Logo
UżywaneKlasa super

Klasa super

Autor Adam Jamiołkowski
Adam Jamiołkowski

Mercedes klasy S, szczególnie w wersji 600, to pojazd szczególny. Sygnalizuje, że jego właściciel dotarł na szczyt społecznej hierarchii, przynajmniej pod względem finansowym, i stać go na wydatki, które nie zawsze pozostają w rozsądnej proporcji do wynikających z nich korzyści.

Klasa super
Zobacz galerię (3)
Auto Świat
Klasa super

Gdy ktoś ma naprawdę duże pieniądze, bez problemu może kupić Porsche, jeśli lubi auta sportowe albo na przykład pojazd sportowo-rekreacyjny. Mercedesa z natury rzeczy wybiorą ludzie o raczej zachowawczych upodobaniach. Model W 140 idealnie dopasowano do ich gustów. Nie znajdziemy w nim żadnych ekstrawagancji, które mogłyby odstręczać potencjalnych nabywców (dla kontrastu przypomnijmy choćby przednie lampy obecnej klasy S, których mimo upływu czasu wciąż nie chce zaakceptować wielu wielbicieli niemieckiej marki). Sylwetka i detale zdobnicze tego auta idealnie pasowały do przyzwyczajeń nabywców wcześniejszych modeli tej marki.Zwany transporteremJednak ta właśnie generacja klasy S była potężniejsza niż kiedykolwiek - często napotkać można mało zachęcające porównania z transporterem opancerzonym (którym zresztą ten samochód naprawdę bywał w swych specjalnych wcieleniach). Wielkość auta bezpośrednio przekłada się na obszerność kabiny pasażerskiej. Tu nikomu nie będzie ciasno. Nawet gdy za kierownicą siądzie dwumetrowy ochroniarz i dostosuje położenie fotela do własnych wymagań, to z tyłu (a tam właśnie podróżują w Mercedesie tej klasy pasażerowie pierwszej kategorii) miejsca będzie i tak dość. Siedzi się po prostu jak na tronie. I chyba tylko chęcią zadawania jeszcze większego szyku wytłumaczyć można fakt, że od początku produkcji oferowana była także przedłużona wersja auta o rozstawie osi i długości nadwozia większych o 10 cm, przy czym dodatkowe centymetry w całości wykorzystane zostały do zwiększenia przestrzeni na nogi pasażerów tylnej kanapy. Samochody o wyróżniku 600 SEL (po zmianie oznaczeń S 600 Lang) znajdowały nabywców przede wszystkim wśród tych, którym nie wypada siedzieć zbyt blisko kierowcy...Słoń czy motylTrzeba nie byle jakiego silnika, by sprawnie wprawiać w ruch nadwozie o masie grubo przekraczającej 2 tony. Model 600 SE był porównywany ze "słoniem, który nauczył się latać". 12-cylindrowa jednostka (408 KM, od jesieni 1992 r. 394 KM) daje autu lekkość pozwalającą łatwo pozostawić z tyłu większość ospoilerowanych, pomalowanych na jaskrawe barwy samochodów o dumnych oznaczeniach Sport czy GT. Jednak - uwaga! - to nie jest auto do sportowej jazdy. Jeśli ktoś chce być właścicielem pojazdu tej klasy zorientowanego na przyjemność prowadzenia, powinien raczej poszukać wozu ze znakiem BMW na masce. Mercedes, nawet gdy jedzie szybko, usypia czujność kierowcy. Wyraźnie skłania się ku dostojeństwu, a nie sztubackiemu skakaniu z pasa na pas. Jego układ kierowniczy robi wrażenie reagującego z opóźnieniem na ruchy kierowcy. I wreszcie - co ważne - trzeba pamiętać, że choć zawieszenie jest doskonałe, to praw fizyki nie można oszukać. Po zbyt szybkim wjeździe w ciasny zakręt siła odśrodkowa, szczególnie na śliskiej nawierzchni, może spłatać groźnego w skutkach figla. Klasa S pozostaje za to bezapelacyjnie liderem w kategorii komfortu. Auto wydaje się unosić nad jezdnią i jej nierównościami, a atmosfera w kabinie, której ton nadają obicia ze skóry i drewniane elementy wykończenia, mile łechce próżność pasażerów.Wersja 600 SE była seryjnie wyposażana w większość elementów oferowanych opcjonalnie w tańszych odmianach. Nie warto rozpisywać się o klimatyzacji czy fotelach z pamięcią ustawień. Dość wspomnieć, że już w 1995 roku w standardzie znalazły się czujniki parkowania i układ ESP, w 1996 roku czujnik deszczu, a rok później - asystent hamowania awaryjnego. Tanio nie będzieDecydując się na poszukiwanie klasy S z początku lat 90., trzeba zdawać sobie sprawę, że ciężko będzie o egzemplarz z przebiegiem mniejszym niż 200 tys. km, a wiele przejechało dużo więcej. W autach z początkowego okresu produkcji były kłopoty z elektroniką współpracującą z pedałem gazu (kontrola trakcji). W większości dokonano już zapewne napraw usuwających problem. Dziś bardziej przykry w skutkach może być zakup auta ze zużytym zawieszeniem. Jeśli będzie chodzić o łącznikprzedniego stabilizatora czy sworznie zwrotnicy, to mały kłopot, ale już wybite dolne mocowania tylnych amortyzatorów w autach z układem samopoziomowania nadwozia (seryjny w 600 SE) zapowiadają poważniejsze wydatki. Na pewno najrozsądniej będzie przed zakupem ocenić stan techniczny auta, jeśli nie w ASO, to przynajmniej w warsztacie specjalizującym się w naprawach Mercedesów. Pozwoli to uniknąć rozczarowań. Oryginalne części zamienne kosztują drogo. Są i tańsze zamienniki, ale nie do skomplikowanej aparatury wtryskowej czy zapłonowej modelu 12-cylindrowego.

Autor Adam Jamiołkowski
Adam Jamiołkowski
Powiązane tematy: