Dlatego właśnie dosyć długo zbierałem się, żeby wspomnieć moje spotkania z niemiecką motoryzacją. Ale teraz dostaniecie za to małe Niemcy w pigułce, czyli dwa w jednym. Dwa zupełnie inne samochody, które mają jednak wiele wspólnego. Wbrew pozorom. Te dwa samochody to Audi A1 Sportback w wersji Comfot i Volkswagen Passat w wersji Comfortline. Nie bez przyczyny wybrałem auta o podobnych parametrach silnikowych, choć jeden z nich to benzyna, drugi to traktor, czyli Diesel.

Możecie powiedzieć, że nie ma sensu porównywać takich silników, bo to zupełnie inna technologia. I oczywiście będziecie mieli dużo racji. Ale jeśli spojrzymy na parametry, jednak kilka rzeczy, które można do siebie porównać, na pewno się znajdzie.

Audi A1 Sportback w wersji Comfort wyposażone jest w benzynowy silnik 1.4 TFSI o mocy 125 koni mechanicznych. Oczywiście turbodoładowany. Passata napędza dieslowska jednostka 1.6 TDI produkująca 105 koni. Zarówno Audi jak i Passat to manualna, 6-biegowa skrzynia.

Audi jest jednak samochodem niewielkich rozmiarów, który raczej nie nadaje się na numer „1” w rodzinie. Zgrabne, miejskie auto. Bulwarowiec. Supermarketowy wojownik. Takie było pierwsze wrażenie. Drugie – po otwarciu drzwi – było podobne. Niewiele (acz wystarczająco na miejskie przejażdżki) miejsca wewnątrz kabiny, bagażnik, w którym trudno będzie spakować się dużej rodzinie na wakacyjne wojaże. Więc pozostajemy przy przekonaniu, że Audi A1 nadaje się na samochód numer „2”.

Audi A1 Sportback. Bagażnik dla małej rodziny, fot. materiały prasowe
Audi A1 Sportback. Bagażnik dla małej rodziny, fot. materiały prasowe

Volkswagen Passat Variant w wersji Comfortline to zupełnie inna bajka. Kawał samochodu, do tego kombi. A więc z pakowaniem nie ma żadnych problemów. Także wewnątrz jest cała masa miejsca. Cztery osoby podróżują w całkowitym komforcie, na upartego i piątka nie będzie się zbytnio gnieść. Ale przecież Passat to samochód zupełnie innego segmentu niż Audi A1, więc mniej lub więcej przestrzeni dla pasażerów i bagażu nie jest żadną wadą ani zaletą. Tak po prostu jest, bo małe Audi w żaden sposób nie może równać się w wielkim Passatem. Podsumowując, obaj Niemcy mają tyle, ile można się po nich spodziewać.

VW Passat Variant. Lotnisko?, fot. materiały prasowe
VW Passat Variant. Lotnisko?, fot. materiały prasowe

Na temat wyposażenia nie ma się co zbytnio rozpisywać, bo dzisiaj samochody z najwyższej półki, a za takie – mimo mojego braku zainteresowania niemiecką motoryzacją – uznaję oba, mają wszystko to, co potrzebne. GPS, trakcja, systemy wspomagania hamowania, dobrej jakości materiały wykończeniowe… można wyliczać godzinami. Wszystko na piątkę z plusem. Próbowałem się przyczepić, ale nie było do czego.

No to co? Przekręcamy kluczyk (wirtualnie), i ruszamy w trasę. Czyli robimy to, do czego przeznaczony jest każdy samochód. Można wyglądać świetnie i pięknie pozować do zdjęć, ale dopiero bliskie spotkanie weryfikuje to, co nazywamy pierwszym wrażeniem. Moja wielka niechęć do samochód zza Odry odzywa się z wielką nadzieją. Może wreszcie okaże się, że mam rację?

Audi A1 Sportback. Wszystko na miejscu, fot. materiały prasowe
Audi A1 Sportback. Wszystko na miejscu, fot. materiały prasowe

Niestety. Jest dobrze. Jest nawet bardzo dobrze. Zarówno Audi A1 jak i Volskwagen Passat Variant prowadzą się doskonale. Z ogromna pokorą i posłuszeństwem wykonują każde polecenie. Jadą jak po sznurku i nie chcą popełnić absolutnie żadnego błędu. Ergonomia wnętrza sprawia, że nie mogę się powstrzymać przed włączaniem, pstrykaniem, kręceniem i wciskaniem. I wszystko działa. Wszystko jest proste i oczywiste. Pomimo ogromnej ilości elektroniki, systemów i rozbudowanego panelu sterowania, potrzeba zaledwie kilku sekund, żeby dojść do ładu i zrobić to, co zamierzam. Ale nie to jest najważniejsze. Wewnątrz obu samochodów dzieje się coś, co z początku jest niewytłumaczalne i niedefiniowalne. Dopiero po kilkunastu minutach dochodzę do wniosku, że to coś, to CISZA. Trochę już się w moim krótkim życiu najeździłem przeróżnymi samochodami, ale chyba jeszcze nie zdarzyło mi się nigdy czuć się tak, jak w obu niemieckich. Odcięty od rzeczywistości. Jestem sam z samochodem, który wykonuje moje polecenia. Mój prywatny Amerykanin wyje, jakby łamano go kołem. Opony łomoczą tak, jakby zazdrosny sąsiad powbijał w nie w nocy tonę gwoździ. A tu nic… Cicho i komfortowo. Kurcze, może jednak Niemcy wiedzą, jak robić samochody?

VW Passat Variant. Elegancko i przytulnie, fot. materiały prasowe
VW Passat Variant. Elegancko i przytulnie, fot. materiały prasowe

Wady? Jakieś na pewno są, ale w obu przypadkach przyćmiewa je komfort jazdy i prowadzenia. Audi zużywa całkiem sporo paliwa, jak na tak niewielki zarówno silnik, jak i samochód, Średnio Sportback wypił około 8 litrów paliwa na 100 kilometrów, przy 5 litrach ropy skonsumowanej przez Diesla Passata. Ale… już tłumaczę. Audi A1 sprawdzałem w Niemczech, na wiejskich drogach i autostradach w okolicach Monachium. A ponieważ, w przeciwieństwie do niemieckich samochodów, jestem fanem niemieckich autostrad, zdarzyło się rozpędzać nawet do 200 kilometrów na godzinę. Volkswagen Passat trafił mi się w Szwecji. Pewnie wiecie, że Szwecja jest krajem, w którym najłatwiej zepsuć samochód, bo producent nie przewidział, że można jeździć tak wolno. No więc przemieszczałem się moim VW z zawrotną prędkością maksymalną 110 km/h, zastanawiając się, czy aby na pewno ze Szwedami jest wszystko OK. W efekcie Passat nie dostał szansy, aby pokazać pełnię swoich możliwości, a jego apetyt można było porównać do apetytu dzieciaka siedzącego przed talerzem szpinaku.

No i najważniejsze, czyli poziom drenażu portfela. Audi A1 Sportback w wersji Comfort kosztuje w granicach 92 tysięcy polskich złotych. Passat Variant Comfortline jest nieco droższy, bo trzeba na niego wydać w granicach 98 tysięcy. No ale za to dostajemy samochód z zupełnie innego segmentu, więc różnica i tak nie jest porażająca.

Czy zostałem fanem niemieckich samochodów? Fanem nie, ale nie wykluczam, że może kiedyś, w przyszłości… Pod jednym warunkiem. Poczekam, aż Niemcy zatrudnią włoskich designerów.