Firmy robią to wszystko dla bezpieczeństwa swoich drogich klientów i – rzecz jasna – aby samochody spełniały coraz bardziej rygorystyczne wymagania w zakresie bezpieczeństwa biernego i mogły otrzymać 5 gwiazdek w testach zderzeniowych NCAP. Niestety, w efekcie poprawiania bezpieczeństwa biernego, co udaje się znakomicie, maleje bezpieczeństwo czynne. Samochód lepiej znosi wypadki, ale jest na nie bardziej narażony. Dlaczego tak się dzieje? Bo kierowca widzi mniej, a w takiej sytuacji występuje większe ryzyko potrącenia przechodnia czy wjechania pod inny samochód. Na parkingu zaś nawet osoby o dobrej orientacji przestrzennej zarysowują zderzaki i tłuką lampy, bo po prostu cofają na ślepo. W wielu samochodach przez tylną szybę nie widać prawie nic, a i z widocznością „krótkodystansową” do przodu jest źle. Co robić? Nie pozostaje nic innego, jak zorganizować sobie pomoc elektroniczną. Dobrze dobrany pomocnik parkingowy przyda się każdemu, nie tylko kobiecie i nie tylko początkującym! Przykazanie pierwsze: nie kombinuj za bardzo! czujniki wspomagające parkowanie, informujące kierowcę o odległości od przeszkody powinny być wysokiej jakości, ale nie muszą mieć rozbudowanych wyświetlaczy. Te ostatnie nie szkodzą, ale informacja akustyczna to podstawa. Przekonał się o tym niejeden pechowy nabywca Nissana Primery z kamerą ułatwiającą cofanie, ale bez czujników odległości z brzęczykiem. Tylko w naszej redakcji „poległo” kilka tylnych zderzaków Primery z tego powodu, że kierowca wspomagany kamerą jest mniej czujny, a wieczorem lub w nocy obraz jest niewyraźny i łatwo przeoczyć przeszkodę. Jeśli jednak ktoś chce kamerę – nic prostszego! Odpowiedni zestaw da się założyć do każdego auta. Tyle że porządne urządzenie oprócz kamery ma cztery normalne czujniki odległości, więc poza tym, że na ekraniku widać, co się dzieje za naszym tylnym zderzakiem, to słychać także sygnał ostrzegający o niebezpiecznym zbliżeniu się do przeszkody. Cena? Sam zestaw kosztuje 1000-1100 zł, ale wraz z montażem może być nawet dwa razy droższy (w autoryzowanym serwisie nawet 4 razy droższy!). Przy odrobinie zdolności da się jednak całość założyć samemu. Nie ma tam żadnych szczególnych utrudnień, czasem trzeba tylko zdejmować zderzak i przeprowadzać okablowanie. Osoby parkujące samochód w ciasnym garażu podziemnym mogą być zainteresowane czujnikami montowanymi z przodu. Proste zestawy czujników (zarówno na przód, jak i na tył) to wydatek zaledwie kilkuset zł wraz z montażem. Jeśli cena nie jest wygórowana, warto takie zestawyzamawiać wraz z nowym autem. Wówczas możemy liczyć na wkomponowane włączniki, choć funkcjonalność jest taka sama jak zestawów akcesoryjnych.Aby poprawić widoczność w czasie jazdy, do samochodów montuje się kamery termowizyjne – na razie za słoną dopłatą i tylko w autach luksusowych, ale kto chce, za nieco ponad 10 tys. zł może ją mieć w dowolnym aucie. Kamera daje czarno-biały obraz i „widzi” w nocy tak dobrze jak w dzień. Na ekranie zobaczymy ludzi lub zwierzęta wychodzące na drogę 400 m przed autem, na długo zanim zdołamy je wypatrzyć. Wątpliwości budzi tylko zdolność człowieka do patrzenia jednocześnie na ekran i na drogę: po prostu nie jest to możliwe, bo soczewka oka – tak samo jak obiektyw aparatu – może ustawić ostrość na obiekty położone albo blisko, albo daleko. Możemy więc na ekran zerkać tylko co jakiś czas. Osoby, które lubią inwestować w elektronikę, powinny dążyć do zunifikowania systemu. Jeśli mamy w aucie wnękę na radio 2 DIN, możemy np. kupić radio z ekranem LCD i opcją podłączenia kamery. Taka jednostka multimedialna zyskuje nowe funkcje: na ekranie można w razie potrzeby wyświetlać obraz z kamery cofania, nawigacji GPS albo – tu opcja dla wyjątkowych amatorów techniki – z kamery termowizyjnej. Jednak i tu wracamy do tezy wyjściowej – dla bezpieczeństwa i wygody wystarczą najprostsze rozwiązania. Kamera termowizyjna nie zastąpi dobrej widoczności i dobrze przemyślanego wzornictwa nadwozia, a kamera należąca do zestawu czujników parkowanianiewiele nam pomoże, jeśli nie ma wsparcia zwykłych czujników odległości i brzęczyka. Niektóre nowe samochody potrafią już (prawie) same zaparkować, ale tylko wzdłuż ulicy. Technika może też zawodzić, o czym przekonali się kilka lat temu menedżerowie Mercedesa, gdy podczas prezentacji automatycznych hamulców wielki Actros z impetem zmiótł z płyty lotniska nową klasę E. Na razie kierowcy górą!