Mało kto spodziewał się, że Subaru XV 2.0D, które w czerwcu 2012 r. rozpoczęło test długodystansowy, spotka się z tak chłodnym przyjęciem. Już po pierwszych przejażdżkach w dzienniku pokładowym pojazdu pojawiły się słowa krytyki.
Co oni zrobili z wyciszeniem kabiny! Przecież to auto brzmi jak spychacz! – wściekał się jeden z redaktorów, który kilka miesięcy wcześniej testował Legacy z tym samym 147-konnym wysokoprężnym bokserem i uznał ten silnik za kulturalny napęd. Czy to ma być ładne? – spytał inny redaktor, gdy spojrzał na kokpit wykonany z kiepskich tworzyw, których raczej nie spodziewał się w aucie za nieco ponad 30 000 euro (do dziś w Polsce obowiązuje cennik w euro, a nie w złotówkach). Słabe opinie zebrało też nieharmonijne zawieszenie. XV ma być sportowe czy komfortowe? – zastanawialiśmy się.
Nikt się tego nie spodziewał!
Jednak nie sama fala krytyki spłynęła na Subaru. Niektórzy kierowcy z miłości do marki potrafili wiele autu wybaczyć. Łoskot silnika, tanie plastiki, drewniane zawieszenie – to wszystko mi nie przeszkadza – taki oto wpis wielbiciela marki pojawił się w książce wozu. – Przecież to Subaru i jestem pewien, że to auto za 20 lat też będzie sprawnie funkcjonować.
Niestety, 24 miesiące i 100 tys. km później dowiedzieliśmy się już, że redakcyjny kolega nie miał racji. Gdy XV zostało wypatroszone w obecności eksperta Dekry, gorzka prawda ujrzała światło dzienne. Górne części tłoków pierwszego i trzeciego cylindra były stopione aż do krawędzi, a na ścianach cylindrów widniały wyraźne rysy. Jeszcze kilka tysięcy kilometrów i bokser zostałby znokautowany. To pewne jak amen w pacierzu!
Zaczęliśmy więc szukać źródła problemu. Okazało się, że we wspomnianych cylindrach (1. i 3.) dawka wtryskiwanego paliwa w trakcie pracy silnika pod częściowym obciążeniem różniła się od ilości, jaka powinna być dostarczana. Przypuszczamy, że nieprawidłowy proces spalania spowodował oblepienie dysz wtryskiwaczy, które w wyniku tego niewłaściwie rozpylały paliwo.
Odkryte przez nas usterki w zespole napędowym nie są dla Subaru powodem do dumy, a – co gorsza – nie były jedyne! Pierwsze poważne wystąpiły już po przejechaniu 52 139 km. Spaliło się sprzęgło, co na dobre unieruchomiło pojazd. Zaskoczenie? Nie do końca, gdyż to typowa awaria napędu diesla Subaru.
Co więcej, podczas demontażu XV po 100 tys. km okazało się, że nowe sprzęgło było już na krańcu swej wytrzymałości i za kilka, a na pewno kilkanaście tysięcy km konieczna byłaby jego wymiana. Zdumiewające, bo auto nie było nadmiernie obciążane, np. holowaną przyczepą czy jazdą w trudnym terenie.
Ma efektywny napęd, ale...
Od czasu do czasu wypuszczaliśmy się jedynie na wycieczkę w niezbyt trudny teren, co akurat nie powinno sprawiać żadnego problemu pojazdowi ze stajni Subaru, wytrawnego producenta napędów 4x4. Zapach spalenizny bardzo szybko jednak nas niepokoił. Oznaczało to bowiem, że sprzęgło nie radzi sobie z momentem obrotowym silnika.
Za to nasz „maratończyk” pokazał, że doskonale czuje się na autostradach. To właśnie po drogach szybkiego ruchu w kilku europejskich krajach XV przejechało większość ze 100 tys. km. Mimo ciężkiej nogi testujących kierowców średnie spalanie z całego testu wyniosło ok. 8 l/100 km (na odcinku pomiarowym – 6,8 l/100 km), co z pewnością ucieszy użytkowników nie mniej niż żywiołowo reagujący na gaz silnik i wygodna pozycja za kierownicą!
Komputer żył własnym życiem.
Od połowy aż do zakończenia testu kierowcy uskarżali się na skrzypiące oparcie fotela. Coraz częściej też utyskiwali na nawigację i poważne pomyłki komputera pokładowego. Tak było np. z fałszywym alarmem po przejechaniu 18 530 km – komputer zasygnalizował niedostateczną ilość oleju w silniku. Tymczasem kontrola wykazała, że jego poziom nie spadł jeszcze poniżej minimum.
Wielokrotnie też komputer sygnalizował defekty regulatora dynamiki jazdy, a raz na krótko wyłączył wspomaganie kierownicy. Jakieś tajemne siły rozwiązały jednak wszystkie problemy i obyło się nawet bez wyłączania silnika. Najedliśmy się tylko trochę strachu. W kategorii „długodystansowa jakość” XV również nie trzymało poziomu, co testujący zauważyli już po 30 tys. km. Nawet nasz wielbiciel marki zanotował z dezaprobatą: piski, trzaski, klekoty – auto sprawia wrażenie, jakby przejechało przynajmniej dwa razy tyle, niż ma na liczniku.
Skąd dobiegały te dźwięki, dowiedzieliśmy się po demontażu. Wyściółki w komorze jednostki napędowej oraz wykładziny w kabinie zostały wyjątkowo niedbale przymocowane plastikowymi klipsami. W miarę upływu czasu klipsy się poluzowały i zaczęły skrzypieć. To był prosty błąd montażowy.
Niestety, gdy porównaliśmy nasz samochód z nowym autem, okazało się, że wcale nie jest lepiej. Ekspert Dekry zakwestionował też antykorozyjną ochronę modelu – w wielu miejscach pojawiły się niewielkie ogniska rdzy. To na razie jedynie kosmetyczny problem, ale z czasem... Do tego dochodzi jeszcze kwestia wizerunku marki – rdza w dwuletnim aucie to wstyd!
Jakby tego było mało, w trakcie jazdy naszym XV do hali, w której mieliśmy rozebrać je na części, zawiódł układ klimatyzacji (wypełniony niebezpiecznym czynnikiem R1234yf). Warto zaznaczyć, że temperatura na zewnątrz wynosiła wówczas 30ºC. No cóż, powiemy szczerze: nie zapałaliśmy gorącą miłością do XV. Problemy trapiły nas często i namiętnie. Mieliśmy wrażenie, że ten samochód ma cały czas pod górę...
Usterki i koszty
- 18 350 km: ostrzeżenie przed zbyt niskim stanem oleju. Fałszywy alarm – poziom w normie.
- 52 139 km: awaria sprzęgła usunięta na gwarancji – w Polsce importer rzadko kwalifikuje tę usterkę do świadczeń gwarancyjnych.
- 60 910 km: ostrzeżenie przed zbyt niskim stanem oleju. Fałszywy alarm – poziom w normie.
- 72 911 km: wymiana żarówki w prawej lampie stopu (78 zł).
- 76 826 km: wymiana tarcz i klocków hamulcowych z przodu (1370 zł).
- 86 380 km: krótkotrwała awaria nawigacji GPS.
- 88 270 km: wymiana szyby (przód) po uderzeniu kamienia.
- 92 700 km: wymymiana żarówki oświetlającej tablicę rejestracyjną (12 zł).
Zobacz, co jeszcze wykryliśmy i w jakim stanie były podzespoły Subaru XV po rozebraniu auta na czynniki pierwsze!