- Projekt ustawy mówi, że dzieci w wieku do lat 16 jeżdżące na rowerach, hulajnogach elektrycznych i urządzeniach transportu osobistego będą mieć obowiązek jazdy w kaskach
- Obowiązku jazdy w kasku nie będzie podczas jazdy pod opieką rodziców
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Lekarze alarmują, że każdego dnia muszą ratować liczne ofiary wypadków na hulajnogach elektrycznych. Coraz więcej jest takich wypadków na hulajnogach – w tym śmiertelnych. Niebezpiecznie jest też na rowerze, gołym okiem widać, że przejazd rowerem przez polskie miasto jest, delikatnie mówiąc, ryzykowny. Pozwolę sobie zatem zdiagnozować sytuację okiem użytkownika roweru, a także – okazjonalnie – hulajnogi elektrycznej i innych wynalazków jak elektryczne monocykle, deski ze wspomaganiem itp.
Tak mają brzmieć nowe przepisy "kaskowe"
Kaski mają być obowiązkowe do 16. roku życia, ale jeśli dziecko jest pod opieką, to już niekoniecznie. Fragment projektu ustawy, który dotyczy tej kwestii, brzmi tak:
1b. Kierujący rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego, który nie ukończył 16 roku życia, jest obowiązany używać w czasie jazdy kasku ochronnego odpowiadającego właściwym warunkom technicznym.
1c. Przepisu ust. 1b nie stosuje się, jeżeli jazda rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego, o której mowa w tym przepisie, odbywa się pod opieką rodzica lub opiekuna prawnego osoby, o której mowa w tym przepisie.”,
b) ust. 2 otrzymuje brzmienie:
„2. Dziecko w wieku do 7 lat może być przewożone na rowerze, pod warunkiem że jest ono umieszczone na dodatkowym siodełku zapewniającym bezpieczną jazdę i używa w czasie jazdy kasku ochronnego odpowiadającego właściwym warunkom technicznym.”;
No i fajnie – tylko od tego nie stanie się zaraz bezpiecznie.
Hulajnoga elektryczna to samo zło?
W porównaniu do roweru hulajnoga elektryczna to pojazd ekstremalnie niebezpieczny. Jest tak z kilku powodów. Po pierwsze, hulajnoga elektryczna ma bardzo małe koła wrażliwe na wszelkie nierówności drogi. Po drugie, hulajnoga ma wąską kierownicę, co utrudnia utrzymanie stabilnego toru jazdy i wykonywanie precyzyjnych manewrów. Nade wszystko jednak geometria tego pojazdu sprawia, że niemal niemożliwe jest skuteczne hamowanie z dużej prędkości, praktycznie żaden sensowny nagły manewr nie jest możliwy. Gdyby nawet hulajnoga miała bardzo skutecznie działający przedni hamulec, to jego gwałtowne działanie w każdym przypadku oznacza, że kierujący "leci na twarz".
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPoznaj kontekst z AI
Z tych przyczyn przepisy ograniczają maksymalną prędkość hulajnóg elektrycznych do 20 km na godz., ale i przy takiej prędkości można się potłuc. Przepisy zabraniają też przewożenia pakunków na hulajnogach, jazdy w dwie osoby, jazdy po alkoholu, itp. W wielu krajach minimalny wiek uprawniający do jazdy na hulajnogach elektrycznych to 14-16 lat. W Polsce jest to 10 lat.
Jeśli chodzi o zalety hulajnóg elektrycznych, to należą do nich lekkość i niewielki rozmiar tego pojazdu po złożeniu – można go wrzucić do bagażnika samochodu albo tak jak walizkę wziąć do autobusu. W przypadku hulajnóg na minuty użytkownicy doceniają ich dostępność, to, że w ogóle nie trzeba się zmęczyć, przejeżdżając kilometr czy dwa, no i to, że "jest przygoda". Niby jedzie się powoli, ale dreszczyk emocji jest.
Hulajnogi elektryczne – taka jest rzeczywistość
Większość hulajnóg elektrycznych na drogach w dużych miastach to pojazdy wynajmowane na minuty. Te przynajmniej nie jeżdżą zbyt szybko, ale za to wykorzystywane są "grupowo", jeździ się na nich po pijanemu, bo niczym taniej nie wróci się z imprezy. Prywatne hulajnogi częściej są "odblokowane", czyli mogą jeździć 35 km na godz. i szybciej. A w jakich sytuacjach dochodzi do wypadków?
- po pijanemu
- podczas jazdy w dwie osoby
- poprzez zwykłe niezapanowanie nad pojazdem
- w sytuacjach kolizyjnych z innymi pojazdami
Kaski dla jadących na hulajnogach mają być obowiązkowe dla dzieci w wieku do 16 lat, no chyba, że dzieci jadą w towarzystwie dorosłego opiekuna. Tymczasem większość rannych na hulajnogach elektrycznych to dzieci w wieku powyżej 16 lat i dorośli. A jeśli wypadków z udziałem dzieci na hulajnogach elektrycznych jest za dużo, to może wypadałoby podnieść minimalny wiek dla użytkowników hulajnóg elektrycznych np. do 14 lat? Tak to działa w wielu krajach i jest to zrozumiałe.
