stłuczkę. Jeszcze przed przywiezieniem auta do Polski w bok wjechał skuter – są zdjęcia sprzed naprawy. Podczas pomiarów lakieru dodatkowo wykryliśmy pomalowaną klapę tylną, ale na większości blach lakier jest oryginalny. Auto nieźle wygląda też pod względem mechaniki – jeśli przebieg jest prawdziwy, to nic w tym dziwnego, bo Honda Jazz po 100 tys. km nie powinna zaskakiwać awariami. Ponieważ Jazz to maluch segmentu B, nieźle oceniamy wyposażenie: klimatyzacja, potężny szklany dach, alufelgi, tempomat. Jak na auto z 2010 r. cenę trzeba uznać za akceptowalną – Eurotax sugeruje nawet nieco wyższe wartości. Przemek nie zdecydował się jednak na Jazza, przydałaby się bowiem pełna znajomość historii auta z górnego założonego zakresu cenowego, poza tym wnętrze jest nieco za małe.
Przyjemna deska rozdzielcza, w porównaniu z autami segmentu B możecie liczyć na wysoką jakość.
Niewielki wybór: w modelu Jazz montowano tylko benzyniaki 1.2 lub 1.4. To bardzo trwałe jednostki.
To nam się podoba - Niezły stan techniczny samochodu: zarówno nadwozia, jak i mechaniki, silnik niemyty, ale czysty i dobrze pracuje. To nam się nie podoba - Stosunkowo wysoka cena zakupu, brak udokumentowanej historii (samochód sprowadzony).
Samochód znaleźliśmy przypadkiem, gdy jeździliśmy po warszawskich komisach – stał przy drodze, na stacji LPG. Przemek takie auto chętnie widziałby w garażu, ale zazwyczaj są to drogie egzemplarze: przedliftingowe (z 2006 r.) wycenia się na 20 000-25 000 zł, poliftingowe z tego samego rocznika – nawet na 30 000 zł. Cena na kartce to zaledwie 13 400 zł – okazja czy uszkodzone auto? Sytuacja dość szybko się wyjaśniła. Touran z dieslem 1.9 TDI został sprowadzony z Niemiec, gdzie jeździł jako taksówka. Po około 2 latach, z przebiegiem niespełna 90 tys. km, trafił do Polski i miał tu dwóch właścicieli. Podany przebieg to 240 tys. km, choć na jego potwierdzenie nie ma dowodów. Odstrasza z pewnością typowy dla taksówek kolor. Poza tym auto jest zaniedbane: uszkodzone uszczelki, porysowane plastiki, rozprucia na szwach tapicerki, zaolejony silnik. Przekładnia DSG bywa źródłem wydatków, ale w tym Touranie pracowała prawidłowo. Wniosek: to dobry pojazd dla kogoś, kto ma trochę czasu i chętnie kupi gorszy egzemplarz, żeby go samodzielnie dopieścić. Przemek nie ma jednak na to ani czasu, ani ochoty.
W kokpicie i na tapicerce sporo uszkodzeń – wnętrze słabo znosi czas. Uchwyt do telefonu już niepotrzebny.
To pięcioosobowa wersja samochodu, są też odmiany dla 7 osób. Trochę zniszczone stalowe koło zapasowe.
Touranem przyjemnie się jeździ, ale uchodzi on za dość usterkowy pojazd. Ten egzemplarz jest tani, ale do poprawek.
Ksenony są niefabryczne. Trzeba poprawić mocowanie.
Niestety – jeśli chcecie kupić dobre auto, nawet przepłacając za nie, to lista ofert znacząco się kurczy. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, żeby za duże pieniądze nie nabyć kiepskiego auta. Nasze dotychczasowe poszukiwania nie przyniosły rezultatu.