Białe Volvo 144 trafiło w ręce Tomka Lewandowskiego trochę przez przypadek. Szukał jakiegoś samochodu do codziennej jazdy – niezawodnego youngtimera, koniecznie pojemnego kombi. Wybór padł na Volvo 240, ale podczas przeglądania ofert Tomek natknął się na ofertę sprzedaży ładnego 144. Samochód od kilkunastu lat był w rękach drugiego właściciela (pierwszym był jubiler z Krakowa, który kupił auto w salonie w Szwecji), pasjonata motoryzacji, w stanie „wsiąść i jechać”, z odświeżonym lakierem (oryginalny został na słupkach i dachu) i rzeczywistym przebiegiem 178 tys. km. Tomek pojechał na drugi koniec Polski, a na miejscu okazało się, że samochód na żywo robi jeszcze lepsze wrażenie. Decyzja zapadła.
Chociaż celował w młodszy model, to serii 140 bez problemu można używać do codziennej jazdy, w przeciwieństwie do Amazona, którego zastąpiła. W latach sześćdziesiątych ten nowy model Volvo był jedną z najnowocześniejszych konstrukcji, prezentując zarówno całkowicie nową dla firmy stylistykę (która stała się charakterystyczną cechą na kilka kolejnych dziesięcioleci), jak i poziom bezpieczeństwa.
Prace nad projektem P660 rozpoczęły się w roku 1960 pod kierownictwem Jana Wilsgaarda, spod jego ręki którego przez 40 lat pracy w Volvo wyszły m.in.: Amazon, seria 140 czy najpiękniejszy model szwedzkiej marki – P1800ES. Wilsgaard otrzymał zadanie stworzenia nadwozia zrywającego z dotychczasową stylistyką. Pierwsze dwa prototypy zaprezentował w roku 1961. Równocześnie swoje propozycje przestawiły studia Ghia oraz Frua, ale ostatecznie zaakceptowano projekt rodzimy i na jego bazie prowadzono dalsze prace. W kolejnym roku Wilsgaard przedstawił trzeci prototyp, bardziej zbliżony do wersji finalnej (zniknęły z niego między innymi skrzydła na przednich i tylnych błotnikach). Zapadła decyzja o wdrożeniu projektu, przemianowanego na P1400, do produkcji w roku 1966.
Opracowano trzy wersje nadwozia, a także przyjęto nową nomenklaturę: pierwsza cyfra oznaczała serię, druga – ilość cylindrów w silniku a trzecia – liczbę drzwi. Zgodnie z tym nowe modele serii 140 oznaczone były kolejno: 142 dwudrzwiowy sedan, 144 – czterodrzwiowy sedan, 145 – kombi.
Oprócz nowoczesnego designu nowa rodzina Volvo była innowacyjna jeszcze pod jednym względem, w zasadzie od tego należałoby zacząć charakterystykę tych modeli: bezpieczeństwo. Zastosowano szereg nowatorskich rozwiązań, które znacząco podniosły jego poziom, za co nowy model w roku 1966 otrzymał w Szwecji tytuł Samochodu Roku oraz złoty medal Szwedzkiego Stowarzyszenia Samochodowego za innowacyjny układ hamulcowy. W modelach 140 po raz pierwszy zastosowano strefy kontrolowanego zgniotu z przodu i z tyłu,do tego bezpieczną, łamaną kolumnę kierownicy, nowe pasy bezpieczeństwa.
Jednak najważniejszym elementem był wspomniany układ hamulcowy. Zastosowano konstrukcję dwuobwodową, która w przypadku uszkodzenia jednego z nich w dalszym ciągu zapewniała 80 procent siły hamowania. Także w razie uszkodzenia któregoś z kół, pozostałe trzy w dalszym ciągu hamowały. Nawet dzisiaj ten samochód sprawnie radzi sobie w ruchu miejskim, nie dostarczając kierowcy nadmiaru negatywnych wrażeń.
