Nawet najlepsza gwarancja i umowa serwisowa nie zastąpi bezawaryjnego auta, które w serwisie pojawiać będzie się tylko na okresowych przeglądach. Każda dodatkowa awaria, szczególnie taka, która unieruchomi pojazd na trasie, może oznaczać duże straty dla firmy. Dlatego planując zakup floty samochodów, nie sposób nie odwołać się do wiedzy innych osób lub instytucji i sprawdzić, czy dane auto nie jest awaryjne.

Pierwszym krokiem jest zwykle odniesienie się do niemieckich raportów awaryjności, które przygotowują aż trzy instytucje. Jasne, że trzeba to robić, bowiem daje to pewien obraz awaryjności danego pojazdu, nie radzimy jednak ufać tym raportom całkowicie ślepo.

Czy przepalona żarówka to już defekt?

TÜV, DEKRA i ADAC zbierają duże ilości danych o samochodach i ich eksploatacji. Dwie pierwsze instytucje prowadzą stacje kontroli pojazdów, które dopuszczają auta do ruchu. W ich corocznych raportach mamy więc dostęp do zestawienia wszystkich aut, które pojawiły się w Niemczech na przeglądach w celu przedłużenia ważności badań technicznych. Teoretycznie tego typu dane dałoby się także gromadzić w Polsce, ale póki co, nikt jeszcze na to nie wpadł.

Wracając jednak do niemieckich zestawień, publikacje TÜV i Dekry mówią o przede wszystkim o defektach stwierdzonych podczas rutynowych kontroli stanu technicznego pojazdów. Wiadomo, że nie wszystko może być tutaj sprawdzone. O ile więc dowiemy się o przepalonych żarówkach, wyciekach z silnika, zużytych hamulcach, czy też złym składzie spalin, o tyle o tym, że połowa elektrycznych gadżetów pokładowych nie działa - już niekoniecznie.

Warto także wspomnieć o tym, jak firma grupuje dane - TÜV dzieli auta na kategorie wiekowe, DEKRA wprowadza dodatkowo zmienną mówiącą o przebiegu samochodu. Nieco lepsza wydaje się metoda przebiegowa (nawiasem mówiąc kompletnie nie sprawdziłaby się w Polsce, z uwagi na powszechność zjawiska fałszowania przebiegu używanych aut).

Poza tym wiele z badanych elementów w realnym życiu traktuje się jako typowo eksploatacyjne, np. wspomniane hamulce (tego typu elementy nie podlegają nawet gwarancjom). To, że jakieś auto na przeglądzie będzie miało zużyte tarcze hamulcowe i/lub klocki, świadczy co najwyżej o tym, że jego właściciel ma niską wiedzę techniczną albo dawno nie odwiedzał serwisu. Idąc dalej zużycie zawieszenia podlega temu samemu zjawisku, a zbyt wiele zanieczyszczeń w spalinach z silnika mogą oznaczać niewymienione na czas olej i filtry. Jeżeli tak spojrzymy na raporty, możemy dowiedzieć się co najwyżej, którzy kierowcy najbardziej przykładają się do serwisowania swoich aut.

Porsche 911 i Mercedes SL

Od wielu już lat w czołówce rankingów niezawodności utrzymują się nieco egzotyczne niemieckie samochody - Porsche 911 i Mercedes SL. To kolejny przykład, który przemawia za tym, że im lepiej sytuowany kierowca, tym lepszy wynik jego auta w rankingu. Bez krzty przesady założyć można bowiem, że właściciel drogiego sportowego auta serwisuje je w dobrym zakładzie, w Niemczech jest to najprawdopodobniej ASO.

Nawet jeśli naprawia swoje auto poza ASO, można założyć, że wymienia części na oryginalne, z prostego powodu - do tego typu pojazdów raczej nie opłaca się produkować zamienników części. Kolejna sprawa to fakt, że otwarty Mercedes lub sportowe Porsche to drugi, a może i trzeci pojazd w rodzinie. Użytkuje się go więc raczej w weekendy przy dobrej pogodzie.

Awarie na drodze to czysta statystyka

Trudno również nie mieć zastrzeżeń do zestawień prezentowanych przez ADAC. Firma ta naprawia samochody na drodze. W tym wypadku równie dobrze można by poprosić ADAC o wykaz, którym kierowcom najczęściej kończy się paliwo na autostradzie, tym bowiem również się zajmują. Ale żarty na bok. W przypadku ADAC mamy do czynienia z przypadkami prawdziwego unieruchomienia auta, są to więc realne awarie, które najbardziej nas interesują. Co prawda w tym wypadku nie dowiemy się o zatartym elektrycznym silniczku fotela, ale o poważnej awarii układu chłodzenia już tak. Jest właściwie tylko jedno "ale".

Liczą się ceny i konstrukcja

Ważną zmienną, którą również pomija się w przypadku awaryjności samochodów są ich ewentualne koszty napraw. Co z tego bowiem, że Fiat Seicento zajmuje od lat dalsze miejsca w rankingach, skoro jego konstrukcja jest prosta, a ceny części zamiennych niskie. Przy odrobinie wiedzy technicznej (lub też obsłudze w dobrym warsztacie) bez trudu da się utrzymywać ten samochód w stanie, który nigdy nie spowoduje unieruchomienia podczas jazdy. Większość części można bowiem wymieniać podczas rutynowych serwisów olejowych.

Z drugiej strony, wiele aut, które mają zasłużone wysokie miejsca w rankingach ma bardzo wysokie ceny części zamiennych i ich obsługa może być droższa, mimo tego, że zamiast trzech awarii w roku zdarzy się tylko jedna.

Kierowca prawdę ci powie

Skąd więc czerpać wiedzę o tym, czy dany model jest awaryjny? Odpowiedź na to pytanie jest dość banalna - z jednej strony warto śledzić artykuły prasowe na temat używanych samochodów, z drugiej nic nie zastąpi wiedzy znajomych, szczególnie tych, którzy również zarządzają flotami samochodowymi. W grę wchodzą jeszcze opinie mechanika, lepiej jednak, aby nie był to przedstawiciel ASO.

Warto także sprawdzać jak najwięcej przed zakupem auta, np. gdzie produkowany jest dany model (niewiele nowych aut japońskich naprawdę pochodzi z Japonii). Dobrze także dowiedzieć się, jakiej konstrukcji silnik pracuje w danym aucie. Dotyczy to w szczególności nowoczesnych silników wysokoprężnych, które narażone są na drogie do usunięcie awarie. Może się bowiem okazać, że dla przykładu pod maską ze znaczkiem Volvo znajdzie się jednostka produkowana przez Peugeota, z którą w innym modelu były już kiedyś problemy.