Polska motoryzacja ewoluuje. Zmiany zachodzą wolno, ale śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że są coraz wyraźniejsze. W zeszłym roku 36 proc. respondentów przyznawało się do posiadania diesli (dwa lata temu odsetek ten wynosił tylko 31 proc.). W tegorocznym badaniu padł rekord – aż 41 proc. NAT-owiczów ma samochody z silnikiem wysokoprężnym.

Co prawda, właściciele takich pojazdów przyznają, że tanio jest tylko na stacji paliw, bo w serwisie można zostawić majątek, ale i tak w końcowym rozrachunku okazuje się to opłacalne. Poza tym dochodzi jeszcze coś: diesle są po prostu lubiane. Auta z silnikami wolnossącymi to już rzadkość, a doładowane jednostki dają radość z jazdy.

Samochody zasilane benzyną zmniejszyły swoją przewagę z 45 do 42 proc. Jeszcze bardziej na popularności straciło zasilanie gazowe: w 2009 roku była to 19-procentowa grupa, teraz – 16-proc. Powód? Problemy z właściwym doborem i zamontowaniem instalacji LPG. Po części to też efekt wycofania z ruchu samochodów najstarszych, w których gaz pod maską był znacznie częściej spotykany. Samochody wyprodukowane przed 1989 rokiem nie stanowią nawet 1 proc. aut użytkowanych przez respondentów NAT 2010.

Utarło się, że w Polsce najchętniej wybieraną odmianą karoserii jest sedan. Tymczasem coraz więcej samochodów na naszych ulicach to hatchbacki (wzrost w stosunku do NAT 2009 o 2 proc., sedany straciły 3 proc.). Pojawiła się też nowa kategoria – SUV-y po raz pierwszy przekroczyły granicę błędu statystycznego, choć żadnemu przedstawicielowi tego gatunku nie udało się przebić do rankingu głównego. Czy to efekt zmiany narodowych gustów, czy może raczej niesłabnącego importu pojazdów używanych zza zachodniej granicy, gdzie podaż sedanów jest ograniczona?

Spada też średnia wieku użytkowanego parku samochodowego, daleko nam jednak do huraoptymizmu: największą poprawę widać wśród samochodów najstarszych, które sukcesywnie wycofywane są z eksploatacji. No cóż, dobre i to, jednak nadal 45 proc. aut w Polsce ma ponad 10 lat.

Podsumowując: gdybyśmy mieli stworzyć obraz najpopularniejszego i zarazem najbardziej pożądanego auta, byłby to samochód marki Audi lub Volvo, z wysokoprężnym silnikiem pod maską oraz nadwoziem typu hatchback lub kombi.

Niestety, moje auto częściej się psuje - Jeszcze w zeszłym roku „tylko” 29 proc. ankietowanych, którzy nie kryli niezadowolenia ze swojego samochodu, deklarowało, że był on zbyt awaryjny. W tegorocznym badaniu odsetek ten zwiększył się aż do 40 proc. Jaki typ usterek był najczęstszy? Tak jak w zeszłym roku, prowadzą problemy z elektroniką, tyle że jest ich coraz więcej – o 13 proc. w stosunku do NAT 2009. Aż 34 proc. internautów narzekało na to, że właśnie awarie elektroniki były najczęstsze i najbardziej dotkliwe, bo drogie w usunięciu. Na drugie miejsce „awansowały” defekty zawieszenia (26 proc., +10) – znającstan naszych dróg, nie spodziewaliśmy się poprawy. Awarie silnika stanowiły 21 proc., hamulców 15 proc., a sprzęgła 11 proc.

Lubimy samochody Audi, wysoko oceniamy też pojazdy Kii - Najbardziej zadowoloną ze swoich samochodów grupą kierowców są użytkownicy Audi. Aż 91 proc. z nich bez wahania kupiłoby auto z czterema pierścieniami na grillu jeszcze raz. Co ciekawe, wśród najlepiej postrzeganych marek (ale niekoniecznie tylko przez użytkowników) od dwóch lat jest niezmiennie Volvo (patrz str. 26) – Audi w tym rankingu zajęło trzecią pozycję.

Pierwszą popularną marką na czele rankingu jest Kia. I choć w rankingu głównym cee’d spadł o kilka pozycji, to jednak użytkownicy samochodów z Korei są z nich z zasady zadowoleni i w przyszłości zdecydowaliby się na pojazd z tej samej „stajni” (88 proc. ankietowanych). No cóż, Kia zrobiła w ostatnich latachogromne postępy.

Na drugim końcu skali, znacznie odstając od konkurencji, znalazły się samochody Daewoo. Użytkownicy tych aut nie będą już mieli możliwości kupienia nowych egzemplarzy koreańskiej marki (chyba, że za sukcesora firmy Daewoo można uznać Chevroleta), ale nawet gdyby taka możliwość była, to i tak by tego nie zrobili. Okazuje się, że największą bolączką Daewoo jest prestiż, a właściwie jego całkowity brak. Czyżby zdanie sąsiadów liczyło się aż tak bardzo, nawet jeśli jeździmy tanimi autami?

Tracą giełdy, zyskuje internet - Zmieniają się tendencje co do miejsca zakupu auta. Coraz rzadziej odwiedzamy popularne niegdyś giełdy – w zeszłym roku odsetek kupionych na nich pojazdów stanowił 3 proc. Nie jest to może rewolucyjna zmiana (jeśli już, to bardziej ewolucyjna), ale zauważalna. Klienci giełd doceniają możliwość porównania stanu technicznego i cen kilku egzemplarzy tego samego modelu w jednym miejscu. Poza tym można od razu wynegocjować ze sprzedającym cenę.

Rośnie za to znaczenie ogłoszeń, w tym najpopularniejszych obecnie – internetowych. Respondenci przyznają, że nie ma lepszego sposobu na porównanie cen, ale też zwracają uwagę na dużą liczbę anonsów, w których opis sprzedawanych aut, delikatnie rzecz ujmując, odbiega od stanu faktycznego. Niestety, taka wiedza kosztuje dużo nerwów. Nadal blisko 25 proc. użytkowanych autsprowadzono samodzielnie z zagranicy.