Pod maską tego egzemplarza pracuje najsłabsza jednostka dwulitrowa, 90-konna, o oznaczeniu B20A. Zasila ją pojedynczy gaźnik Zenith-Stromberg (były jeszcze wersje z podwójnym gaźnikiem oraz z wtryskiem). Mimo to mocy jest aż nadto – auto płynnie przyspiesza, niezależnie czy jedzie tylko z kierowcą, czy kompletem pasażerów, po płaskim czy pod górkę – nie robi mu to różnicy, nie trzeba redukować, wystarczy zapiąć „czwórkę” i jechać. No właśnie, „czwórkę”...
W serii 140 występowały dwa rodzaje czterobiegowych skrzyń manualnych M40 oraz M41, z nadbiegiem. I właśnie tego nadbiegu brakuje w tym egzemplarzu. Samochód bardzo sprawnie się rozpędza, ale jadąc na czwartym biegu z prędkością 100 km/h ma się wrażenie, że to „trójka”. W sytuacji kiedy silnikowi po prostu brakuje mocy, nie ma się czym frustrować, ale gdy mocy jest jeszcze spory zapas, ale skrzynia już się kończy...
Na bazie serii 140 powstał model 164 – bardziej luksusowa wersja, wyłącznie jako czterodrzwiowy sedan. W stosunku po 144 miała zmieniony przód, bogatsze wyposażenie (skórzana tapicerka, która w serii 140 występuje sporadycznie) oraz trzylitrowy, sześciocylindrowy silnik o oznaczeniu B30 – w praktyce była to jednostka dwulitrowa z dołożonymi dwoma cylindrami. Model produkowany był rok dłużej niż seria 140.
Volvo 144 doskonale sprawdza się jako auto do codziennej jazdy, pomimo że ma niemal pół wieku na karku. Poprzedni właściciel, Piotr Krupa, wprowadził w nim kilka modyfikacji. Przede wszystkim założył szersze felgi, bo na fabrycznych, wąskich oponach auto traciło na atrakcyjności. Na tych samochód wygląda lepiej, szczególnie po delikatnym obniżeniu zawieszenia. Wprawdzie na seryjnych kołach bardzo dobrze się prowadziło i zapewniało wysoki komfort na drogach kiepskiej jakości, ale ponieważ miało służyć jedynie do okazjonalnych przejażdżek i cieszyć oko,
Piotr zdecydował się na zmianę. Wymienił także kierownicę na akcesoryjną, którą w tamtych latach można było kupić w salonie jako wyposażenie dodatkowe – oryginalne ma ogromną średnicę. Z racji braku wspomagania manewrowanie na parkingu z mniejszą kierownicą przysparza trochę problemów, ale podczas jazdy ta o wiele lepiej leży w dłoniach. Oprócz tego w miejscy oryginalnych lamp (z tradycyjnymi „bańkami”) znalazły się reflektory H4. Wszystkie zmiany miały na celu uatrakcyjnienie wyglądu auta i poprawę funkcjonalności, a oryginalne podzespoły leżą zapakowane w kartonie.
Prezentowany model pochodzi z początkowego okresu produkcji – rocznik 1968. Niestety, z autami z pierwszych lat był pewien problem: zanim seria 140 przyjęła ostateczny wygląd, przez 2-3 lata powstawały modele, które umownie można uznać za formę przejściową między Amazonem, a ostateczną wersją 144. Modele te różniły się zastosowanymi elementami jak na przykład chłodnice, listwy, klamki czy inne drobne elementy. Niektóre pochodziły z Amazona, chociaż czasem i te nie pasowały. Stwarza to problemy z dostępnością części, na przykład zdobycie listew bocznych do tego egzemplarza graniczy z cudem.
Decyzja o kupnie była szybka, chociaż Piotr, w rękach którego Volvo było kilkanaście lat, miał ogromny sentyment i niechętnie chciał się z samochodem rozstać – w pewnym momencie nawet się rozmyślił. Finalnie Tomek kupił je, ale auto w takim stanie i z takim przebiegiem zamiast służyć jako samochód do jazdy na co dzień, wylądowało w garażu jako kolejny eksponat w kolekcji. Poszukiwania klasyka do codziennej jazdy trwają...
Materiał pochodzi z archiwalnego wydania Auto Świat Classic. Zachęcamy do lektury najnowszego numeru.