Czy same kaski dla dzieci są rozwiązaniem problemu? W absolutnie minimalnym stopniu, bo choć kask teoretycznie może uratować życie, to jednak na hulajnodze – jak się rzekło – kierujący częściej niż na rowerze "leci na twarz". Kask nie zapobiega złamaniom kończyn, otwarty kask rowerowy (a przecież o takich mowa) nie chroni szczęki. Można się pięknie okaleczyć albo zabić, jadąc w kasku. Kask pewnie kogoś ocali – jeśli ktoś go założy – ale takich przypadków jest bardzo mało.
Więc pytam: skoro tak dużo jest wypadków dzieci na hulajnogach, to może wypadałoby zabrać im te zabawki? Może w ogóle należałoby także zakazać hulajnóg na minuty, skoro są tak niebezpieczne? Reasumując: nie jestem przeciwny obowiązkowym kaskom dla osób na hulajnogach, bo to niebezpieczne pojazdy, ale śmiem twierdzić, że obowiązek noszenia kasku w tej postaci to spora niedogodność, a mały zysk. Najgorsze jednak jest to, że będzie to kolejny przepis, który nie będzie egzekwowany przez policję, ewentualnie od święta i na pokaz. Do jazdy w kasku warto zachęcać, ale czy warto zmuszać, mając ograniczone możliwości egzekucji tych nakazów.
Obowiązkowe kaski dla rowerzystów? Zignorują albo nie będą jeździć
W porównaniu do hulajnogi elektrycznej rower jest pojazdem super bezpiecznym. Rowerzysta ma trzy punkty kontaktu ze swoim pojazdem (siodło, kierownica, pedały), ma do dyspozycji wydajne hamulce, duże koła są w ograniczonym stopniu podatne na nierówności drogi. Szeroka kierownica i w ogóle konstrukcja pojazdu pozwala na łatwe wykonywanie manewrów.
Oczywiście wypadki się zdarzają, ale typowym urazem rowerzysty nie są wybite zęby, zmasakrowana twarz i rozbita głowa (choć, oczywiście, zdarza się), lecz złamany obojczyk, nadgarstek, ewentualnie (rzadziej) inne kończyny.
Zwłaszcza wyczynowe rowery jeżdżą bardzo szybko, ale ich użytkownicy z reguły bez proszenia zakładają bardzo drogie i bardzo dobre kaski – bo tak jest modnie i wygodnie. Moda jest lepsza niż przymus, bo działa lepiej.
Pozostali cykliści różnie podchodzą do kasków, m.in. dlatego, że dobre i wygodne kaski są drogie, ale też dlatego, że niektórzy wolą po zejściu z roweru mieć wolne ręce. Także dlatego, że np. na rower z miejskiej wypożyczalni wsiada się często spontanicznie, nie mając wcześniej przygotowanego kasku.
Obowiązek jazdy w kasku dla dzieci na rowerach występuje w niektórych krajach UE, choć są one w mniejszości.
Choć wiadomo, że kask nie zaszkodzi, a może pomóc, z różnych przyczyn kaski dla dorosłych rowerzystów są chyba w całej Unii (poza Węgrami) nieobowiązkowe. Jest tak dlatego, że:
- korzyści z jazdy na rowerze przewyższają ryzyko uderzenia się w głowę
- obowiązek jazdy w kasku utrudnia spontaniczne korzystanie z miejskich wypożyczalni rowerów
- w ogóle obowiązek jazdy w kasku wiele osób zniechęca do korzystania z roweru, a to duża strata
To, co w Polsce czyni jazdę na rowerach niebezpieczną, to nie brak obowiązku jazdy w kaskach. To wciąż marna infrastruktura, jej brak w wielu miejscach, ale też bałagan, jaki panuje na tzw. ścieżkach dla rowerów
Tak, na drogach dla rowerów panuje ekstremalny bajzel. Halo, gdzie jest policja?
Jeśli któryś z pomysłodawców obowiązku jazdy w kaskach na rowerach tak jak ja uważa, że jazda na rowerze jest niebezpieczna, to chętnie podsunę pomysł, co zrobić, by było lepiej – bez zmian w prawie, które ostatnio dość ciężko przeprowadzić.
Otóż warto zwrócić drogi dla rowerów rowerzystom. Obecnie, zwłaszcza w dużych miastach, są one opanowane przez kurierów rowerowych, często nieznających przepisów drogowych imigrantów z dalekich krajów, poruszających się na motorowerach i motocyklach wyposażonych w manetki gazu i – dla niepoznaki – w pedały rowerowe. Są ich tysiące. W samej Warszawie funkcjonuje co najmniej kilkanaście wypożyczalni, które zaopatrują wyżej wymienionych kurierów w elektryczne "rowery" z silnikami o mocy 1000 W i więcej (to kilka razy więcej niż ma legalny rower elektryczny). Są to pojazdy nierzadko o masie kilkudziesięciu kg – zderzenie z takim pojazdem to jakiś dramat. Styropianowy kask niewiele może pomóc. A przecież ci kurierzy jeżdżą tymi ciężkimi motorowerami w tłumie innych rowerzystów i pieszych, śmigają pomiędzy dziećmi. Są tak dobrze widoczni i jest ich tak dużo, że zachodzę w głowę, dlaczego policja na to pozwala.
Powiedzcie mi, drodzy państwo: skoro policja nie jest w stanie wyeliminować tej patologii, to będzie umiała pilnować kasków u młodzieży? Czy może powstanie kolejne martwe prawo dające pretekst, by mówić o państwie z kartonu?